Trójca Święta. Abstrakcja czy projekt nowej egzystencji?

EWANGELIARZ NIEDZIELNY, 30 maja 2021

UROCZYSTOŚĆ TRÓJCY ŚWIĘTEJ  MT 28, 16-20

Jedenastu uczniów udało się do Galilei, na górę, tam, gdzie Jezus im polecił. A gdy Go ujrzeli, oddali Mu pokłon. Niektórzy jednak wątpili. Wtedy Jezus podszedł do nich i przemówił tymi słowami:

«Dana Mi jest wszelka władza w niebie i na ziemi. Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem. A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata».

***

Trójca Święta

Abstrakcja czy projekt nowej egzystencji?

Michał Rychert

Tajemnica Trójcy Świętej, którą rozważamy w tę niedzielę i ewangelia przeznaczona na dzisiejszą liturgię, niosą ze sobą wiele trudnych miejsc, o które można się potknąć, ale dobrze zrozumiane wprowadzają nas w samo jądro nie tylko wiary, ale przede wszystkim chrześcijańskiej egzystencji i pozwalają odkryć piękno Dobrej Nowiny.

Słownik misjonarza:

„Trójca”

Tajemnica Trójcy Świętej nie jest łamigłówką wymyśloną za biurkiem teologów. Pojęcie „trójca” (trinitas), które jako pierwszy do słownika teologii chrześcijańskiej wprowadził Tertulian (Adversus Praxeen, II,4), nigdy by nie zaistniało w świadomości Kościoła, gdyby Apostołowie, ale również wielu innych, jak chociażby kobieta cudzołożna (J 8), nie doświadczyli, że przez Jezusa działa Bóg i to On sam jest Słowem Boga, w sposób, który ze względu na wzajemne przenikanie się: „Ja jestem w Ojcu, a Ojciec we Mnie” (J 14,10, nie można opisać inaczej, jak tylko, jako Synostwo Boże, na mocy tego samego życia (Ducha Świętego), które jest i w Ojcu i Synu.

„Nauczajcie”

W samym tekście Mt 18,16-20 są przynajmniej trzy pojęcia, które domagają się zrozumienia i sprecyzowania.

W oparciu o tłumaczenie Biblii Tysiąclecia czytamy: „Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody”. Nauczać można różnie. Można przekonywać, pouczać, indoktrynować. Był czas, że słowa te rozumiano jako przyzwolenie do prowadzenia krucjat i wypraw krzyżowych. Żadne z tych pojęć nie oddaje intencji autora. Jezus mówi: „idźcie więc i (gr. mathēteusate) – czyńcie uczniami”, a to coś więcej niż nauczać.

Te słowa zostały skierowane do tych, którzy sami byli uczniami, którzy doświadczyli tego, co to znaczy być uczniem Jezusa. Doświadczyli, jak zapraszał ich do miejsca, w którym mieszkał: „chodźcie, a zobaczycie” (J 1,39). Było to zaproszenie do przyjaźni. Rzeczywiście nazywał swoich uczniów przyjaciółmi: „nie nazywam sługami, bo sługa nie wie, co czyni pan jego, ale nazwałem was przyjaciółmi, albowiem oznajmiłem wam wszystko” (J 15,15). Im służył, myjąc stopy (zob. J 13). Ostatecznie to właśnie za nich oddał swoje życie: „nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich. Wy jesteście przyjaciółmi moimi (J 15, 13-14). To oznacza „czynić uczniami”. Apostołowie mając w pamięci swoje doświadczenia „stawania się uczniami” Jezusa, mają teraz przenieść je na wszystkie narody. Tylko taka ewangelizacja jest płodna. Gwarantuje, że treść nauczania będzie pokrywała się z życiem, a ewangelizacja stanie się świadectwem.

Wykonywanie mandatu przekazanego przez Chrystusa Pana nie polega na przekazywaniu doktryny, ta nie zbawia, ale na tworzeniu nowego środowiska życia, w którym życie Ewangelią stanie się możliwe, na budowaniu królestwa Bożego: społeczności braci i sióstr żyjących na sposób nowej rodziny, w której Ojcem jest sam Bóg (zob. Mt 12,46-50). Wolnej od struktur przemocy, zwierzchności i władzy, gdzie autorytet jest wynikiem służby i troski o drugiego (Mt 20,25-28); społeczności opartej na więzach bezinteresownej miłości, bezwarunkowego przebaczenia i solidarności i sprawiedliwości. Kto tego doświadczy, „zobaczy” doktrynę.

