Rośnij z nami, to hasło „Tygodnika Powszechnego”. Myślałem o nim wracając ze zjazdu Wspólnoty Indywidualności – grupy aktywnych młodych ludzi działających w Klubach „Tygodnika Powszechnego” i okolicach. Trzy dni spędzone w Warszawie były czasem wypełnionym sensem.
Przede wszystkim dzięki głęboko przemyślanemu programowi (nad którym przez wiele miesięcy pracowali Joanna Stawiarska, Malgorzata Jasionek i Konrad Stanowicz, Agnieszka Dąbrowska, a jeśli kogoś pominąłem, przepraszam), ale też dzięki ludziom, uczestnikom i uczestniczkom Wspólnoty (nie wszyscy są na zdjęciu). Wspólnota jest wyjątkową grupą, łączącą ludzi z różnych parafii, z różnymi doświadczeniami i przekonaniami, ale dzielącymi – mam takie poczucie – podstawowe wartości. Takie jak ciekawość, otwartość i zrozumienie. I grupą wyjątkowo aktywną, tj. działającą w imię wspólnego dobra na różnych polach. Pod tym względem każdy zjazd Wspólnoty jest dla mnie lekcją pokory i źródłem podziwu.
Chcę wrócić do programu, bo zrobił na mnie duże wrażenie (nadal we mnie działa, nadal o nim myślę). Zaczęliśmy od spotkania z Krystyną Budnicką, ocalałą z warszawskiego getta (to tylko jedno z wielu rzeczy, które można powiedzieć o jej nadzwyczajnej biografii, która, co najbardziej może imponujące, nie doprowadziła u niej do przekreślenia nadziei). W kolejne dni były spacer po domkach fińskich na Jazdowie (Wojciech Matejko), warsztaty Forum Dialogu (Hanna Gospodarczyk) i Stowarzyszenia Interwencji Prawnej (Aleksandra Pulchny) oraz, przede wszystkim, dyskusje (Mikołaj Grynberg, Agnieszka Kościańska, Katarzyna Sztop-Rutkowska, Marcin Sośnicki, Natalia Judzińska, Maciej Duszczyk) i oprowadzanie po wystawie w Polin, pokazującej los zwykłych ludzi w czasie powstania w getcie (Magdalena Macińska).
Gdybym próbował streścić przewodnią myśl tych dni, narażając się na zarzut o uproszczenie, chyba napisał bym o biednych Polakach patrzących na las. I dlaczego ryzykowany zabieg łączenia reakcji na Zagładę z reakcją na sytuację na granicy nie był publicystyczną dezynwolturą.
Ale były też wspólne posiłki, były wieczory i były spacery, tańce (nie zawsze tańczę, ale zawsze kibicuję tańczącym). Czas spędzony razem, po którym wróciłem do Krakowa z poczuciem, że rosnę z nimi i rosnę dzięki nim. Organizatorów oklaskuję, uczestnikom dziękuję. To były dni, które w solidnym kontekście ustawiają moją pracę w „Tygodniku Powszechnym”, przypominają jej sens. Do zobaczenia.
—
Wpis pierwotnie ukazał się na profilu Patryka Stanika na facebooku.