W ostatnim czasie pojawił się obywatelki projekt “W obronie chrześcijan”. Zakłada on zaostrzenie kar za obrazę uczuć religijnych. Należy odnotować, że nie jest to odpowiedź na zapotrzebowanie Kościoła, ale oddolna inicjatywa polityków, która jednak w niektórych środowiskach kościelnych znajduje uznanie i wsparcie. W wielu parafiach zbierane są podpisy pod tym projektem. Czy jest to potrzebna zmiana prawa? Czy nie mamy do czynienia z „niedźwiedzią przysługą”? Czy my jako chrześcijanie powinniśmy zabiegać o dodatkową ochronę prawną?
W pierwszych wiekach chrześcijanie nie byli chronieni jakimś szczególnym prawem ani obdarzeni przywilejami, wręcz przeciwnie, niejednokrotnie byli przedmiotem krwawych prześladowań. Wszystko zmieniło się w IV w.
W 381 roku cesarz Teodozjusz wydał edykt czyniący chrześcijaństwo religią panującą, a w 392 roku zakazał na terenie cesarstwa wszelkich form kultu pogańskiego. Chrześcijaństwo stało się nie tylko religią wolną, ale również uprzywilejowaną. W ten sposób rozpoczęła się epoka sojuszu tronu z ołtarzem, która formalnie zakończyła się wraz z Soborem Watykańskim II, który za „dogmat” przyjął autonomię rzeczywistości ziemskich (zob. KDK 36), a w konsekwencji rozdział państwa i Kościoła.
Proces ten nie przebiegał jednak bez problemów. Kościół z trudem pozbywał się uprzywilejowanej pozycji. Jeszcze w XIX w. wolność religijną (Syllabus errorum 79) i autonomię państwa i Kościoła (tamże 55) Pius IX uznał za błędy modernizmu. Sentyment chrześcijan za dawną formą obecności Kościoła w społeczeństwie mimo zmian, jakie zaszły w ostatnim stuleciu, jest wciąż żywy. Z drugiej strony niektóre partie polityczne poprzez tego rodzaju inicjatywy chcą się przypodchlebić Kościołowi, licząc na poparcie. W praktyce oznacza to oczekiwanie, że Kościół zaangażuje się w bieżącą politykę, poprze jedną opcję polityczną, a mówiąc wprost – deprawację.
Nihil novi
W ewangeliach niejednokrotnie spotykamy się z niewybrednymi komentarzami na temat osoby Jezusa. Na szczęście nikt nie ocenzurował tych pism i dziś możemy dowiedzieć się, z jakimi reakcjami na swoją naukę i działalność spotykał się sam Jezus.
Na początku Ewangelii według Marka czytamy o oszczerstwach, z jakimi musiał się zmierzyć Jezus. Uczeni uznali bowiem, że jest opętany przez diabła i jego mocą dokonuje uzdrowień (zob. Mk 3,22). Jan odnotował natomiast, jak mieszkańcy Jerozolimy wprost usiłowali obrazić Jezusa, nazywając go Samarytaninem (zob. J 8,48), co było wyrazem najwyższej pogardy.
Obecność tych tekstów w pismach świętych chrześcijan oznacza, że człowiekowi, który spotyka się z nauczaniem Kościoła, pozostawia się wolność wyboru i opinii.
W 1857 r. na murze pałacu cesarskiego na Palatynie w Rzymie odkryto graffiti uważane za najstarsze znane wyobrażenie ukrzyżowanego Chrystusa. Rysunek przedstawia ukrzyżowanego człowieka z głową osła i jest opatrzony podpisem: ”Aleksamenos oddaje cześć bogu”. Wyryty na murze rysunek datuje się na II-III w. i stanowi on świadectwo postawy niektórych pogan wobec chrześcijan. Z tego okresu nie brakuje również świadectw pisanych, w których pogańscy autorzy w swoich dziełach wyszydzali chrześcijańskie wierzenia. Niektóre z nich doczekały się polemiki ze strony chrześcijan, jak chociażby Orygenesa, który w swoim dziele „Przeciw Celsusowi” pozostawił nieocenione źródło informacji o toczących się wówczas sporach.
W łonie samego Kościoła w XVI w. kryzys wywołany przez Reformację wyzwolił po obydwu stronach sporu, tak wśród katolików jak i protestantów, tak zapiekłą dyskusję, że do dzisiaj trudno znaleźć bardziej obraźliwy sposób wyrażania się o przekonaniach religijnych. Można zaryzykować tezę, że nic bardziej obraźliwego nie napisano niż to, co sami o sobie napisali chrześcijanie.
Dzisiaj domaganie się „takich ustaw w naszym prawodawstwie, które strzegłyby praw ludzi wierzących, żeby nie były deptane i ośmieszane najświętsze dla nas sprawy” (abp. Marek Jędraszewski) wydaje się nie tylko anachronizmem, ale zagraża wolności dyskusji. Ponadto zastosowanie jednej miary dla wszystkich wyznań i religii oznaczałoby np. zachowanie powagi dla wyznawców Polskiego Kościoła Latającego Potwora Spaghetti, którzy z definicji chcą uchodzić za prześmiewców wszelkiej religijności.
Jest kilka powodów, dla których my jako chrześcijanie i katolicy powinniśmy odpędzać od siebie, jak nieczyste myśli, pokusę dodatkowej ochrony prawnej.
Najświętsza sprawa?
Cóż jak nie Chrystus jest dla nas „najświętszą sprawą”. Świętość liturgii, jak wierzymy, bierze swoje ostateczne źródło z obecności Zmartwychwstałego Pana. Żadne prawo jednak nie może chronić Chrystusa.
