«Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu! Kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony; a kto nie uwierzy, będzie potępiony. Te zaś znaki towarzyszyć będą tym, którzy uwierzą: w imię moje złe duchy będą wyrzucać, nowymi językami mówić będą; węże brać będą do rąk, i jeśliby co zatrutego wypili, nie będzie im szkodzić. Na chorych ręce kłaść będą, a ci odzyskają zdrowie». Po rozmowie z nimi Pan Jezus został wzięty do nieba i zasiadł po prawicy Boga. Oni zaś poszli i głosili Ewangelię wszędzie, a Pan współdziałał z nimi i potwierdzał naukę znakami, które jej towarzyszyły” (Mk 16, 15-20).
Jedno czy wiele wydarzeń?
Gdyby trzymać się kryterium historyczności, według współczesnego rozumienia tego pojęcia, ewangelie – które z definicji mówią o Jezusie, jego działalności, nauczaniu, słowach i czynach, tym samym domagają się Jego historycznej obecności – powinny kończyć się na scenie złożenia Jezusa do grobu. Wszystko to, co dzieje się później, są to już dzieje apostołów, uczniów, kobiet – jednym słowem tych, którzy towarzyszyli Mu przez cały czas (Dz 1,21). Teksty: (Mr 16; Łk 24; Mt 28 i J 20-21; Dz 1,4-9), a zatem wszystkie fragmenty opisujące epifanie Zmartwychwstałego ukazują Chrystusa, obecnego w historii przez wiarę pierwotnej gminy wyznawców. Nie można zatem odczytywać ich na sposób kronikarski. Jednakże są one niezwykle ważne również od strony historycznej, gdyż ukazują rozterki uczniów Jezusa, ich lęki i niedowiarstwo. Pisze o tym wprost Marek: „Ci jednak słysząc, że żyje i że ona Go widziała, nie chcieli wierzyć” (Mk16,11), a zarazem proces dochodzenia do pełni wiary – „oni poszli i głosili Ewangelię wszędzie, a Pan współdziałał z nimi” (Mk 16,20).
Tajemnica paschalna: śmierć, zmartwychwstanie i wniebowstąpienie Jezusa Chrystusa i zesłanie Ducha Świętego to jedno teologiczne wydarzenie. W liturgii zgodnie z narracją biblijną zostają rozciągnięte w czasie, na okres wielkanocny jako element edukacji – wprowadzenia w wiarę za pomocą sakramentalnych znaków.
Kanoniczne, nieautentyczne
Zdaniem egzegetów pierwotnie ewangelia Marka kończyła się na wierszu 16,8. Wiersze od 9-19 stanowią zakończenie dodane wtórnie. Zresztą nie jest to jedyna wersja zakończenia tej Ewangelii. Wersja niekanoniczna brzmi następująco: „Zaraz jednak krótko opowiedziały tym, którzy byli z Piotrem. Następnie zaś od Wschodu aż do Zachodu sam Jezus rozpowszechniał przez nich świętą i nieprzemijalną naukę o wiecznym zbawieniu. Amen.” Problem z tym zakończeniem polega na tym, że jest ono poświadczone tylko przez jeden łaciński kodeks Bobbinensis z przełomu IV i V w.
Kanoniczne zakończenie ewangelii Marka (16,9-19) nie jest pozbawione problemów. Najważniejszym z nich nie jest fakt, że „powiązanie tego fragmentu z kontekstem poprzedzającym jest dość sztuczne, a jego styl odbiega cokolwiek od właściwości literackich całej Ewangelii” (zob. komentarz do Biblii Tysiąclecia). Poważniejszym problemem jest fakt, że nie jest ono obecne w najważniejszych kodeksach Watykańskim „B” i Synajskim „S” również z IV w., mimo że stanowią one najważniejsze źródło ustalenia autentyczności tekstu Nowego Testamentu.
Tekst ten jednak na pewno znany był już wcześniej. Powołuje się na niego Ireneusz z Lyonu w trzeciej księdze Adversus haereses (3,10,6). Cytując je, zaczyna od słów: „Na koniec ewangelii jednak, Marek mówi …” (następują słowa Mk 16,9-20).
Redaktor Biblii Poznańskiej o dłuższym zakończeniu informuje lakonicznie, że jest ono nieautentyczne, to znaczy nie pochodzi od Marka Ewangelisty (może raczej od jednego z jego uczniów – MR), ale kanoniczne.
Czy rzeczywiście jest kanoniczne, skoro tego zakończenia nie znał Hieronim, tłumacz Wulgaty? Zresztą nie tylko on, również tacy ojcowie Kościoła jak Klemens Aleksandryjski, Orygenes czy Euzebiusz. Ten fakt pociągałby za sobą poważne konsekwencje, gdyż to właśnie Wulgata w swojej integralności stała się przedmiotem orzeczenia dogmatycznego Soboru Trydenckiego (O Kanonie Pisma świętego, Sesja 4, 1546). Sobór ten za kanon biblijny przyjął te księgi, a zatem i teksty, które znalazły się w Wulgacie, stwierdzając, że Wulgata jest tym przekładem Biblii, którym “wszyscy autentycznie posługiwać się mają”.
