Dojrzewanie i powołanie

Trzecia niedziela po Narodzeniu Pańskim
Łk.3,15-16.21-22
Gdy lud oczekiwał z napięciem i wszyscy snuli domysły w sercach co do Jana, czy nie jest on Mesjaszem, on tak przemówił do wszystkich: “Ja was chrzczę wodą; lecz idzie mocniejszy ode mnie, któremu nie jestem godzien rozwiązać rzemyka u sandałów. On chrzcić was będzie Duchem Świętym i ogniem”. Kiedy cały lud przystępował do chrztu, Jezus także przyjął chrzest. A gdy się modlił, otworzyło się niebo i Duch Święty zstąpił na Niego w postaci cielesnej niby gołębica, a z nieba odezwał się głos: “Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie”.

O chrzcie Pańskim i o chrzcie w ogóle napisano całe tomy. Trudno napisać coś nowego. Tyle bogactwa treści w tak małym tekście! O tylu sprawach chciałoby się napisać! I o odwiecznym obyczaju rożnych religii i kultur obmywania w wodzie, jako symbolu oczyszczenia duchowego; o samej wodzie, jako symbolu życia (źródło) i śmierci (głębia w której można zatonąć.) O zanurzeniu jako symbolu przeprowadzenia ze śmierci do życia; o tym, że chrzest Janowy odbywał się w jednym z najniższych punktów na ziemi (395 poniżej poziomu morza), co tym bardziej podkreśla symbolikę uniżenia się Syna Bożego, gdy stanął w tłumie z grzesznikami; o Chrzcie Jezusa, jako Namaszczeniu, o wyjątkowości Jego chrztu; o symbolice ognia („On będzie chrzcił ogniem i Duchem), jako elementu oczyszczającego. Jestem na rozdrożu. Na początku więc pozwolę sobie odesłać czytelnika do źródła, w którym jest obfitość literatury na ten temat: http://www.brewiarz.pl/czytelnia/chrzest.php3

A od siebie zaproponuję rozważanie osobiste. Wiąże się ono z moim własnym chrztem, ale nie tylko tego będzie dotyczyło. Przyjęłam chrzest jako osoba dorosła, matka dwojga dzieci. Proces dojrzewania do tej decyzji był długi, skomplikowany i niejednorodny. Z obecnej perspektywy mogę spojrzeć na swoje życie, jak na proces przygotowywania, prowadzenie przez Boga, a jednocześnie własnego dojrzewania do tej decyzji. Sam akt jej podjęcia był wypadkową długiego (nieświadomego) przygotowania przez wydarzenia, wykształcenie, lektury, które mnie pociągały, krótkiego, a gwałtownego i gorącego okresu nawrócenia i odkrycia Pana Boga – „zakochania w Bogu” i przemożnej tęsknoty by być już Jego dzieckiem i móc uczestniczyć w życiu Kościoła. Dodatkową komponentą komplikującą decyzję były opory i lęki, na szczęście nie trwające zbyt długo: lęk przed nieznanym (nie uczestniczyłam nigdy wcześniej w sposób świadomy w żadnym nabożeństwie, nie miałam pojęcia jak zachować się w kościele, jak rozmawiać z księdzem itp.), lęk przed znanym (jak zareaguje moje środowisko w większości ateistyczne i znające mnie jako ateistkę) i wstydu (taka stara, niby uczona, a przyjmuje chrzest jak małe dziecko). W momencie podjęcia decyzji wszelkie opory zniknęły, a tęsknota stała się dominująca i przemożna. I niecierpliwa. Kazano mi jednak czekać rok – tyle trwał katechumenat. To był bardzo trudne.

I wreszcie nadszedł ten dzień – Wigilia Paschalna; po przyjęciu sakramentów ( prócz chrztu bierzmowanie i Komunia Święta, a następnego dnia ślub z ojcem moich dzieci) nieopisane szczęście, radość, siła rozsadzały serce. Chodziłam „metr nad ziemią” eksplodując szczęśliwością w przekonaniu, że ten stan nigdy nie minie.

Minął. Moje życie stało się znów zwyczajne, pełne było blasków i cieni, linii nie całkiem prostych, pełne wielkich wzlotów i bolesnych upadków i nadal jest poszukiwaniem. Jednak przełom, jakim było przyjęcie chrztu naznaczył jednoznacznie Bożym piętnem wszystko, co było potem.

Doświadczenie własne skłoniło mnie do przyjrzenia się bliżej tekstom o chrzcie Jezusa w aspekcie dojrzewania do własnego powołania zarówno Jana Chrzciciela, jak i – tak, ośmielę się tak powiedzieć – Pana Jezusa.

Jezus, Człowiek-Bóg dojrzewa w ukryciu do swojej misji. Nic nie wiemy o jego dzieciństwie (od chwili powrotu z Egiptu do Nazaretu) ani młodości (wyjąwszy przygodę w Jerozolimie) aż do wieku dojrzałego.

Niezwykły przebłysk świadomości Siebie w wieku lat dwunastu, wydaje się być całkowicie odosobniony. Przypomnijmy: Pozostanie w Świątyni WBREW woli rodziców; mądrość ponad wiek, którą zachwycali się dojrzali uczeni, a wreszcie nieoczekiwane słowa – ”Czemuście mnie szukali?” – dystansujące Go wobec matki i Opiekuna a zwłaszcza zapowiedź: „Powinienem być w sprawach mego Ojca” (dyskretne zwrócenie uwagi na to, że nie są to sprawy Józefa) – wszystko to wskazuje na wyraźną świadomość własnej misji. Potem wszystko ucichło, poszło w zapomnienie (tylko Maryja przechowywała to w swym sercu). Wydaje się, że Niezwykłe Dziecko znowu stało się dzieckiem zwykłym.

