Przyjaciel i nauczyciel

Nie umiem pisać o Krzysztofie Kozłowskim w sposób nieosobisty. Zabrzmi to pewnie w uszach wielu jak swoista uzurpacja, skoro słowa te przelewa na papier człowiek zbyt młody, najzwyczajniej będący na tym świecie zbyt krótko i niezbyt dobrze znający byłego zastępcę redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego” i Ministra Spraw Wewnętrznych w rządzie Tadeusza Mazowieckiego. Cóż jednak poradzić, kiedy po wielu przemyśleniach, analizach a także poszukiwaniach słów najlepszych i najstosowniejszych uznałem, że tylko w ten sposób ten artykuł rozpoczynając zrobię to w pełni szczerze i uczciwie, tak względem Pana Krzysztofa, jak i Czytelnika.

Tekst ten po raz pierwszy ukazał się w drugim numerze “Tygodnika Poznańskiego”, a więc okazjonalnego wydawnictwa Klubu “Tygodnika Powszechnego” w Poznaniu. Numer drugi ukazał się w marcu 2014 r. z okazji piątej rocznicy założenia poznańskiego klubu.

Cóż bowiem wiedzieć może o człowieku tak zasłużonym, z niezwykle bogatym życiorysem ktoś, kto rozmawiał z Nim po raz pierwszy 7 lat temu, a pierwszą naprawdę poważną dyskusję odbył rok później?

Wiedzieć może dokładnie tyle, ile zapisane zostało na kartach historii i książek (z wywiadem-rzeką autorstwa Michała Komara na czele), w artykułach publikowanych na łamach „Tygodnika Powszechnego” i ile zapamiętał z (niestety ledwie kilku) fantastycznych opowieści, w które kilkakrotnie dane było mu się wsłuchać.

W spotkaniach Krzysztof Kozłowski potwierdzał wszystkie te cechy, o których wcześniej lub później we wspomnianych publikacjach przeczytałem lub usłyszałem od tych, którzy go znali. Wszak krótko po Jego śmierci każda z nich pojawiała się w tekstach wspomnieniowych wielokrotnie: siła spokoju, gentleman, elegancki, twardy i łagodny zarazem, cichy, konkretny, stanowczy, dowcipny, rozsądny, ze zmysłem obserwacji. Wymieniać można byłoby jeszcze długo.

Krzysztof Kozłowski był jedną z pierwszych osób, a być może nawet w ogóle pierwszą, do której zwróciliśmy się z pomysłem zorganizowania obchodów stulecia urodzin Jerzego Turowicza. Od początku służył radą, pomysłami, nie ma też co ukrywać, że jego nazwisko otworzyło wiele drzwi, do których sami nie bylibyśmy pewnie w stanie nawet podejść. Gdy powoływano Fundację Jerzego Turowicza, której głównym celem była właśnie organizacja obchodów związanych z setnymi urodzinami Redaktora, nikt nie miał najmniejszych wątpliwości, że to właśnie Krzysztof Kozłowski powinien stanąć na jej czele. A potem podziwialiśmy jego upór, gdy już w chorobie dowodził naszymi działaniami.

To właśnie działania Fundacji Jerzego Turowicza, związane ze stuleciem urodzin Pana Jerzego pozwoliły mi poznać Krzysztofa Kozłowskiego bliżej. Od początku miałem wrażenie (a może to była po prostu moja egoistyczna nadzieja), że On bardzo się z tego pomysłu cieszył, być może nawet na niego czekał. Zapewne miała to być pewna klamra, która zamykała rozdział, dawała możliwość spłaty długu wdzięczności względem przyjaciela, którym był przecież dla niego przez niemal pół wieku Jerzy Turowicz. Jeśli jednak myślałem o tym wydarzeniu jako swoistej klamrze, to byłem pewien, że jest to jedynie brakujący rozdział, który należy uzupełnić, wstawić pomiędzy wiele wspaniałych poprzednich, ale zarazem przed kolejne. Nie sądziłem, że przyznana po raz pierwszy w 2013 roku Nagroda Jerzego Turowicza wręczana będzie już bez udziału Pana Krzysztofa.

