Z pewnością wielu z czytelników natknęło się na książki niosące tytuł „Niezrozumiałe fragmenty Biblii”, lub „Trudne fragmenty Biblijne”. Faktycznie w Piśmie Świętym jest wiele tekstów i sformułowań sprawiających trudność. Zwykle są to krótkie fragmenty, dla których trudno znaleźć wspólny mianownik, stąd wymagają szczególnego podejścia i analizy.
Poniższy tekst, przeciwnie, będzie traktował o pojęciu wyrażającym przesłanie, które bardzo często występuje w Piśmie Świętym i stanowi niejako złotą nić, którą przetkana jest cała Biblia. Stanowi centralne przesłanie Ewangelii. Jako takie powinno być nam znane, bliskie, oswojone. Ale czy rzeczywiście takie jest?
Nie tylko w Biblii, ale również w nauczaniu Kościoła począwszy od oficjalnych dokumentów soborowych, encyklik, listów pasterskich po codzienne homilie wciąż pojęcie to pojawia się odmieniane przez wszystkie przypadki.
Problem z nim polega na tym, że jego rozwinięcia, oprócz przypowieści, które odsłaniają różne jego aspekty trudno się doszukać. W codziennej praktyce kościelnej zwykle występuje w formie ornamentu homiletycznego, hasła, które ma na celu przywołać pewną rzeczywistość, tak jakby ta była oczywista, przez fakt częstego powtarzania, ale taką nie jest.
Rzeczywistość kryjąca się pod tym pojęciem jest przedmiotem wielu studiów i szczegółowych opracowań egzegetów i teologów. Trudno zliczyć ilość książek, opracowań, nie mówiąc o artykułach, które w tytule podejmują interesujące nas zagadnienie, każde z nich odsłania jakiś ważny szczegół. Trudno jednak na ich postawie zbudować jednolity i czytelny obraz całości.
Niezwykle rzadko mamy do czynienia z próbą pełnego, monograficznego omówienia interesującego nas zagadnienia. Wśród nich są jednak i takie, które traktują o nim niezwykle rzeczowo, to im zawdzięczam inspirację do napisania tego tekstu.
Jego wszechobecność, uśmierzyła naszą czujność, nie zauważamy już, że posługujemy się pojęciem, którego znaczenia dokładnie nie rozumiemy, a może właśnie dlatego często pojawia się w różnych kontekstach kościlenych, zawsze bowiem można się na nie powołać, gdyż tak do końca nie wiadomo, co oznacza.
Egzegeci zgodnie mówią, że ta właśnie rzeczywistość stoi w centrum nauczania Jezusa. Rudolf Schnackenburg nestor i nauczyciel wielu biblistów powie, że nie istnieje w przepowiadaniu Jezusa żadne kazanie czy przypowieść, napomnienie czy reguła życia, która nie byłaby podporządkowana jednemu celowi. „Wszystko jest w relacji do orędzia o basilei i w odniesieniu do tajemnicy Jezusa”. Chodzi oczywiście o królestwo Boże (gr. basileia tu Theu).
W Nowym Testamencie występuje w różnych synonimicznych formach jako królestwo Boże, królestwo niebieskie, panowanie Boga, królestwo Syna Człowieczego, zbawienie. Każde z nich ma swoje odmienne odcienie znaczeniowe, ale dla potrzeb niniejszego tekstu będziemy traktować je jako synonimy.
Czy mówiąc o królestwie Bożym osoba Jezusa pozostaje na drugim planie Ewangelii jako mniej ważna? Faktycznie sam Jezus nie głosił siebie, ale królestwo Boże. Jednakże osoba Jezusa, to nie jakaś oddzielona, inna od basilei tajemnica, ale raczej jej uosobienie i początek.
Orygenes w swoim komentarzu do Ewangelii Mateusza (XIV, 7) określi Jezusa jako autobasileia. Czy to oznacza, że w samej osobie Jezusa zamyka się cała rzeczywistość królestwa Bożego? Pozytywna odpowiedź na to pytanie może być udzielona tylko pod warunkiem, że potraktujemy Jezusa jako jego personifikację, lub jak ziarno, które ma w sobie zakodowane to, czym się stanie, gdy osiągnie pełny swój rozwój (zob. przypowieść o ziarnie gorczycy, z którego wyrasta wielki krzew, Mk 4,31-32).
