Na koniec roku liturgicznego Kościół przypomina o końcu świata. Jeszcze brzmią nam w uszach i mamy przed oczyma sugestywne obrazy przytaczane w tych dniach z czytań mszalnych: „Przyjdzie czas, kiedy z tego, na co patrzycie, nie zostanie kamień na kamieniu, który by nie był zwalony. (…) To najpierw musi się stać, ale nie zaraz nastąpi koniec. (…) Powstanie naród przeciw narodowi i królestwo przeciw królestwu. Będą silne trzęsienia ziemi, a miejscami głód i zaraza; ukażą się straszne zjawiska i wielkie znaki na niebie” (Łk 21,6-11). Czy rzeczywiście jest to realny scenariusz końca świata?
Apokaliptyka, którą posługiwał się Jezus (zob. Łk 10,18-20; 21,6-28), to szczególny język symbolu, który działając na naszą wyobraźnię, wzbudzając emocje ma przede wszystkim dokonać zmiany w naszej postawie – wywołać skutki egzystencjalne. Biblia nie ma nic wspólnego z futurologicznymi spekulacjami.
Adwent
„Adwent”, pochodzi od łacińskiego adventus oznaczającego przyjście. Jest to zatem okres, w którym przygotowujemy się na nadchodzące święta Bożego Narodzenia. Tym samym symbolicznie wspominamy oczekiwanie na przyjście Mesjasza, które towarzyszyło Izraelowi przez pokolenia.
Adwent ma również swoją wymowę prorocką. Wskazuje na ostateczne przyjście Pana – na Paruzję, która jest wpisana w Credo. Wyznajemy, że ten Chrystus, który umarł i zmartwychwstał, „przyjdzie w chwale…”.
Swoje biblijne umocowanie Paruzja ma choćby w słowach zamykających księgi chrześcijańskie: „Przyjdź Panie Jezu! – Marana tha!” (Ap 22,20). Jak mamy rozumieć te słowa? Co to znaczy, że Chrystus „przyjdzie w chwale”? Jakie jest znaczenie Paruzji?
Bliskie przyjście w pierwotnym Kościele
W pierwotnym chrześcijaństwie oczekiwanie na bliskie przyjście było przeżywane bardzo mocno, stając się siłą napędową misji ewangelizacyjnej. Paweł u progu swojej działalności w pierwszym swoim liście (ok. r. 51-52) pisał: „Pan zstąpi z nieba na hasło i na głos archanioła, i na dźwięk trąby Bożej, a zmarli w Chrystusie powstaną pierwsi. Potem my, żywi i pozostawieni, wraz z nimi będziemy porwani w powietrze, na obłoki naprzeciw Pana, i w ten sposób zawsze będziemy z Panem” (1Tes 4,13-18). Z czasem jednak w wyniku wydłużającego się czasu oczekiwania, Paweł korygował swoją wizję ponownego przyjścia Pana. W późniejszym liście do Koryntian pisał ok. 57 r.: „Oto ogłaszam wam tajemnicę: nie wszyscy pomrzemy, lecz wszyscy będziemy odmienieni” (1Kor 15,51). Co oznacza, że już nie wszyscy za swojego życia doczekają się Paruzji. Na początku II w. wobec wciąż nienadchodzącej Paruzji trzeba było dokonać kolejnej korekty. W Drugim liście św. Piotra czytamy: „Niech zaś dla was, umiłowani, nie będzie tajne to jedno, że jeden dzień u Pana jest jak tysiąc lat, a tysiąc lat jak jeden dzień. Nie zwleka Pan z wypełnieniem obietnicy – bo niektórzy są przekonani, że Pan zwleka (..)” (2 P 3,8-9). Czy zabieg, polegający na ukazaniu względności czasu, mógł dalej podtrzymywać eschatologiczne napięcie oczekiwania na rychłe przyjście Pana? Czy wraz z względnością czasu sama Paruzja nie stała się dla nas względna?
Od tych słów minęło prawie dwa tysiące lat. Dzisiaj problem Kościoła już nie polega na usprawiedliwieniu tego, że „Pan zwleka”. Przechodzimy nad tym do porządku dziennego. Jak zauważył Josef Ratzinger, pytanie, przed którym stoimy, brzmi następująco: „Czy chrześcijańska nadzieja [na powtórne przyjście Pana], może jeszcze w ogóle coś znaczyć dla dzisiejszego świata?”* Jest to pytanie, nad którym warto w tym czasie się zadumać: co ona dzisiaj oznacza dla nas chrześcijan?
Czego oczekujemy?