“W obronie chrześcijan” nie chodzi o to, co najświętsze, o Chrystusa, ale o nas samych, o nasze uczucia religijne.
Nie podzielam entuzjazmu hierarchów, którzy widzą w tym projekcie jakieś dobro. Schlebianie zmianom to raczej przejaw narcyzmu.
Źródła ataków
W ostatnich latach mamy do czynienia ze zjawiskami, z którymi nie mieliśmy do czynienia przez dziesięciolecia: graffiti na ścianach kościołów, przerywanie liturgii przez zorganizowane grupy protestujących, zawieszanie symbolicznych przedmiotów na ogrodzeniach oraz inne formy protestu i manifestowania dezaprobaty. Większość tych działań miała miejsce w kontekście afery pedofilskiej oraz strajku kobiet po zaostrzeniu ustawy antyaborcyjnej.
Biorąc pod uwagę różnicę oraz ciężar gatunkowy obu problemów, czy możemy się dziwić protestom, krytyce, a nawet atakom? W przypadku pedofilii wszyscy powinniśmy schylić głowę, jeśli nie w pokutnej postawie, to z zawstydzenia, i przyjąć całe odium płynące z rozczarowania i złości na politykę, zamiatania pod dywan prowadzoną przez lata w Kościele przez hierarchów.
W drugim przypadku: jeżeli Kościół wychodzi poza posługę duszpasterską formowania sumień i staje się jednym z uczestników publicznej debaty, to musi się liczyć ze wszystkimi skutkami wynikającymi z tego faktu.
Siłą prawdy
Swoją pozycję w społeczeństwie Kościół – my chrześcijanie – powinniśmy wypracować poprzez świadectwo wiary – przez ofiarną miłość, troskę o ubogich, solidarność z potrzebującymi, ewangeliczne życie. Nawet w liberalnym społeczeństwie trudno sobie wyobrazić krytykę i ośmieszanie takich postaw. Bywało, że w czasach prześladowań i zajadłej krytyki chrześcijanie zaznawali sympatii i uznania. Pisał o tym Tertulian († ok. 240), cytując opinie pogan: „patrzcie jak oni się miłują” (Apologetyk 39,7) .
Chrystus misjonarzom posłanym, aby głosić Ewangelię, nie gwarantował ani pieniędzy, ubrania, obrony (zob. Mt 10,10; Łk 9,3), ani gościnnego przyjęcia (zob. Łk 10,3), nie mówiąc o przychylności panujących i ochronie prawnej. Wręcz przeciwnie, swoich naśladowców instruował słowami: „posyłam was jak owce między wilki. Bądźcie więc roztropni jak węże, a nieskazitelni jak gołębie” (Mt 10,16-23).
Zamiast zabiegać o kolejne zabezpieczenia prawne, osoby postawione na czele wspólnot kościelnych, prezbiterzy i biskupi, powinni wytężać wysiłki, abyśmy wszyscy byli godni powołania, jakim, jako chrześcijanie, zostaliśmy obdarzeni. Prawda winna obronić się siłą samej prawdy (por. DH 1).
„Komu wiele dano …”
Od wielu lat Kościół znajduje się w ogniu krytyki. Jedni dziękują mediom za wytykanie błędów, inni uznają to za atak. Właściwie dlaczego tylko Kościół, a nie inne środowiska ma być na celowniku i pod ciągłym obstrzałem? Czy nie dlatego, że Kościół chce jawić się jako autorytet w sprawach moralnych? Dlatego właśnie ponosi konsekwencje swojej już uprzywilejowanej pozycji zgodnie z zasadą: „komu wiele dano, od tego wiele wymagać się będzie; a komu wiele zlecono, tym więcej od niego żądać będą” (Łk 12,48).
Wierzymy, że Bóg przekazał Kościołowi depozyt prawdy i łaski, co oczywiście nie chroni nas od grzechu. Również osoby będące na zewnątrz instytucjonalnego Kościoła dostrzegają niezbywalną rolę religii. Ci sami, którzy udzielili kredytu zaufania, nabyli również prawa do krytyki i wytykania słabości, błędów i wyrażenia swoich emocji.
Zamiast „roztropności i gołębiej nieskazitelności” mamy liczyć na prawną ochronę? Tego, czego należy najbardziej się obawiać to to, że lęk przed naruszeniem sacrum w krytyce chrześcijan wywoła w samym Kościele syndrom bezkarności i samozadowolenia, co nieuchronnie prowadzić musi do skarłowacenia.
Kościół potrzebuje krytycznego osądu nie tylko ze swego wnętrza, ale również z zewnątrz, nawet gdyby okazał się obraźliwy. Lepsza jest krytyka nawet krzywdząca niż jej brak. To wymaga konsekwentnie wolności słowa, manifestowania niezadowolenia nieskrępowanego prawem. Brak krytycyzmu naraża nas na obskurantyzm i kompromitację.
Przykład Mistrza
“Sługa nie jest większy od swego pana”. Jeżeli Mnie prześladowali, to i was będą prześladować” (J 15,20), nauczał Jezus swoich naśladowców. W świadectwo (gr. martyr) wiary jest wpisane męczeństwo (gr. martyr), od którego inicjatorzy projektu “W obronie chrześcijan” chcą nas wspaniałomyślnie uwolnić. Wyrażam obawę, że usunięcie ze świadectwa wiary potencjalnego choćby męczeństwa dezawuuje je i naraża na koniunkturalizm.
Wiara, nadzieja i miłość, które mamy jako chrześcijanie świadczyć, wymagają przestrzeni wolności. Lepiej narazić swoją wiarę i miłość na obrazę i wyszydzenie niż fałszywą i nieszczerą wzajemność.