Kolejne sobory, jedynie władne w tak ważnej kwestii jak kanon Pisma Świętego, nic nowego nie wniosły do tematu. Sobór Watykański I odwołał się jedynie do poprzedniego, stwierdzając: „Jeśliby ktoś nie przyjmował wszystkich ksiąg Pisma Świętego ze wszystkimi ich częściami za święte i kanoniczne – jak to podał święty Sobór Trydencki – i przeczyłby, że są natchnione przez Boga, niech będzie wyłączony ze społeczności wiernych” (EB 79). Sobór Watykański II powtórzył tylko, że „Kościół uważa na podstawie wiary apostolskiej księgi tak Starego, jak Nowego Testamentu w całości, ze wszystkimi ich częściami za święte i kanoniczne, dlatego że spisane pod natchnieniem Ducha Świętego Boga mają za autora i jako takie zostały Kościołowi przekazane” (DV 11).
Ostatecznie jednak to nie znajomość tego tekstu przez Hieronima stanowi o kryterium kanoniczności. Dłuższe zakończenie ewangelii Marka torowało sobie stopniowo miejsce w kanonie biblijnym, poczynając już od II w. ale nie tylko. Zawierają je takie kodeksy jak Aleksandryjski (IV w. ), Efrema (V w.), Bezy V w.), czy Waszyngtoński (w. VII) oraz wiele innych rękopisów, np. przekłady koptyjskie. Z ojców Kościoła znają je wspomniany Ireneusz z Lyonu, Polikarp czy Tertulian. Co ważniejsze, tekst ten występuje też we wczesnych lekcjonarzach.
Istotny w naszej dyskusji jest fakt, że już w wydaniu Biblii Gutenberga wydrukowanym w latach 1452–1455 w Moguncji to właśnie dłuższe zakończenie kończyło Ewangelię wg. Świętego Marka. Trydent, orzekając o kanonie, miał na uwadze również aktualną wersję Ewangelii Marka. Mimo tych perturbacji i wątpliwości, jakie towarzyszyły temu tekstowi, fragment ten uznawany jest przez większość Kościołów za natchniony i pojawia się prawie we wszystkich współczesnych przekładach Ewangelii.
Skoro jest to tekst kanoniczy, to znaczy taki, w którym Kościół rozpoznaje swoją wiarę, nie można go w żaden sposób zbagatelizować używając za pretekst, że nie jest to autograf Ewangelisty Marka oraz jego burzliwą historię.
Nieautentyczne, prawdziwe
Euzebiusz z Cezarei przytacza pewną opowieść przejętą od Papiasza, a dotyczącą jednego z dwóch kandydatów do grona Dwunastu po Judaszu, Barsaby, z przydomkiem Justus (zob. Dz 1,23). Miał on wypić truciznę i jak pisze Euzebiusz – „za łaską Pańską nic mu się nie stało złego” (Historia Kościelna 3,39,9). Fakt ten oznacza, że zapewnienia przekazane przez w zakończeniu ewangelii Marka traktowano nader poważnie i realistycznie. Czy słusznie? Czy wzmianka Euzebiusza nie jest tylko przykładem naiwnej łatwowierności zabarwionej cudownością?
Egzegeci wskazują na symboliczny charakter ostatnich wskazań zamieszczonych w tekście dłuższego zakończenia ewangelii Marka. Pierwsze z nich znajdują paralelę w działalności samego Jezusa. W tamtych czasach wszelkie choroby przypisywano złym duchom. Dziś rozumiemy, że tym, co niszczy człowieka, są różnego rodzaju struktury zła pozbawiające człowieka godności, degradujące i niszczące osobowość. Jezus leczył, gdyż wyzwalał w człowieku to, co najlepsze, przywracał człowieczeństwo. Tym, co leczyło, była wiara w Jego słowo, w to, jak on widział człowieka.
Słowa o mówieniu nowymi językami wprost nawiązują do relacji Łukasza z Zesłania Ducha Świętego (Dz 2,1-4). Słowa o wężach i truciźnie znajdują rozwiązanie w biblijnej symbolice węża jako symbolu złego i należy odczytywać je jako alegorię panowania nad potęgami zła. Tekst zatem przekazuje nam, w alegoryczny sposób, że siły zła nie będą w stanie powstrzymać głoszenia Ewangelii. To, co Marek wyraził za pomocą języka symbolicznego, Mateusz przekazuje słowami: ”Dana Mi jest wszelka władza w niebie i na ziemi. Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, …” (Mt 28,18).
Wszystkie te słowa mają wydźwięk chrystologiczny, wskazują za pomocą języka kosmologicznego, że Zmartwychwstały jest Panem całego stworzenia.
Pan współdziałał z nimi
Czy zatem dzisiaj powinniśmy zrezygnować, nie spodziewać się, że Pan będzie współdziałał z głoszącymi i potwierdził ich naukę znakami (por. Mk 16,20)?. Jeśli jednak, te słowa są wciąż aktualne, to jakich znaków możemy oczekiwać, aby z jednej strony sprostać symbolice ewangelicznej wypowiedzi, a z drugiej nie zniwelować jej przesłania racjonalną interpretacją? Czy Kościół nauczający, a więc konkretnie przepowiadający Ewangelię, stawiają sobie pytanie o to, czy Pan współdziała i potwierdza to, co głoszą? A może my się już niczego nie spodziewamy?