„Narody”

Kolejna trudność dotyczy adresatów misji powierzonej Apostołom. Kogo oznaczają „narody”, do których Pan posyła swoich uczniów, aby „czynili ich uczniami”? Słowo „narody” przybiera znaczenie w zależności od tego, jaki sens nada się słowu „nauczać”. Jeżeli „nauczać” miałoby oznaczać indoktrynować, to z całą pewnością nie dotyczyło by to   ani Żydów, choćby dlatego, że użyty w ewangelii termin (gr. ethnē – narody) nie odnosi się do ludu (gr. laos) Bożego, ani żadnego innego narodu, bo nie o indoktrynację. Chodzi o „czynienie uczniami. Czy ktokolwiek, w tym Żydzi odrzucą braterstwo, bezinteresowną miłość i solidarność? Misja „czynienia uczniami” jest rzeczywiście skierowana do wszystkich, właśnie dlatego, że ma nieść nadzieję lepszego świata.

„Chrzest”

Pojęciem, które również wymaga dopowiedzenia, jest to dotyczące chrztu: „Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu …”. Skojarzenie, jakie mamy z tym pojęciem, to obrzęd. Jakby w tych kilkunastu minutach ceremonii wszystko się miało dokonać. Chrzcić (gr. baptizontes) oznacza – zanurzyć, w tym momencie trzeba dopowiedzieć urwaną frazę do końca: „… w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego”. Symbolicznie można tego dokonać w przeciągu kilku minut, sakramentalnie, gdy miłość Boga domaga się naszej odpowiedzi, mamy na to całe życie, a i tak bez miłosierdzia Boga pozostanie po nas tylko proch.

Chrzest od strony symbolicznej to zanurzenie w wodzie, od strony sakramentalnej – to zanurzenie w imieniu (tu onoma), w życiu samego Boga. W świecie biblijnym imię to nie tylko nazwa własna, ale wyraz tożsamości, osobowość, funkcji jaką ktoś spełnia, sposobu istnienia. Ochrzcić – zanurzyć w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego, to wprowadzić w „inny świat”: miłości Ojca, bycia dzieckiem bożym (tajemnica Syna), uzdolnienia do tego, aby czynić te rzeczy, a nawet większe niż czynił Jezus, mocą tego samego Ducha (zob. J 14,12). Dlatego mamy całe życie, aby zanurzyć się w tę rzeczywistość Bożego życia.

Dogmat o Trójcy Świętej

Od strony gramatycznej nie ulega wątpliwości, że fraza, zapisana przez Mateusza znana nam jako formuła chrzcielna: „w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego”, w której każdy rzeczownik (patros – Ojciec, hyiou – Syn, hagiou pneumatos – Duch Święty) jest poprzedzony rodzajnikiem osobowym (tou patros, tou hyiou, tou hagiou pneumatos), wskazuje na trzy osoby, trzy równorzędne podmioty, tak od strony gramatycznej (gr. onoma – imię – odnosi się tak samo do Ojca, Syna i Ducha Świętego, jest to jedno imię Jedynego Boga), i teologicznej, jak to w sposób niezwykle doniosły wyraża prefacja o Najświętszej Trójcy: „Ty z jednorodzonym Synem Twoim i Duchem Świętym jedynym jesteś Bogiem, jedynym jesteś Panem. Nie przez jedność osoby, lecz przez to, że Trójca ma jedną naturę. W cokolwiek bowiem dzięki Twemu objawieniu wierzymy o Twojej chwale, to samo bez żadnej różnicy myślimy o Twoim Synu i o Duchu Świętym. Tak iż wyznając prawdziwe i wiekuiste Bóstwo, wielbimy odrębność Osób, Jedność w istocie i równość w majestacie” (Mszał Rzymski). Trójca Święta, to trzy osobowości wyrażające jedyne bóstwo Boga Ojca.

Czy zatem tajemnica Trójcy Świętej stała się dla nas jasna? Ale czy w ogóle ma być jasna i oczywista? A jeżeli tak, to jak daleko jest w stanie nasz rozum dojść w poznaniu Boga?

Powołanie się na tekst biblijny (dowód biblijny), czy liturgiczny nie jest dowodem w sensie nauk ścisłych, i takim być nie może ze względu na samą naturę tego, co podejmuje się udowodnić. Gdy bowiem mówimy o Trójcy Świętej mówimy w istocie o Bogu miłości, a miłości udowodnić się nie da, ona nigdy nie jest oczywista, choć każdy, kto żyje w relacji miłości, chce mieć pewność, że nie ulega złudzeniu. Jej nieoczywistość jest zarazem jej naturą i pięknem. W doświadczeniu miłości wciąż do niej się zbliżamy, ale gdy już moglibyśmy zobaczyć ją twarzą w Twarz, jak Mojżesz Boga, przechodzi obok i można oglądać tylko wspomnienie (zob. Wj 33,23).