W recepcji tego artykułu wiary wyłaniają się dwie postawy. Nie brakuje chrześcijan, którzy zawołanie „Przyjdź Panie Jezu!” łączą z dosłownie rozumianym ponownym przyjściem w chwale – z Paruzją. Jak miałoby to wyglądać? Czy tak jak opisuje to Łukasz: „Ten Jezus, wzięty od was do nieba, przyjdzie tak samo, jak widzieliście Go wstępującego do nieba” (Dz 1,11)? Opis wniebowstąpienia spełnia bardzo ważną rolę, przemawia do naszej wyobraźni, ale przede wszystkim jego rolą jest uzmysłowić nam, kim jest Jezus, że jest Synem Bożym (zob. J 16,28). Obraz ten odwołuje się do dawnych wyobrażeń o kosmosie: ziemia jest na dole, a niebo – Bóg u góry. Tak więc posłanie Syna Bożego jak i Wniebowstąpienie i Paruzja byłaby związane z przestrzenią, jaką trzeba przemierzyć pomiędzy niebem, a ziemią.
Wyobrażenia o kosmosie się zmieniły, ale też wiara Kościoła nigdy nie miała zamiaru powiedzieć, że Zmartwychwstanie, Wniebowstąpienie i Paruzja wiążą się z koniecznością odbycia takiej kosmicznej podróży.
Opis Wniebowstąpienia, jaki zostawił nam Łukasz, winniśmy zatem traktować nie jako faktograficzny opis wydarzenia, ale symboliczny obraz tego, kim jest Jezus Chrystus. Czy dotyczy to również Paruzji?
Symbol Paruzji
Paruzja Chrystusa spełnia dwie funkcje. Po pierwsze wyraża wiarę, że Jezus jest ostatecznym Mesjaszem – Chrystusem, a więc Tym, którego nie może przewyższyć nikt inny. Jeżeli bowiem ma ktoś jeszcze przyjść, to nie będzie to ktoś ponad, ktoś więcej, ale On sam.
W tym miejscu dotykamy centralnego przesłania wiary chrześcijańskiej. Już nie chodzi o oczekiwanie na kolejne święta, ale o spełnienie historii całej ludzkości.
Gdy Jezus rozpoczął publiczną działalność, jak odnotowują to ewangeliści (Mk 6,14; Łk 9,7-8), wcale dla Jego słuchaczy nie było oczywiste, czy mają do czynienia z nauczycielem, jakich wielu było w Palestynie, kolejnym prorokiem, czy zmartwychwstałym Janem Chrzcicielem.
Wyznanie Piotra pod Cezareą Filipową – „Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego (Mt 16,16), – tak jak cała późniejsza Tradycja chrześcijańska potwierdza, że Jezus nie jest tylko kolejnym prorokiem, po którym możemy spodziewać się następnego, a potem jeszcze następnego, ale jest ostatecznym Słowem Boga. W Jezusie jest ktoś więcej niż Jonasz (zob. Łk 11,32). Przez Niego Bóg wypowiedział się definitywnie i ostatecznie. Po Nim nie możemy się spodziewać, że Bóg przyśle kogoś, kto Go przewyższy.
Tę świadomość dokonanej w Jezusie historii zbawienia wyraża we wstępie autor listu do Hebrajczyków: „Wielokrotnie i na różne sposoby przemawiał niegdyś Bóg do ojców przez proroków, a w tych ostatecznych dniach przemówił do nas przez Syna” (Hbr 1,1-2). Jeszce mocniej wyraża to Jan w prologu do swojej Ewangelii: „Słowo stało się ciałem” (J1,14). Bóg utożsamił się z Jezusem, On był Jego Słowem, przez Niego się wypowiedział i objawił. To właśnie oznacza, że „Jezus jest Bogiem”.
Zatem pierwsza funkcja Paruzji polega na wykluczeniu oczekiwania na jakąś wyższą manifestację Boga w historii. Bóg już całkowicie i bez reszty wypowiedział się, dlatego, paradoksalnie, nie powinniśmy spodziewać się już nikogo.
Naszym zadaniem nie jest wyczekiwanie kolejnej manifestacji Boga, przewyższającej tę poprzednią, ale w posłuszeństwie wiary wprowadzić w życie – wcielić – tę, która już się dokonała. Tylko w ten sposób możemy słowa o „nowych niebiosach i nowej ziemi” (poz. Iz 65,17) odczytać nie jako czczą mrzonkę, ale obietnicę Boga.
Druga funkcja „Drugiego Przyjścia” polega na udzieleniu odpowiedzi na żydowską krytykę, jakoby Jezus nie mógł być ostatecznym Mesjaszem. W ramach tradycyjnego judaizmu wciąż oczekuje się na przyjście Mesjasza. W tym miejscu chrześcijaństwo potwierdza te oczekiwania, a zarazem je koryguje. Jeżeli, jak wierzą Żydzi, ma dopiero przyjść Mesjasz, to będzie to Jezus Chrystus. Nikt większy, nikt ponad Nim. Ale On już przyszedł, a zatem nie powinniśmy spodziewać się już nikogo. Naszym zadaniem nie jest wypatrywać Mesjasza, ale czynić Jego wolę.
