Po losowej przerwie zaczynam od słów wdzięczności dla Klubów „Tygodnika Powszechnego” za wystosowanie listu w obronie księdza Wojciecha L. Szkoda, że sprawa nie chce się ani rusz skończyć szczęśliwie i to jest prawdziwa zgryzota naszego Kościoła. Kiedy przed kilku dniami czytałam artykuł Zbigniewa Nossowskiego w „Tygodniku” (z 21 lipca), pomyślałam, że autor zbyt czarno widzi zakończenie sprawy, używając słowa „katastrofa” w tytule. Bo właśnie w końcu tygodnia pokazano nam w telewizji księdza Wojciecha, odprawiającego mszę pożegnalną razem ze swoim następcą. I to był obraz prawdziwie chrześcijańskiej nadziei. Po co jednak musiała odezwać się kuria warszawsko-praska? Byłoby bardzo smutne, gdybyśmy rzeczywiście musieli patrzeć na jakąkolwiek katastrofę.
Żałuję, że list episkopatów: polskiego i ukraińskiego w sprawie tragicznej rocznicy wołyńskiej nie został nagłośniony i przyswojony tak, jak na to zasługiwał, we wspólnocie naszego Kościoła. Nie było o nim mowy nawet podczas mszy radiowej 14 lipca, chociaż to właśnie miała być niedziela, kiedy wszyscy wierni mieli list usłyszeć. To tak, jakby trwonić dobro, które już mamy w rękach. I jeszcze na dobitkę zajmujemy się pomysłami tak bezsensownymi, jak próba rekonstrukcji strasznych wydarzeń wołyńskich w małej miejscowości w Bieszczadach, na którą ściągnięto mnóstwo widzów.
Przed nami dni papieża Franciszka w Rio. Obyśmy zobaczyli i wysłuchali jak najwięcej.