Uświadomiłem sobie, że choć tysiące razy słyszałem zwrot „królestwo Boże”, to jednak niezwykle rzadko spotkałem się z próbą, choćby nakreślenia zarysu tej rzeczywistości. Znamy jego krótkie odsłony skoncentrowane na różnych, zawsze bardzo konkretnych aspektach, zwłaszcza w przypowieściach. Żaden jednak Ewangelista nie podjął się w miarę systematycznego wykładu czym ono jest. Chodziło raczej o przekazanie orędzia, Dobrej Nowiny, że już „bliskie jest królestwo Boże” (Mk1,15), że to, co było przez wieki zapowiadane i z utęsknieniem oczekiwane już przyszło.
Oto dlaczego Jezus z całą prostotą i oczywistością mógł powiedzieć: „szczęśliwe oczy, które widzą to, co wy widzicie. Bo powiadam wam: Wielu proroków i królów pragnęło ujrzeć to, co wy widzicie, a nie ujrzeli, i usłyszeć, co słyszycie, a nie usłyszeli” (Łk 10,23-24). Czy to szczęście było zarezerwowane tylko dla nich, nie dla nas? Co zatem zobaczyli i usłyszeli uczniowie, że mogli poczuć się wyróżnieni i szczęśliwi?
Ewangeliści nie musieli tego pojęcia rozwijać, poza tym co mówił sam Jezus, gdyż dla bezpośrednich odbiorców Jego orędzia i pierwotnych gmin chrześcijańskich, zwłaszcza wywodzących się z judaizmu było wiadome, co znaczy, na czym polega i w jaki sposób urzeczywistnia się królestwo Boże w świecie.
Nie oznacza to, że w Nowym Testamencie nie znajdziemy prób opisania królestwa Bożego inaczej jak tylko poprzez przypowieści. Dokonuje się to jednak za pomocą innych środków wyrazu. Apokalipsa w tym celu posługuje się symbolicznymi obrazami. Nigdy zaś poprzez systematyczny wykład.
Królestwo Boże jako Miasto Święte
W Apokalipsie św. Jana natkniemy się na obraz Jeruzalem, Miasta Świętego zstępującego z nieba. Przypomnijmy sobie ten nieco długi, ale znaczący opis:
„I ujrzałem niebo nowe i ziemię nową, bo pierwsze niebo i pierwsza ziemia przeminęły, i morza już nie ma. I Miasto Święte – Jeruzalem Nowe ujrzałem zstępujące z nieba od Boga, przystrojone jak oblubienica zdobna w klejnoty dla swego męża. I usłyszałem donośny głos mówiący od tronu: «Oto przybytek Boga z ludźmi: i zamieszka wraz z nimi, i będą oni Jego ludem, a On będzie “BOGIEM Z NIMI”. I otrze z ich oczu wszelką łzę, a śmierci już odtąd nie będzie. Ani żałoby, ni krzyku, ni trudu już [odtąd] nie będzie, bo pierwsze rzeczy przeminęły». I rzekł Zasiadający na tronie: «Oto czynię wszystko nowe». (…)
I przyszedł jeden z siedmiu aniołów, (…) i tak się do mnie odezwał: «Chodź, ukażę ci Oblubienicę, Małżonkę Baranka». I uniósł mnie w zachwyceniu na górę wielką i wyniosłą, i ukazał mi Miasto Święte – Jeruzalem, zstępujące z nieba od Boga, mające chwałę Boga. Źródło jego światła podobne do kamienia drogocennego, jakby do jaspisu o przejrzystości kryształu: Miało ono mur wielki a wysoki, miało dwanaście bram, a na bramach – dwunastu aniołów i wypisane imiona, które są imionami dwunastu pokoleń synów Izraela. Od wschodu trzy bramy i od północy trzy bramy, i od południa trzy bramy, i od zachodu trzy bramy. A mur Miasta ma dwanaście warstw fundamentu, a na nich dwanaście imion dwunastu Apostołów Baranka. A ten, który mówił ze mną, miał złotą trzcinę jako miarę, by zmierzyć Miasto i jego bramy, i jego mur. A Miasto układa się w czworobok i długość jego tak wielka jest, jak i szerokość. I zmierzył Miasto trzciną poprzez dwanaście tysięcy stadiów: długość, szerokość i wysokość jego są równe. I zmierzył jego mur – sto czterdzieści cztery łokcie: miara, którą ma anioł, jest miarą człowieka. A mur jego jest zbudowany z jaspisu, a Miasto – to czyste złoto do szkła czystego podobne. A warstwy fundamentu pod murem Miasta zdobne są wszelakim drogim kamieniem. Warstwa pierwsza – jaspis, druga – szafir, trzecia – chalcedon, czwarta – szmaragd, piąta – sardoniks, szósta – krwawnik, siódma – chryzolit, ósma – beryl, dziewiąta – topaz, dziesiąta – chryzopraz, jedenasta – hiacynt, dwunasta – ametyst.