Godnym odnotowania jest fakt, że oczekiwanie na „nowe niebo i nową ziemię” (zob. Iz 65,17) jest specyficznie żydowsko – chrześcijańskim doświadczeniem, które wyrosło ze sprzeciwu wobec niesprawiedliwości i oczekiwania na świat, w którym zapanuje sprawiedliwość. Tego nie da się osiągnąć metodami technicznymi. Ilekroć podejmowano tego rodzaju próby, zawsze dokonywało się to ze szkodą dla człowieka. Dlatego ów sprzeciw i oczekiwanie wiążemy z Bogiem.
Poprzez symbol Paruzji oczekujemy dopełnienia dziejów świata, nie jako efektu ludzkich możliwości: postępu, nauki, technologii, lub na drodze przemian społecznych, lub rewolucji, ale jako zwycięstwo Boga, miłości sprawiedliwości i pokoju. Realizacja tej nadziei jest całkowicie po stronie Boga i całkowicie po stronie człowieka. Paruzja zatem to nie tyle ponowne przyjście, „koniec świata”, ale zapowiedź spełnienia historii – doprowadzenia jej do ostatecznego przeznaczenia. Chodzi o wyłonienie się świata takiego, jakiego chciał Bóg w swym stwórczym i zbawczym zamyśle.
Bóg ze swojej strony już całkowicie się udzielił w Jezusie Chrystusie. Paruzja jest zatem apelem do nas o odpowiedź wiary. „Wiara zaś nie może zastępować twórczego wysiłku, wręcz przeciwnie domaga się go” (J. Ratzinger).
Kiedy?
Niezależnie od tego, jaki model Paruzji przyjmiemy, czy będziemy pojmować „przyjście w chwale” dosłownie, jak zarysował to Łukasz w Dziejach Apostolskich, czy też jako symbol tego, że przez Jezusa Bóg wypowiedział się całkowicie, oczekiwanie na „nowe niebo i nową ziemię” jest wezwaniem dla naszej wiary. Pozostaje jeszcze pytanie: kiedy to nastąpi?
Josef Ratzinger twierdzi, że nadzieja chrześcijańska wyklucza taką możliwość, aby dopełnienie się świata dokonało się w ramach jego dziejów, dodając jednoznacznie, że „historia może się dopełnić jedynie poza historią”. Ta odpowiedź ma zabezpieczyć przed pokusą zbudowania lepszego świata w oparciu ludzkie siły. „Nowe niebo i nowa ziemia” jest wyłącznie dziełem Boga, dlatego może dokonać się tylko poza historią.
Czy jednak tego rodzaju wniosek nie czyni Boga bezsilnym w tym świecie i historii? Czy domeną Bożej wszechmocy są tylko zaświaty? Czy pomysłem Boga dla człowieka nie jest ten świat, który stworzył i oddał człowiekowi we władanie? Czy zbawienie nie ma nic wspólnego z historią?
Jeżeli wierzymy, że przez Jezusa Chrystusa Bóg całkowicie i bez reszty się wypowiedział, to nie po to, aby przypisać Jezusowi kolejny tytuł – Syn Boży, ale dlatego, że przez Niego królestwo Boże zostało nam już całkowicie podarowane. Już dokonało się w historii coś, wobec czego nie możemy przejść obojętnie bez narażenia się na Jezusowe „biada”!
Nie znajdziemy w Biblii ani jednego pouczenia, przykazania, napomnienia, które odnosiłoby się do zaświatów i dotyczyłoby tego, co „poza historyczne”. Prawo jak i Ewangelia jest projektem życia w tym świecie. Innej Ewangelii nie będzie. Jeżeli natomiast mamy spodziewać się innej Ewangelii, to oznaczałoby, że Mesjasz jeszcze nie przyszedł, Jezus był tylko kolejnym prorokiem, a królestwo Boże nie zostało nam podarowane.
Wierzymy natomiast, że wraz z przyjściem Jezusa Chrystusa królestwo Boże zostało nam udzielone w całej pełni. Królestwo to wymaga współpracy, wiary, zaangażowania, ale co do istoty, niczego ponadto, co przyniósł Jezus, nie powinniśmy się spodziewać. Przez Chrystusa Bóg udzielił się człowiekowi w sposób ostateczny i pełny. Jeżeli królestwo Boże nie jaśnieje jeszcze pełnym blaskiem, to tylko dlatego, że w każdym pokoleniu znajduje opór, spotyka się z niewiarą i ludzką słabością. To jest jedyny powód, dla którego Boże panowanie, które „już” zostało dane i zadane, „jeszcze nie” w pełni urzeczywistnia się w historii.
Pragnieniem Boga jest, aby już nastało „nowe niebo i nowa ziemia”. Ze swojej strony dał nam wszystko, aby to się dokonało: moc przebaczenia, pojednania, miłości, sprawiedliwości, solidarności, pokoju …. . Czy jednak Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie? (Łk 18,8). Czy znajdzie ją dziś, jutro …. , w moim i Twoim życiu? Na to pytanie musi sobie odpowiedzieć każdy indywidualnie.
– – –
*Cytaty z: J. Ratzinger, Śmierć i życie wieczne, Warszawa 1986.