Ewangeliarz na Boże Ciało
Uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa
EWANGELIA: J 6, 51-58.
Jezus powiedział do Żydów: “Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli ktoś spożywa ten chleb, będzie żył na wieki. Chlebem, który Ja dam, jest moje Ciało, wydane za życie świata”. Sprzeczali się więc między sobą Żydzi, mówiąc: “Jak On może nam dać swoje ciało do jedzenia?” Rzekł do nich Jezus: “Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeżeli nie będziecie jedli Ciała Syna Człowieczego ani pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie. Kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew, ma życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym. Ciało moje jest prawdziwym pokarmem, a Krew moja jest prawdziwym napojem. Kto spożywa moje Ciało i Krew moją pije, trwa we Mnie, a Ja w nim. Jak Mnie posłał żyjący Ojciec, a Ja żyję przez Ojca, tak i ten, kto Mnie spożywa, będzie żył przeze Mnie. To jest chleb, który z nieba zstąpił – nie jest on taki jak ten, który jedli wasi przodkowie, a poumierali. Kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki”.
+ + +
Zastanawiam się, czy przypadkiem nie jest tak, że w uroczystość Bożego Ciała, Pan Jezus wyprowadza nas na ulice, by zapytać nas, jacy tak naprawdę jesteśmy. Nie innych, nie przypadkowych przechodniów, nie obojętnych, ale nas, którzy razem z Nim na te ulice wychodzimy. Kiedy co roku oglądam zdjęcia z centralnej londyńskiej procesji Bożego Ciała, niemal na każdej fotografii dostrzegam spotkanie dwóch światów: z jednej strony świat ludzi idących w procesji, z drugiej świat ludzi, którym jest to zupełnie obojętne. Dlatego właśnie uważam, że Chrystus w pierwszej kolejności chce zapytać nas, którzy z Nim i za Nim idziemy, jacy jesteśmy w naszych domach, w naszej prywatności, w naszych rodzinach.
Starożytni chrześcijanie przechowywali Eucharystię w domach – najczęściej w sypialniach! W najbardziej „intymnych” pomieszczeniach. Możemy jedynie się domyślać, jak bardzo to wpływało na ich wzajemne relacje. Warto więc zadać sobie pytania: jak Eucharystia wpływa na nasze relacje? Jak kształtuje nasze więzi? Jak bardzo inspiruje nas do ich odnowy? Jak wyrabia w nas wrażliwość na najbardziej potrzebujących?
Powyższe pytania nie są odklejone od rzeczywistości. To pytania o owoce Eucharystii w naszym życiu. Eucharystii, w której uczestniczymy i którą przyjmujemy od roku, dwóch, dziesięciu czy czterdziestu lat. Co w tym czasie w naszym życiu się zmieniło? Eucharystii nie da się zamknąć, zredukować do liturgii. Jezusa nie da się zatrzymać jedynie w świecie najpobożniejszych nawet celebracji. On się z nich wyrywa do ludzi, którzy nie mają co jeść, co pić, w co się ubrać. Nie mają domu. Nie mają ojczyzny. Są chorzy. W więzieniu. Cierpią. Płaczą. Ich widok porusza Jezusa do samych wnętrzności (grec. splagnizomai). Nie chodzi tu tylko o „żal”.
Nie wystarczy być z Jezusem tylko w czasie liturgii. Nie wystarczy nawet wyjść z Nim raz do roku w pięknej procesji na ulice. Trzeba wychodzić z Nim codziennie, niosąc Go we własnym sercu do tych, którym jest On totalnie obojętny. Patrząc na nich z czułą miłością, tak jak On na nas patrzy. Patrzeć tak, by w naszym spojrzeniu nie dostrzegali cienia osądu, ale pełną troski i czułości miłość. Jego miłość. Bożą miłość.
Ustanawiając Eucharystię, Jezus nic nie mówił o oglądaniu, o patrzeniu, o adoracji, o wynoszeniu Go w procesji. „Bierzcie i jedzcie” – mówił; „Bierzcie i pijcie” (por. Mt 26,26-27). Pragnieniem Pana było, by stał się naszym pokarmem. Jezus chciał, byśmy się Nim karmili. Nie chcę przez to powiedzieć, że adoracje czy procesje nie są ważne. Dla mnie osobiście adoracja ma ogromne znaczenia, a polskie obchody Bożego Ciała z tradycyjną procesją to najpiękniejsze ze wszystkich świąt. To wszystko jednak nie wystarczy. Bo cóż nam daje samo widzenie Boga? Nic.
Gdy Bóg wisiał na krzyżu – wówczas także ukryty w ludzkim ciele – „lud […] stał i patrzył” (Łk 23,35). Patrzył, ale nie widział. Można patrzeć i nie widzieć. Patrzeć i nie zobaczyć. Pozostać ślepym. Prawdziwa adoracja nie polega na widzeniu i oglądaniu. Prawdziwa adoracja dokonuje się wtedy – jak pisał wielki teolog i kaznodzieja Jacques Bénigne Bossuet – gdy z wiarą przyjmuje się Słowo Boże i Ciało Boga, pokładając w Nim swoją miłość i nadzieję. Prawdziwa adoracja dokonuje się wtedy, gdy z tej wiary i miłości rodzi się troska o bliźniego. Wszak to człowiek jest (powinien być) najpiękniejszą monstrancją. Eucharystia ma to właśnie w nas sprawiać, że drugiego człowieka będziemy traktowali jak Boga w monstrancji.