A dwanaście bram to dwanaście pereł: każda z bram była z jednej perły. I rynek Miasta to czyste złoto jak szkło przeźroczyste. A świątyni w nim nie dojrzałem: bo jego świątynią jest Pan Bóg wszechmogący oraz Baranek.
I Miastu nie trzeba słońca ni księżyca, by mu świeciły, bo chwała Boga je oświetliła, a jego lampą – Baranek. I w jego świetle będą chodziły narody, i wniosą do niego królowie ziemi swój przepych. I za dnia bramy jego nie będą zamknięte: bo już nie będzie tam nocy. I wniosą do niego przepych i skarby narodów. A nic nieczystego do niego nie wejdzie ani ten, co popełnia ohydę i kłamstwo, lecz tylko zapisani w księdze życia Baranka” (Ap 21, 1-27).
Musimy przyznać, że opis Miasta jest bardzo obrazowy, pełen kolorów i szczegółów, które działają na naszą wyobraźnię. Czy przez to królestwo Boże stało się dla nas bardziej zrozumiałe i czytelne? Twierdzę, że nie, gdyż symbolika zawarta w tekście choć przemawia do wyobraźni, to jednak wymaga dalszego odszyfrowania.
Warto przy tej okazji wspomnieć, że mimo trudności jaką sprawia ten tekst, spełnia on niezwykle ważną rolę: symbolika miasta jest na tyle czytelna, że w sposób naturalny zabezpiecza społeczny wymiar królestwa Bożego i jego funkcję znaku.,
Połączenie symboliki miasta i światła pozwala nam potraktować ten tekst jako swego rodzaju komentarz i rozwinięcie słów Jezusa: „Wy jesteście światłem świata. Nie może się ukryć miasto położone na górze. Nie zapala się też światła i nie stawia pod korcem, ale na świeczniku, aby świeciło wszystkim, którzy są w domu” (Mt 5,14-15).
Tym samym mamy zarysowane pewne istotne rysy królestwa Bożego, jako zorganizowanej społeczności (zob. plan Miasta), która poprzez alternatywny wobec otoczenia sposób egzystencji (światłość – ciemność), wynikający z przyjęcia Prawa Bożego, staje się punktem odniesienia dla innych. jako znak bliskości Boga („miasto na górze, światło”).
Mimo wielu sugestywnych obrazów i porównań zrozumienie czym jest królestwo Boże od samego początku napotykało na poważne trudności. Już Paweł Apostoł dostrzegał potrzebę, aby korygować pewne postawy i wyobrażenia, dlatego wyjaśnia, że królestwo Boże „to nie sprawa tego, co się je i pije, ale to sprawiedliwość, pokój i radość w Duchu Świętym” (Rz 14, 17). Naucza również, że królestwo Boże przejawia się „nie w słowie, lecz w mocy” (1 Kor 4, 20). Tak więc nie wystarczy opowiadać o królestwie, ale należy nim żyć. Królestwo Boże to nie piękna teoria, ale projekt i sposób życia.
Mówię „sprawdzam”
Czy w tytule niniejszego artykułu i podążających za nim rozważaniach nie ma pewnej przesady? Czy rzeczywiście królestwo Boże jest dla przeciętnego chrześcijanina i nie tylko, tak enigmatyczne, trudne do opisania i uchwycenia? Sprawdźmy to.
