Ujrzeć człowieka

Ewangeliarz Niedzielny

Ewangelia (Mt 9, 9-13)
Powołanie Mateusza
Słowa Ewangelii według Świętego Mateusza
Jezus, wychodząc z Kafarnaum, ujrzał człowieka imieniem Mateusz, siedzącego na komorze celnej, i rzekł do niego: «Pójdź za Mną!» A on wstał i poszedł za Nim.
Gdy Jezus siedział w domu za stołem, przyszło wielu celników i grzeszników i zasiadło wraz z Jezusem i Jego uczniami. Widząc to, faryzeusze mówili do Jego uczniów: «Dlaczego wasz Nauczyciel jada wspólnie z celnikami i grzesznikami?»
On, usłyszawszy to, rzekł: «Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają. Idźcie i starajcie się zrozumieć, co znaczy: „Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary”. Bo nie przyszedłem, aby powołać sprawiedliwych, ale grzeszników».

+ + +

Powołanie Mateusza wpisuje się w schemat biblijnych opisów powołania, których pełno na kartach Pisma Świętego począwszy od Abrama (zob. Rdz 12,1-4) przez Mojżesza (zob. Wj 3, 11; 4,10), proroków (zob. Iz 6,5; Jr 1,6-7), aż do Zachariasza (Łk 1,18) i Maryi (Łk 1,34). Jest w nim jednak coś niezwykłego.
Mateusz, tak zresztą jak Abram nie wysuwa wątpliwości, nie pyta, nie stawia zastrzeżeń, nie opiera się -“on wstał i poszedł”.
Abraham właśnie przez swoją postawę wiary bezwarunkowego zaufania i wręcz ślepego posłuszeństwa, przez to, że “usłuchał wezwania Bożego (…) i wyszedł nie wiedząc, dokąd idzie” (Hbr 11,8), stał się ojcem wszystkich wierzących.

Ku dramaturgii powołania

Autorzy Ewangelii nie poświęcają tyle miejsca Mateuszowi, co innym wielkim postaciom biblijnym. Choć jego powołanie, ma charakter emblematyczny, to poza tym epizodem jego postać się więcej nie pojawia. Jest jedynie wymieniony z imienia jako jeden z Dwunastu.

Sam opis powołania ma charakter autobiograficzny, nie występuje nigdzie poza Ewangelią według św. Mateusza. Nie zmienia to jednak faktu, że Jego powołanie, jego postawa, decyzja, jest wzorcowa. Mateusz nie pyta: “Gdzie mam iść? “Kim Ty właściwie jesteś, abym poszedł za Tobą? “A co z moją pracą?” “Z czego będę żył?” “Co mnie czeka jeśli pójdę za Tobą?”. Nie pojawia się żadne z tych i podobnych pytań, żadna wątpliwość.

W tym biograficznym wspomnieniu, wydaje się, że nie ma żadnej dramaturgii. Mateusz jest wolny od emocji, rozterek, wątpliwości, zupełnie inaczej niż np. inny bohater mateuszowej opowieści – bogaty młodzieniec, u którego był i entuzjazm, zapał, gorliwość, ale i smutek i rozczarowanie (Mt 19, 22). Jezus, ujrzał Mateusza, przemówił do niego, a on wstał i poszedł. Jak to jest możliwe, aby wstać i pójść, tak z minuty na minutę za kimś kogo się nie zna? Jak można zmienić swoje życie tak radykalnie?

Dopiero wówczas, gdy postawimy się w miejscu Mateusza, gdy wczujemy się w jego sytuację, wówczas wydarzenie to nabiera dramaturgii. Na podstawie przekazu biograficznego nic nie wiemy o Mateuszu: ani tego czy miał rodzinę, skąd pochodził, czego doświadczał, co przeżywał, co myślał. Poza jednym detalem, że był celnikiem.

Może już od dłuższego czasu celnik Mateusz chciał coś zmienić w swoim życiu? Wiedział, czuł to, że to co robi, kim jest, to nie to, czego oczekiwał od życia. Owszem nie mógł narzekać na brak pieniędzy. Może przyzwyczaił się i nic sobie z tego nie robił, że niektórzy wytykali go palcami – “celnik”, “kolaborant”, “zdzierca”.

A jednak coś nie dawało mu spokoju, coś go trapiło. Coś tliło się w nim. Bez względu na to co się w nim działo, było to zbyt mało, aby samemu o własnych siłach zmienić całkowicie swoje życie. Upływały dni, miesiące, lata nic się nie zmieniało. Siła przyzwyczajenia zapanowała nad Mateuszem czyniąc go bezwładnym.