Zrozumienie Boga, ma miejsce wówczas, gdy odkrywa się przed nami tajemnica. Koto odkrył, ze stoi wobec tajemnicy, ten „zrozumiał” Boga.

Jedyny

Trójca Święta to nie wielość, ale jedność. Wierzymy w jednego Boga. Dzięki tajemnicy Trójcy Świętej wyznajemy, oby bardziej niż inni wyznawcy Montezumy, jednego, ale i tym samym Jedynego Boga. Pojęcie „jeden” nie jest opisem numerycznym i tylko jako takie możemy odnieść do Boga. „Jeden” w rozumieniu  numerycznym wskazywałoby na to, co policzalne, dopuszczając to, co „drugie”, „trzecie”, wielość.

„Jedyny” jest jednym z wielu imion bezimiennego Boga. Ale również „imię”, jeśliby takie Bóg posiadał, wskazywałoby raczej na jednego spośród wielu posiadających imię. Jako Jedyny i niepoliczalny, tym samym nieobliczalny, niepojęty, bezimienny jest poza wszelką ludzką klasyfikacją, wyobrażeniem, ideą. Jest Bogiem.

Bóg jest Jedyny, tak jak miłość jest jedyna, całkowita i niepodzielna (zazdrosna, tak Biblia opisuje miłość Boga), bo takiej drugiej, jak ta między „Ja” i „Ty” być nie może, gdyż nie ma takiego drugiego jak „Ja” i „Ty”. Miłość nie jest policzalna, jest jedyna, zawsze niepowtarzalna. Bóg jest Jedyny, gdyż „jest miłością” (por. 1J 4,8). Będąc miłością, jest wspólnotą osób. Bóg jest sobą – miłością nie przez akt stworzenia, nie dlatego, że ukochał człowieka, ale dlatego ukochał, że jest Jedyny, że jest Trójcą, to znaczy „jest miłością”.

Osobowy

Miłość – Bóg, który jest miłością (por. 1 J 4,8) nie zatracając niepowtarzalnego „ja” (Ojciec), jest dla niego (Syna), i ze względu na jego odrębność płaszczyzną spotkania jest  Duch Święty, życie Boga,osobowa miłość, w którym każdy pozostając sobą, przyjmuje  drugiego, a przyjmując obdarowuje; nie żyjąc dla siebie (tajemnica Krzyża), ale w drugim i dla niego, odnajduje swoje prawdziwe „ja”, jak Bóg Ojciec „odnalazł” je w Synu, a Syn w Ojcu w Duchu Świętym.

Miedzy tajemnicą miłości ludzkiej, której doświadczamy, a tajemnicą Trójcy Świętej, a więc tajemnicą Boga miłości, jest pewna różnica: nie jest to jednak różnica jakościowa, jedna dokonuje się w czasie i przestrzeni, druga poza czasem i przestrzenią, ale jednocześnie jedna odnajduje się w drugiej, bo ostatecznie jest to ta sama miłość. Doświadczamy jej tylko proleptycznie w miłości ludzkiej, a w tajemnicy Wcielenia miłość Boga jest nierozdzielnie związana z miłością bliźniego i odwrotnie.

O miłości można i należy pisać, o niej marzyć i za nią tęsknić, ale biada, jeżeli się jej nie doświadczy. To jedyna droga do poznania Boga, gdyż Bóg jest miłością.

Egzystencja chrześcijańska

Dogmat o Trójcy Świętej ponieważ opiera się na pewnej koncepcji osoby, stąd w duchu wiary, powinien przekładać się na to, w jaki sposób my będziemy pojmować samych siebie jako osoby. Na tej drodze pojawiają się jednak pewne trudności.

Jedną z przeszkód, która oddala nas od zrozumienia i doświadczenia tajemnicy Boga Jedynego w odrębności trzech Osób, jest dzisiaj właśnie pojęcie „osoby”. Wyłoniono je niegdyś (II – IV w.) w poszukiwaniu formuły zdolnej opisać relacje w Bogu. Dzisiaj to samo pojęcie rozumiane jako wyodrębniona, wsobna i osobna zarazem indywidualność, raczej utrudnia zrozumienie tajemnicy Boga, natomiast ułatwia, wręcz toruje drogę do kultury indywidualizmu i politeizmu, w której każdy musi być dla siebie prawdą, gdyż Prawdy już nie ma. Jako chrześcijanie wyznajemy ją w Chrystusie, który stał się dla nas objawieniem Boga. Objawienie to należy dzisiaj odczytać jako propozycję innej formy egzystencji, innego sposobu życia. Ta propozycja ma sens tylko jako Prawda.