Czy gdyby nam, teraz, przyszło choćby tylko streścić to, co zgodnie wszyscy przyznają, stanowi centrum nauczania Jezusa, jak brzmiałaby nasza opowieść? Jakie osobiste doświadczenie moglibyśmy przywołać? Ile minut, a może sekund zajęło by nam opowiadanie o królestwie Bożym? Czy mamy jasny obraz tej centralnej dla przepowiadania i misji Jezusa rzeczywistości?
Sam zadaję sobie to pytanie i im większe ograniczenie odczuwam, tym większą presję czuję, aby opisać ją, tak aby zaczęła przemawiać do nas równie sugestywnie jak przywołany powyżej obraz apokaliptycznego Miasta.
Jeżeli odpowiedź na powyższe pytanie sprawia nam trudność, wzbudza zakłopotanie. a najlepiej ciekawość, to zapraszam do dalszej lektury.
Jezus mówił o królestwie Bożym przez analogię, językiem przypowieści, dla Jana Apostoła to „droga, prawda i życie”, a ostatnia księga Nowego Testamentu opisuje je językiem apokaliptyki. Dzisiaj potrzebujemy, aby te obrazy i symbole przemówiły do nas językiem egzystencjalnym, zrozumiałym dla nas i możliwym do wdrożenia w życie.
Pisanie o królestwo Bożym bynajmniej nie jest formą ucieczki od jego „mocy”. Osobiście bardziej niż opisywać, chciałbym je doświadczać, budować, przeżywać jego obecność. Jako teolog chcę też o nim pisać, czynić je zrozumiałym, owszem chciałbym tak pisać, aby wzbudzić nim zachwyt, pragnienie, a tym samym uczynić je możliwym do realizacji.
Królestwo Boże to faktycznie program społeczny, religijny i moralny. To sprawa tego w jaki sposób możemy i powinniśmy żyć na co dzień, aby wypełnić swoją misję uczniów Chrystusa, to konkretny plan tego jak przeżywać swoje relacje z Bogiem i ludźmi i tego, co możemy i powinniśmy wnieść w szerszą społeczność.
Będę chciał w ramach tego tekstu odpowiedzieć na pytania: kiedy (kairos), gdzie (topos) i jak (etos) można doświadczyć królestwa Bożego, a więc w jaki sposób można nim żyć i gdzie je można je „zobaczyć”.
Teraz krótki wgląd w to, co mówią dokumenty ostatniego soboru o królestwie Bożym, aby później rozprawić się z pewnymi skojarzeniami, które wymagają wyjaśnienia i korekty.
Co się mówi?
O królestwie Bożym nie można nie mówić skoro stanowi serce Ewangelii i jako takie powinno stanowić centrum przepowiadania Kościoła. Co więcej Kościół identyfikuje się z nim, nauczając, że „stanowi zalążek oraz zaczątek tego królestwa” (KK 5).
Sobór Watykański II przekazuje nam, że Kościół otrzymał posłannictwo głoszenia i krzewienia królestwa Bożego wśród wszystkich narodów (KK 5). Ten sam dokument mówi czym jest królestwo Boże: jest to: „królestwo prawdy i życia, królestwo świętości i łaski, królestwo sprawiedliwości, miłości i pokoju” (KK 39). W dokumentach soborowych znajdziemy wiele cennych wskazówek dotyczących królestwa Bożego jak to, że zostało zapoczątkowane przez Chrystusa (KK 3); już teraz jest obecne w tajemnicy (KK 3); powinno być rozszerzane (DM 1) i umacniane w duszach (KK 44); że wzrasta nie przez walkę, ale przez miłość (DWR 11); że święci są jego znakiem (KK 50); że należy go szukać jako najważniejszej wartości (KDK 79 i KK44); że należy odróżnić postęp ziemski od wzrostu królestwa Chrystusowego (KDK 39), choć nie jest on obojętny dla objawienia się panowania Boga (KDK 39); wreszcie że na końcu wieków dopełnione zostanie przez Boga, gdy objawi się Chrystus (KK 9).