Więcej o Mateuszu możemy wydedukować na podstawie Jego dzieła – Ewangelii według św. Mateusza. Jako autor daje się poznać jako uważny obserwator i wrażliwy człowiek. Zapewne znał Prawo i Pisma. Nie był to zapewne zwykły poborca podatkowy. W Jezusie, za którym poszedł dostrzegł nowego Mojżesza. Musiał dobrze znać tę starotestamentalną postać. Oczekiwał, jak wielu jego rodaków nowego początku, nowego wyjścia, radykalnej zmiany. Ostatecznie sam tego doświadczył: “on wstał i poszedł”, rozpoczął nowe życie.

Marginalizowany Żyd i celnik

Kontekst ewangelicznej perykopy może wskazywać, że nasz bohater jako celnik czuł się marginalizowany. Co z tego, że miał pieniądze. Mógł kupić wiele, ale nie szacunku u innych i wobec samego siebie. Sam był ofiarą osądów. Czuł się gorszy, zły. Wiedział, że praca, której się poświęcił, owszem rozwiązuje wiele problemów, ale wciąż tworzy nowe, wciąż nierozwiązane. Nie takiego życia pragnął. W chwilach szczerości wobec samego siebie, czuł się niespełniony. Chciał czegoś innego.

Co zrobić, aby zmienić swoje życie? Czy to w ogóle możliwe? Czy nie należy pogodzić się z tym, co jest i po prostu żyć? Po co te rozterki, wątpliwości? Zamiast tego, lepiej rzucić się w wir pracy, zadań, projektów. Spełniać się zawodowo. Zamiast użalać się nad sobą można przekuć porażkę w sukces. Ale czy taka pedagogia może przywrócić wiarę i szacunek do samego siebie? Ten najpierw musi przyjść jako dar, z zewnątrz.

Przechylić szalę decyzji

Na szali decyzji brakowało tylko trochę, coś o czym jeszcze sam nie miał pojęcia, ale wewnętrznie był już gotowy? Na co więc czekał?
Tym czymś/kimś był Jezus, Jego bezpretensjonalne słowo. Nie było w nim podejrzliwości, osądu, pretensji, żalu …, była tylko nowa perspektywa, coś zupełnie innego niż to wszystko, o czym sam czasami marzył. Coś czego nie mógł sobie wymyślić, wyśnić, zaplanować. Był szacunek.

Tego spotkania faktycznie nie mógł sobie zaplanować. To nie Mateusz zmienił swoje życie. To Jezus je zmienił, On go powołał. To On zmienił jego świat, perspektywę, sposób widzenia rzeczywistości, samoocenę.

Na celowniku Boga

Gdy Bóg działa, lub jak mówimy daje łaskę, tak naprawdę angażuje się cały. Tego samego oczekuje od człowieka – odpowiedzi całym życiem, na sto procent. Tylko wówczas mogą dziać się wielkie rzeczy w naszym życiu. Tylko wówczas możemy doświadczyć nowego życia, spełnienia, pełni, Boga. I tak się stało: “A on wstał i poszedł za Nim”.

Na celowniku Boga jest człowiek. Tam gdzie ludzie widzą celnika, grzesznika, prostytutkę, Bóg widzi człowieka. Nie celnika, ale Mateusza. Nie prostytutkę, grzesznicę, ale kobietę (zob. Łk 7,36n). Nie trędowatego, ale człowieka (zob. Mt 8,1n). Nie homoseksualistę, nie … nie … nie …, ale zawsze po prostu człowieka. Dlaczego? Ponieważ widzi w nas swoje dzieci, ponieważ kocha. Tak również patrzy na nas Chrystus.

W naszym świecie wytworzyliśmy sobie cały system pojęć pozwalający nam opisywać i oceniać, porządkować i oddzielić, żeby było jasne, co jest dobre, a co złe, co szkodliwe, a co pożyteczne, co warto promować, a co jest godne potępienia: ojczyzna, Kościół, rodzina, małżeństwo – to są wartości Są też takie pojęcia jak rozwodnik, pijak, heteroseksualny i homoseksualny, biały i czarny, Polak, Niemiec i Żyd, patriota i zdrajca, komunista i liberał, swój i obcy …. . Gdy coś jest nazwane, ocenione wówczas wiadomo, jak się zachować, jaką postawę przyjąć. Wystarczy, że padnie jedno z tych haseł i już wszystko staje się jasne. W tym pozornie uporządkowanym świecie nie ma ludzi, nie ma człowieka, są pojęcia, choćby to były nawet wzniosłe wartości i idee, ale nie ma ludzi.

W Bożym świecie, Jego dzieło stworzenia, też dokonuje się przez oddzielenie, podział (zob. Rdz 1, 4.6. 7), nazywanie (Rdz 1, 5. 8. 10). Jednakże celem Bożego dzieła stworzenia jest człowiek. Wszystko dla niego, dla człowieka zostało stworzone, a on? Dla niego samego! Bo z bezinteresownej miłości. Nie dla ojczyzny, rodziny, małżeństwa, idei, wartości, nawet nie dla Boga. Ojczyzna, Kościół, rodzina, małżeństwo, są wartościami, które mają służyć człowiekowi.