Ponownie widzimy Go, jako dojrzałego mężczyznę, który wraz z tłumem innych, nieodróżniający się od innych, stoi nad brzegiem Jordanu, czekając na chrzest.

Tajemnicą pozostanie, jaka był Jego Samoświadomość do czasu, gdy odezwał się „głos z Nieba”. Wcześniej wiemy bez wątpienia, że Duch przemawiał przez Jana. „…idzie mocniejszy ode mnie, któremu nie jestem godzien rozwiązać rzemyka u sandałów. On chrzcić was będzie Duchem Świętym i ogniem”.

Spełnia się Janowa misja, prorok świadom jest bliskości Mocarza, Kogoś Niezwykłego, choć nie ośmiela się jeszcze nazwać Go Mesjaszem, a co dopiero Synem Bożym. Jan wie, że zbliża się Ktoś, dla kogo narodził się i żył najpierw jako asceta, a potem jako poprzednik, jako herold i …Wydaje się, że do końca nie spodziewał się tego zaszczytu dla którego nazwano go Chrzcicielem. W Ewangelii Łukasza, podobnie jak u Marka nie ma nawet wzmianki o tym, że Jan wzbraniał się przed ochrzczeniem Jezusa ( jak opisuje to św. Mateusz). Po prostu Jezus przystąpił do chrztu z całym ludem, jako jeden z wielu. Czyżby w tym momencie Jan nie był świadom, że zanurza Mesjasza? Najpełniejszy opis wydarzenia mamy u św. Jana. Tu Chrzciciel daje świadectwo: „Ujrzałem Ducha, który zstępował z nieba jak gołębica i spoczął na Nim. Ja Go przedtem nie znałem, ale Ten, który mnie posłał , abym chrzcił wodą powiedział do mnie: „Ten, nad którym ujrzysz Ducha zstępującego i spoczywającego na Nim jest tym, który chrzci Duchem”. Dopiero nazajutrz mówi o nim „Oto Baranek Boży”.

Pozwalam sobie na ten przydługi cytat z innej niż przeznaczona na dzień dzisiejszy Ewangelii, widać tu bowiem wyraźnie, że Jan rozpoznał Jezusa w momencie pojawienia się Ducha z Nieba. Misja Mesjasza zostaje objawiona wszystkim-także Janowi, gdy interweniuje Duch Święty i słychać głos Ojca. „Tyś jest mój Syn umiłowany”. Ośmielam się przypuszczać, że Jezus dopiero w tym momencie ujrzał w pełnym świetle Ducha i doświadczył w sercu Siebie właśnie jako SYN. Uprzednio jednak w nim, pełnym Człowieku, dojrzewała stopniowo także jego Boża świadomość, nie bez wpływu wychowania, nauki, znajomości Pisma. Pociągnięty gorącą tęsknotą, by stać się tym, kim miał się stać, by czynić to, do czego się narodził, podjął decyzję, by przyjść nad Jordan i przyjąć chrzest. Był to akt na granicy ukrycia i jawności, na granicy świadomości jeszcze niepełnej, lecz dzięki wezwaniu serca śmiało zmierzającej do pełni, akt wyjścia naprzeciw wydarzeniom i Swojemu Przeznaczeniu.

Moment w którym Duch w postaci gołębicy usiadł na Jego ramieniu i odezwał się z Nieba głos Ojca- był z pewnością przełomowy i dla Ochrzczonego i dla Chrzciciela. Dla tego drugiego był nie tylko objawieniem Mesjasza, ale wypełnieniem misji – wkrótce też miał zginąć. Dla Jezusa „napełnionego Duchem” zaczynał się czas działalności publicznej. I też jeszcze nie od razu. Najpierw przygotowanie w postaci nieustannej modlitwy i czterdziestodniowego postu, następnie próba trzech pokus i dopiero tak umocniony Syn Boży był gotów i rozpoczął działanie w świecie. Początkiem Jego Drogi i przełomem życiowym był właśnie moment chrztu; niezwykły tajemniczy moment, gdy nie tylko Jezus uzyskuje pełnię świadomości i objawiona zostaje Jego misja, ale także(jednocześnie) po raz pierwszy w sposób widzialny (słyszalny) objawia się Bóg, jako Trójjednia.

Jak każdą Tajemnica Boża jest zarazem Ujawnieniem i Zakryciem. Jest momentem, prześwitem nagłym, oślepiającym przebłyskiem Prawdy Wiecznej – i znika natychmiast. Widzenie, rozumienie, wzlot objawienia – przemija. Pozostaje jednak umacniająca, głęboka pamięć, nieusuwalny, świetlisty ślad, naznaczający późniejsze wydarzenia, które bez Tego tajemniczego Wydarzenia nie mogłyby zaistnieć.

Działamy dzięki Tobie! Wesprzyj nas:

Facebook
Twitter
LinkedIn
Pinterest

Ewangeliarz redaguje:

Autorzy:

Działamy dzięki Tobie! Wesprzyj nas!