Znowu zasadne staje się pytanie: czy te wszystkie informacje przybliżyły nas do zrozumienia czym jest królestwo Boże? Czy o krok wyszliśmy poza znane nam schematy myślowe? Czy pomimo tak wielu szczegółowych informacji jawi się nam królestwo Boże jako pociągająca propozycja egzystencjalna, program życia? Czym zatem jest królestwo Boże?
Aby przygotować pole pod odpowiedź na to pytanie najpierw wydaje się zasadne, aby powiedzieć czym królestwo Boże nie jest, to nam pozwoli w drugiej części skupić się na pozytywnym wymiarze – na tym czym ono jest, jak można je „zobaczyć” i jak można doświadczyć.
Czym królestwo Boże nie jest?
Wokół pojęcia „królestwa Bożego” na przestrzeni wieków powstało wiele teorii, wyjaśnień, ale też narosło wiele fałszywych praktyk i nadziei. Czyż wyprawy krzyżowe, chrzest ogniem i mieczem, praktyki inkwizytorskie, indeks ksiąg zakazanych, walka z prawami wolnościowymi i demokracją, nie dokonywały się w imię królestwa Bożego?
Można mówić również o całej alternatywnej historii „królestwa Bożego” zaczynając od millenarystycznych ruchów religijnych zapoczątkowanych w średniowieczu, poprzez renesansowe utopie, skończywszy na nowożytnych, zeświecczonych, a zarazem najbardziej okrutnych formach falsyfikacji królestwa Bożego jakie ujawnił komunizm i faszyzm, wraz z obietnicą powszechnego szczęścia lub tysiącletniej Rzeszy.
A zatem, czym królestwo Boże nie jest? Nie jest terytorium. Zwykle, gdy mówimy o jakimś królestwie, próbujemy umiejscowić je na mapie. Dlaczego zatem temat Ziemi Obiecanej jest tak ważny w Biblii od obietnicy złożonej przez Boga Abrahamowi po apokaliptyczną wizję Miasta Świętego Jeruzalem? Ziemia była ważna jako miejsce i przestrzeń realizacji programu społecznego jaki Bóg przekazał w Prawie Przymierza. Jest ona potrzebna, gdyż my jako adresaci przesłania o królestwie Bożym, nie potrafimy żyć poza miejscem i przestrzenią.
Nie jest również państwem. „Królestwo Boże nie jest z tego świata” (J 19), mówi Jezus, co zawsze odczytywano, że choć nie jest z tego świata to jednak ma być w tym świecie. Wielu odczytywało te słowa zatem jako przyzwolenie, aby za pomocą polityki i państwa wprowadzać je w życie.
Już w IV w. Euzebiusz z Cezarei niemal utożsamiał pokój mesjański, który jest znamieniem królestwa Bożego, z Pax Romana. Miejscem mesjańskiego pokoju nie był dla niego nowotestamentalny lud Boży, ale imperium rzymskie. Najwyraźniej nie dostrzegał, że pokój mesjański rozprzestrzenia się poprzez odrzucenie przemocy, a nie siłą rzymskich legionów. W podobnym duchu interpretowali historię Ambroży Mediolański czy Cyryl Aleksandryjski. Długotrwałym efektem tego pomieszania płaszczyzn jest wciąż pełzający sojusz tronu z ołtarzem, którego negatywne skutki do dzisiaj odczuwamy.
Królestwo Boże nie jest tylko programem społecznym. Celem misji Jezusa było coś więcej niż zniwelowanie niesprawiedliwości i podziałów społecznych, a Jego Ewangelia nie była tylko programem walki z głodem, który mógłby zlikwidować zmieniając wszystkie kamienie w chleb. Chodzi o coś znacznie więcej, owszem również o likwidację głodu, wykluczenia społecznego, o sprawiedliwość i pokój, ale w oparciu o inne środki niż te, którymi posługują się wszystkie programy społeczne i organizacje humanitarne.
Nie jest również religią rozumianą jako sumę pobożnych praktyk i uczestnictwa w nabożeństwach. Królestwo Boże owszem jest przedmiotem naszej codziennej modlitwy: „przyjdź królestwo Twoje”, wokół tej prośby krąży cała nasza wiara, nadzieja i miłość, ale też nie zamyka się w sferze potocznie rozumianej religijności i modlitw.