W życiu nie ma przypadków. Nie jest więc zatem przypadkiem to, że nasz „Tygodnik Poznański” ukazuje się w dniu pierwszej rocznicy śmierci Krzysztofa Kozłowskiego. Tak dla mnie, jak również dla wielu moich klubowych przyjaciół, Pan Krzysztof stał się mentorem, myślę, że darzył przyjaźnią Kluby „Tygodnika Powszechnego”. Mamy na to dowody: udzielił nam ongiś obszernego wywiadu, którego jednak do dziś nie opublikowaliśmy (jedynie fragmenty wykorzystane zostały w pracy magisterskiej), udało nam się go również nakłonić do przygotowania tekstów wspomnieniowych o Stanisławie Stommie i udzielenia wywiadu o Stefanie Kisielewskim (przeprowadzonego przez Annę Mateję), kiedy przygotowywaliśmy wspomnienie tego ostatniego z okazji jego setnej rocznicy urodzin. A potem spróbowaliśmy mu się odwdzięczyć specjalnym dodatkiem z okazji jego 80-tych urodzin, który ukazał się na klubowym portalu.

Był Krzysztof Kozłowski dla nas wszystkich nauczycielem. Od pierwszego spotkania w redakcji, przez kolejne w krakowskich restauracjach, pamiętną dyskusję podczas „Świata Turowicza” w Goszycach aż po ostatnie spotkania w jego krakowskim domu – każde z tych spotkań niosło ze sobą naukę. Obcowanie z nim wcale nie było tylko spotkaniem z historią, jakże przecież bogatą i skomplikowaną zarazem, ale także z jego wielką mądrością, spójną wizją świata i realizmem. Nade wszystko jednak Krzysztof Kozłowski, swoim opanowaniem, spokojem uczył rozsądku, uczył myślenia. Realizował więc swoim życiem ideały, które sam, wspólnie z Jerzym Turowiczem stawiał przed „Tygodnikiem Powszechnym”.

Na potwierdzenie wszystkich powyższych słów pozwolę sobie przytoczyć wypowiedź Józefy Hennelowej, która w ten sposób pożegnała Krzysztofa Kozłowskiego na naszym portalu: „Straciliśmy Kogoś, kto po Jerzym Turowiczu najlepiej rozumiał „Tygodnik” i jego zadania dla Kościoła i Polski. Kto się napracował od 1956 roku w redakcji, w środowisku i w polityce, jak mało kto poza Nim. Kto był przyjacielem wielu z nas, a autorytetem dla wszystkich. Kto miał swoje tajemnice dotyczące najgłębszych przeżyć i przywiązań, o których czasem napomykał, najchętniej cytując wielkich pisarzy. Wtedy kilka słów nagle przywołanych było jak klucz otwierający Jego samego. (…) Aż do ostatniej z Nim rozmowy podczas odwiedzin dostawałam od Niego jakąś dawkę mądrej refleksji o sprawach, dla których oboje pracowaliśmy. Tyle, że coraz bardziej dominował w tej refleksji spokój człowieka, który widzi, odczuwa i rozumie więcej niż ja. Jak Mu za to dziś podziękować?” (Józefa Henelowa Pożegnanie z Krzysztofem, „Tu i teraz”, KlubTygodnika.pl 26 marca 2013 r.)

Wiadomość, która napłynęła do nas wczesnym rankiem 26 marca była szokująca. W odległym przecież bardzo Poznaniu czuliśmy, że tracimy kogoś bliskiego. Mentora, ale też, a może przede wszystkim, przyjaciela.

Na koniec: skoro pytamy się w tym numerze „Tygodnika Poznańskiego” jakiego „Tygodnika” potrzebuje Polska, to dopowiem, że bardzo przydałby się jej „Tygodnik” mądry mądrością Krzysztofa Kozłowskiego i spokojny jego spokojem. Bo takiego właśnie głosu Krzysztofa Kozłowskiego brakuje dziś w Polsce.

Działamy dzięki Tobie! Wesprzyj nas:

Facebook
Twitter
LinkedIn
Pinterest

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Działamy dzięki Tobie! Wesprzyj nas!