Już od czasów Boecjusza (IV-V w.), który osobę definiował jako „indyvidua substantia” (indywidualna substancja – byt), kultura zmierzała ku rozumieniu osoby poprzez jej indywidualność, wręcz indywidualizm, a nie poprzez jej relatywność, otwartość na innych, potrzebę dopełnienia i zdolność do miłości. Tej zmianie nie służy również wrodzona potrzeba autoidentyfikacji i samookreślenia na drodze oddzielenia, a nierzadko wykluczenia innych (abym ja mógł być sobą, muszą być inni) również na drodze przemocy. Kultura, która jest nastawiona na karminie naszego indywidualizmu nie tylko nie sprzyja wierze w Trójcę Świętą, ale jest jej zaprzeczeniem.

Bóg identyfikuje się przez miłość. Jesteśmy stworzeni na obraz i podobieństwo nie Wielkiego Samotnika, ale Boga miłości – komunii osób (communio), w której nikt nie identyfikuje się przez siebie, ale przez drugiego: Ojciec przez Syna, Syn przez Ojca, a ich wzajemna identyfikacja jako Ojca i Syna dokonuje się w Duchu Świętym. Bez miłości bowiem nie ma ani ojca, ani syna, ani życia.

Stworzeni na obraz i podobieństwo takiego Boga nosimy w sobie pragnienie miłości, zjednoczenia i samorealizacji przez miłość. Ale jest też w nas lęk przed utratą samych siebie (grzech pierworodny). Dogmat o Trójcy Świętej jest wezwaniem skierowanym do nas, abyśmy odrzucili lęk, gdyż egzystencja odrębnych osób w miłości, jest nie tylko możliwa, ale i życiodajna. Jan Ewangelista wyrazi to słowami: „to jest życie wieczne: aby znali Ciebie, jedynego prawdziwego Boga, oraz Tego, którego posłałeś, Jezusa Chrystusa” (J 17,3). „Poznać” nie oznacza tu intelektualnego procesu, ale egzystencjalne doświadczenie życia, które było w Ojcu, a nam zostało objawione (por. 1 J 1,1), a tym samym stało się dla nas dostępne.

Przyjęcie wiary w Trójcę Świętą wymaga nie tylko redefinicji osoby w świetle objawienia, ale przede wszystkim zmiany mentalności, nawrócenia ku miłości. To nie kartezjańskie „myślę więc jestem”, ale (nie w sensie wykluczającej się antynomii) chrześcijańskie „kocham więc jestem”, muszą stanowić o naszym samozrozumieniu.

W jakim kierunku będzie zmierzał człowiek w swojej drodze autoidentyfikacji, czy zwróci się ku sobie, czy jednak ku drugiemu, aby swoją osobowość przeżywać we współbyciu? To zawsze pozostanie indywidualną decyzją.

Jako chrześcijanie jesteśmy wezwani, to święto jest takim wezwaniem, do obrania drogi prawdy i życia, którym jest Chrystus (zob. J 14,6). Trójca Święta, to nie abstrakcyjna doktryna, ale przykład egzystencji, która przez Chrystusa została nam objawiona, a w mocy Ducha Świętego dostępna i możliwa – to jest życie wieczne.

Wyznać wiarę w Trójcę Świętą, to wyjść ze strefy swojego indywidualizmu i komfortu (Krzyż), i odnaleźć się w drugim w miłości, przeżywając swoją osobę jako relację,  w byciu  „z” (communio) „dla” drugiego (proegzystencja). To przepis na życie wieczne, życie szczęśliwe: „nikt z nas nie żyje dla siebie i nikt nie umiera dla siebie … . I w życiu więc i w śmierci należymy do Pana” (Rz 14,7). To projekt nowej egzystencji.

 

Działamy dzięki Tobie! Wesprzyj nas:

Facebook
Twitter
LinkedIn
Pinterest

Jedna odpowiedź

  1. Znali Ciebie, jedynego prawdziwego Boga, czyli mamy znać “Ciebie jedynego trójcę”
    To albo żart, albo największą abstrakcyjna głupota, jaką ktoś we wszechświecie może wymyśleć.

Ewangeliarz redaguje:

Autorzy:

Działamy dzięki Tobie! Wesprzyj nas!