Tym, co wiąże nas z Bogiem (religia od łac. religare – związać, przywiązać) jest religijność, którą przedstawił Jakub Apostoł pisząc: „Religijność czysta i bez skazy wobec Boga i Ojca wyraża się w opiece nad sierotami i wdowami w ich utrapieniach i w zachowaniu siebie samego nieskalanym od wpływów świata” (1Jk 1,27).
Nie jest sprawą serca. Królestwo Boże nie jest rzeczywistością czysto duchową, dotyczącą tylko życia wewnętrznego. Jakże często słyszymy, że królestwo Boże jest obecne w naszych sercach, „w was jest”, jak czasami tłumaczono słowa Jezusa (zob. Łk 17,21). Wciąż pokutuje przekonanie, że aby być bliżej Boga, trzeba być oddalonym od świata, a zarazem od ludzi zamknąć się w izdebce swojego serca i w nim przeżywać bliskość Boga. Jezus owszem przestrzegał, aby nie obnosić się ze swoją pobożnością (zob. Mt 6,5-6), ale jednocześnie, robił wszystko, aby jego słuchacze doświadczyli konkretności królestwa Bożego, aby rzeczywiście byli szczęśliwi widząc to, co poprzednie pokolenia tylko oczekiwały w nadziei (por. Łk 10,23-24).
W długim procesie narastania nowożytnego indywidualizmu i uwewnętrzniania religijnego nie bagatelną rolę odegrał protestancki egzegeta Adolf von Harnack (1875 – 1930), dla którego królestwo Boże, to moc Boża, działająca w sercach ludzi, na płaszczyźnie indywidualnej. Wyraża się ono w wewnętrznej jedności duszy człowieka z Bogiem, i realizuje się poprzez miłość. To właśnie jemu w dużej mierze zawdzięczamy sprowadzenie pojęcia królestwa Bożego do sprawy serca. Słowa Jezus z ewangelii Łukasza brzmią jednak inaczej: „Królestwo Boże nie przyjdzie dostrzegalnie; i nie powiedzą: “Oto tu jest” albo: “Tam”. Oto bowiem królestwo Boże pośród was jest” (Łk 17, 20-21). „Pośród was”, a nie w sercach.
Królestwo Boże nie jest również ruchem religijnym lub monastycznym, jakąś wspólnotą wewnątrz kościelną. To prawda, że wiele z nich powstało z rozczarowania nie tylko światem ale i Kościołem po to właśnie, aby na ile to tylko możliwe urzeczywistnić królestwo Boże.
Królestwo Boże nie jest jednak tylko dla wybranych, nie wymaga specjalnego, dodatkowego powołania, ponad to, które otrzymaliśmy na chrzcie. Cały Kościół jest powołany, aby stać się jego znakiem, to znaczy, aby urzeczywistnić królestwo Boże pośród nas. Zakony i wspólnoty monastyczne są prorockim znakiem przypomuinającym o wspólnym powołaniu całego Kościoła.
Kościół, jako znak królestwa Bożego, nie może być społecznością dwóch prędkości lub dwóch poziomów etycznych, jednym dla maluczkich, a drugim dla wybranych.
Nie jest etyką. Nie chodzi tylko o to, że królestwo Boże nie opiera się o prawo ludzkie, ale Prawo Boże. Jest ono zawsze sprawą wiary i ciągłego rozpoznawania woli Bożej. Św. Paweł wyrazi to słowami: „z uczynków Prawa żaden człowiek nie może dostąpić usprawiedliwienia” (Rz 3,20). Dlaczego? Ponieważ samo prawo lub etyka, owszem daje poznanie, co jest dobre, a co złe, ale jako takie, ukazuje nam również, że nie potrafimy mu sprostać (por. Rz 3,20), stąd ostatecznie prawo nas oskarża i „pociąga za sobą karzący gniew” (Rz 4,15).
