Hasło jednego procenta pączkuje w oczach. Z każdym komunikatem medialnym przybywa sygnałów, że tu i tam, wokół nas, rodzą się nowe organizacje pożytku publicznego, które mają prawo zabiegać o jeden procent płaconego przez nas podatku dochodowego. Podobno można już wyprosić w ramach takiej organizacji (bez prawa odmowy) przeznaczenie tej sumy personalnie dla kogoś, o kogo zabiegamy. Obawiam się, że z tego powodu coś się może w idei pomagania przez odpis podatkowy popsuć. Placówki od lat świadczące pomoc sprawdzoną, najpotrzebniejszą i najskuteczniejszą, dla których zastrzyk w postaci naszego jednego procenta jest często kwestią być albo nie być, teraz zostają w coraz głębszym cieniu. Jak to zwykle bywa z natłokiem nowości: głośniejszych, jaskrawszych, pewniejszych siebie. Może by jeszcze zdążyć przypomnieć o nich właśnie? Tylko kto ma to zrobić, skoro już także media stają w szeregu tych, którzy wyciągają rękę po upragniony jeden procent? Podobnie jak placówki duszpasterskie, o czym dowiedziałam się ostatnio z gazetki parafialnej, która zabiega o datki na rzecz świątyni-zabytku. Osobiście postanowiłam wrócić (po latach) do pomagania instytucji, która ratowała ludzi jeszcze przed moim narodzeniem. I czyni to do dziś, niezłomnie i wiernie. Może ktoś zgadnie, o kogo chodzi…