Jeżeli jednak nie człowiek jest ważny, ale dobro Kościoła; gdy ojczyzna pożera swoje własne dzieci; rodzina nie daje bezpieczeństwa dzieciom; małżeństwo nie jest partnerskie; gdy instytucje sprzeniewierzają się swojej misji i nie opowiadają się po stronie człowieka, ale idei i wartości, wówczas same popadają w ideologię.
Czy drogą Kościoła nie ma być człowiek? Czy człowiek jest dla szabatu (Mk 2,27)? Znamy odpowiedź na te pytania, a jednak kurczowo trzymamy się swoich schematów i przyzwyczajeń, wciąż gotowi potępić człowieka w imię idei, rzekomych wartości, jakoby to one były celem same w sobie. Nie! Jedyną realną wartością jest człowiek. Nawet Bóg w Chrystusie stał się sługą.

Ewangelia jako zgorszenie

Dzisiejsza Ewangelia musi gorszyć tych, którzy chcą służyć wartościom, ideom, instytucjom, a nie człowiekowi takiemu jaki jest. Jezus wywraca zastany porządek, który w Jego oczach jest chaosem i niszczącym człowieka nieładem. Unieważnia wszystkie zastane idee, pojęcia, przymiotniki i epitety które przyklejamy innym ludziom, aby ich zaszufladkować. Ponieważ wówczas widzi się tylko pojęcia, ideologię, natomiast ginie z oczu człowiek. Gdy zamiast człowieka widzi się ideę, wówczas można bezkarnie znieważać, poniżać, walczyć, bo przecież to nie człowiek, to nie ludzie, tylko ideologia.

Ewangelia jako Dobra Nowina

Dzisiejsza perykopa zaczyna się od słów: “Jezus, wychodząc z Kafarnaum, ujrzał człowieka …” , człowieka, który miał imię – Mateusz. Nie dostrzegł celnika, zdziercy, oszusta, pijaka, prostytutki, homoseksualisty, trędowatego społecznie, którego można wyrzucić poza mentalny i społeczny margines. Oto Dobra Nowina! On “ujrzał człowieka”. Dostrzega go w każdym z nas, we mnie i w Tobie.

Co jest takiego niezwykłego w działaniu Jezusa? On po prostu zachował się tak, jak zachowuje się Bóg wobec nas. Swoim spojrzeniem, objawia, to jak Bóg patrzy na nas. Jezus po prostu okazał się ludzki. Wystarczy być zatem człowiekiem, aby okazać się Synem Bożym.

Ktoś mógłby zapytać, a cóż w tym takiego niezwykłego? Jeżeli uwzględnimy kontekst historyczny, kultury antycznej w której człowiek był traktowany jako zastępowany przedstawiciel gatunku, wówczas uświadomimy sobie, że myśl biblijna, wyrażona również w postawie Jezusa, była nie tylko niezwykła, ale wręcz rewolucyjna.

Dzisiaj, gdy minęło prawie dwa tysiące lat od tamtych wydarzeń, niezwykłe jest to, że pomimo różnorodnych doświadczeń, rozwoju myśli humanistycznej, personalizmu, praw człowieka, gdy tak wiele mówi się o godności ludzkiej , my nadal ledwo praktykujemy na co dzień postawę Chrystusa. Ile jeszcze musi upłynąć czasu, aż człowieczeństwo stanie się celem, a nie środkiem?

W wyniku tego, co nazywamy grzechem pierworodnym, osłabionej kondycji ludzkiej, która nie osiąga tego, do czego dąży i do czego została stworzona, nie łatwo być człowiekiem – dzieckiem Bożym.

Dobrą Nowiną dla nas jest to, że Syn Boży udziela nam tej możliwości – mocy swojego ducha – Ducha Świętego.
Okazać się człowiekiem, to zaprzeć się tej naturalnej, wszechpotężnej, żądzy wywyższania się nad innymi poprzez osąd i potępienie. Do tego potrzebna jest wiara. Aby zaprzeć się siebie, uśmiercić swoje “ja”, potrzeba wiary w Zmartwychwstanie, jako panaceum na nasz instynkt egoistycznego życia. Trzeba uwierzyć, że życie zaczyna się tam, gdzie inni widzą rezygnację, porażkę i umniejszenie siebie samego, że ziarno, aby wydać plon musi obumrzeć, dla siebie samego.

Działamy dzięki Tobie! Wesprzyj nas:

Facebook
Twitter
LinkedIn
Pinterest

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Ewangeliarz redaguje:

Autorzy:

Działamy dzięki Tobie! Wesprzyj nas!