Paweł jednak nie unieważnia Prawa. Wskazuje tylko, że jego realizacja domaga się wiary, zaufania i powierzenia się Bogu, a to nie może dokonać się inaczej jak tylko przez usprawiedliwienie. Dopiero ci, którzy dostąpią usprawiedliwienia przez wiarę w Bogu będą mogli zobaczyć kochającego Ojca i zaufać Mu – zachowując pokój z Bogiem, przez Pana naszego Jezusa Chrystusa (por. Rz 5,10). W państwie, które dysponuje środkami przymusu, obywatel nie musi w nic wierzyć, albo prawa przestrzega, albo jest dyscyplinowany. W królestwie Bożym, w którym Bóg nie odwołuje się do przemocy, wiara i moc Ducha Świętego, jest jedyną siłą motywującą i sprawczą. Paweł wyraża tę prawdę słowami: „miłość Boża rozlana jest w sercach naszych przez Ducha Świętego, który został nam dany” (Rz 5,5).
Nie jest wreszcie nagrodą po śmierci. Jakże często królestwo Boże kojarzy nam się z czystą transcendencją, z tym czego możemy się spodziewać po śmierci, z nagrodą życia wiecznego w królestwie niebieskim. Wciąż powtarza się, że ostatecznie i w całej pełni królestwo Boże przyjdzie wraz z paruzją Chrystusa, teraz jest nam dane tylko w znakach, o jego pełnię możemy się tylko modlić, stąd może być ono tylko przedmiotem naszych nadziei i oczekiwań. Staje się natomiast dostępne dla zmarłych, dlatego modlimy się, aby Bóg wprowadził ich do swojego królestwa. Czyżbyśmy stracili nadzieję na Jego panowanie tu na ziemi?
Jeżeli nie mamy zamiaru unieważnić Ewangelii, to musimy z wiara przyjąć, że ze stwony Boga już, wraz z misją Jezusa zostało nam wszystko dane. Boże panowanie zostało ofiarowane bez żadnych ograniczeń. Jeżeli natomiast jeszce nie doświadczamy jego pełni, to nie dlatego, że Bóg ze swojejstrony coś zostawił na później, ale dlatego, że nie potrafimy, albo przez brak wiary, albo poprzez nasze ludzkie ograniczenia przyjąć i wprowadzić w życie tego daru.
– – –
Królestwo Boże nie jest żadną powyżej wymienionych rzeczywistości, zwłaszcza jeżeli potraktujemy je w sposób wyłączny. Jest raczej pewnym konglomeratem tworzącym duchową, ale i społeczną przestrzeń, w której jest praktykowana wola Boża. Nie można zatem sprowadzić królestwa Bożego tylko do jednego z powyższych wymiarów, tylko do religijności, życia po śmierci, etyki lub sprawiedliwości społecznej. Kościół jako całość, we wszystkich swoich aspektach, a w nim każdy z nas, jest powołany, aby doświadczać, że Bóg panuje.
Jeżeli zaś możemy powiedzieć, że królestwo Boże absolutnie nie jest państwem lub terytorium, to jednak nie możemy pozbawić je możliwości oddziaływania na szerszą rzeczywistość, również na państwo, nasze otoczenie, relacje i ziemię.
Koniec cz. 1.
Fot.: Stanisław Matusik
Jedna odpowiedź
Od dawna temat królestwa Bożego był mi interesującym. Wiele pytań, rozterek, przemilczeń. Jednak, gdzieś tam w tle z tyłu głowy wciąż istniał. Nagle, jednego dnia wszystko stało się jasne i proste. Wiem czy jest, tyle, że tylko ja wiem i nie podzielę się wiedzą. Nie ma języka którym można by próbować przekazać czego doświadczyłem. O co pytać, gdy pytania nie mają sensu, bo wie się wszystko?!. Pytania nie mają sensu i są jedynie maleńkim wspomnieniem czasu bycia fizycznie człowiekiem. Stopniowanie słów – piękno, dobroć, szczęśliwość, nie oddają tego, czego byłem uczestnikiem z łaski . Nawet to, że będę nadal żył, pomimo iż nie powinienem według najlepszej wiedzy medycznej, wiedziałem.Czas nie istniał, a jedyne co zapamiętałem, i da się to opisać to uczucie, że jestem w samym środku ciepłego dobrego uśmiechu! Tak, uśmiechu. Nie ma znaczenia jak interpretować. To nie był projekt, była rzeczywistość. Dzisiejsza tu i teraz, w której piszę te słowa jest projektem. Przepraszam za chaotyczność tekstu. Pierwszy raz po wielu latach odważyłem się publicznie o tym napisać. Słaby ze mnie pisarz.