O klerykalizmie po ostatniej Przestrzeni Spotkania

Wrzucam parę myśli po przestrzeni spotkania. W poprzednim moim postscriptum skupiłem się na aspekcie desakralizacji w kontekście Kościoła jako organizacji i koniecznej zmiany. Tutaj chciałbym jakoś ująć to, o czym mówiłem na początku spotkania i dodać trochę nowych treści.

Kościół katolicki dzisiaj to w jakiejś mierze Kościół kilkadziesiąt lat po II soborze watykańskim, czyli Kościół z wiernymi, u których poziom ich samoświadomości religijnej raczej (znacznie) wzrósł a nie zmalał. Ta samoświadomość pozwala z jednej strony na zobaczenie obrastania przez wieki kleru we władzę i bogactwo, z drugiej strony pozwala na konfrontowanie własnego stanu wykształcenia i wiedzy z wiedzą prezentowaną na zewnątrz przez kler (kazania, publikacje). Dzisiaj świeccy (stan duchowny/kler versus świeccy – zostawiam tak roboczo, ale co do tej klasyfikacji, która obecnie zgrzyta, mam duże zastrzeżenia), posiadający dzięki wykształceniu wiedzę z różnych obszarów a jednocześnie czując jej ograniczoność, słysząc kler pewnie „wiedzący” o Bogu, może odczuwać dysonans. Ciekawe jest przy tym, że ci spośród księży, którzy naukę uprawiają zawodowo, podobnie jak wykształceni świeccy mają świadomość ograniczoności swojej wiedzy wobec aspektów religijno-nadprzyrodzonych. Ks. Heller twierdzi na przykład, że jedyne co może powiedzieć (z rozsądną pewnością) o logice Boga to, że nie jest to logika, w której „wszystko ujdzie” (anything goes). I tyle. Nic więcej. Sam nazywa ten rodzaj logiki Boga logiką apofatyczną, czyli taką, co do której możemy twierdzić, nie jaka jest a li tylko jaka nie jest.

Z tą pogłębioną samoświadomością i z obrazem Kościoła na przestrzeni wieków, widzimy dzisiaj często u kleru odklejenie od rzeczywistości, niezrozumiały język, nadużycia władzy i często prozaicznie rzecz ujmując zwykłą bufonadę, która razi. Na spotkaniu przywołałem trzy przykłady, które mogą nosić dysfunkcyjne piętno klerykalizmu: powołanie, kazanie i spowiedź. Impulsem do skoncentrowania się na tych zjawiskach był wywiad Michała Szułdrzyńskiego z teologiem Jackiem Kaniewskim, który ukazał się w Rzeczpospolitej z 26 grudnia 2020 roku: https://www.rp.pl/kosciol/art354831-kaplanstwo-w-kryzysie-kosciol-potrzebuje-desakralizacji Powołanie można rozpatrywać w aspektach relacji Boga i człowieka. Mając świadomość obecnego stanu wiedzy trudno przy tym abstrahować od zadawania sobie pytań dotyczących zdeterminowania człowieka, wynikającego z biologii i psychologii.

Porównajmy dwie podobne drogi zawodowe (wiem, wiem… podobnie jak z nazywaniem księdza panem, to też wg wielu nie jest zawód – ja twierdzę, że to też jednak w sporym stopniu profesja): ksiądz i psycholog. Podobieństwo: praca z ludźmi. Różnica: w przypadku psycholożek/psychologów nawet jednostki z niedojrzałą osobowością dostające się na studia mają szansę na integrację osobowości w dalszym swoim rozwoju (zawodowym), w przypadku księży taki rozwój jest utrudniony – jest on praktycznie od razu stawiany na piedestale, otrzymuje autorytet władzy, zamiast superwizji w przypadku trudności jest przenoszony do innej parafii.

Kazanie jest najbardziej chyba namacalnym przykładem szybkiego testu na to, że wymiar nadprzyrodzony może być w całości przykryty wymiarem czysto ludzkim: jeśli ksiądz jako człowiek jest rozsądny, takie też są jego kazania i odwrotnie. Przykrywanie niewiedzy czy wprost głupoty nadprzyrodzoną nadbudową jest nieodpowiedzialne, może krzywdzić przede wszystkim księdza (wierni mogą puszczać słowa mimo uszu, wiedzieć swoje lub po prostu wyjść), któremu się odmawia szczerego i często potrzebnego feedbacku.

Sytuacja spowiedzi może natomiast być krzywdząca i opresyjna wręcz dla osoby spowiadającej się. Ryzyko manipulacji i przemocy jest spore, bo sytuacja polega praktycznie na odsłonięciu się przede wszystkim ze swojej ciemnej strony. W podobnym kontekście psychoterapeuta/psycholog musi przejść nie tylko wieloletnie szkolenie, ale też poddać się własnej psychoterapii i już w trakcie prowadzenia psychoterapii podlegać regularnej superwizji (co pomaga oddzielić występujące własne mechanizmy psychologiczne od tychże osoby wspomaganej). Psychoterapia nawet z takim obostrzeniami też nie zawsze może być bezpieczną przestrzenią, o czym można było się przekonać w ostatnich latach na przykładzie krzywdzonych dzieci (psycholog S. z Warszawy) albo molestowanych kobiet (psychoterapeuta G. z Poznania). W przypadku księży tego typu rygory nie mają zastosowania.

 

Te ww. i inne obszary dotyczące kleru wymagają wg mnie desakralizacji w Kościele. Na czym miałaby ona polegać? Warunek wstępny: przy całym szacunku dla sacrum i dobrej (otwarte pytanie – dobrej czyli jakiej?) tradycji (dotykamy jednak wiary i religii w kontekście historii Kościoła i jego/jej-Ecclesia tradycji), po pierwsze na uwzględnieniu, że księża-mężczyźni (w niedalekiej miejmy nadzieję przyszłości również kobiety realizujące to powołanie) podlegają takim samym mechanizmom biologicznym i psychologicznym jak inni ludzi. Po drugie na uznaniu realnego zagrożenia nadużyciami i wprowadzeniu obostrzeń znanych z innych profesji relacyjnych i pomocowych, wynikających ze stanu naszej wiedzy naukowej. Po trzecie szerszym dopuszczeniu do czynności zarządzania/władzy (munra – o władzach w Kościele mówił ciekawie red. Sebastian Duda) rezerwowanych dla „personelu naziemnego” Boga. Czyli wprost i praktycznie podzielenie się ze świeckimi władzą zarządzania – munus regendi, władzą głoszenia – munus docendi i (w jakimś stopniu) władzą sprawowania sakramentów – munus sanctificandi.

Na koniec chciałbym powrócić jeszcze do samego powołania na dwóch przykładach. Księża to zwykli ludzie, ale mogą być też niezwykli i znaczący całe pokolenia jak ksiądz Jan Zieja. Władysław Bartoszewski jako młody chłopak po maturze latem 1939 zapukał do bram zakonu jezuitów, chciał zostać zakonnikiem. Rzecz została przełożona, wybuchła wojna, losy potoczyły się inaczej.  Drogi tych dwóch ludzi przecinały się, ks. Zieja wywarł na Bartoszewskim duży wpływ. Zastanawiam się co byłoby, jakby Bartoszewski został księdzem a Zieja realizował się inaczej? Czym jest właściwie powołanie i czy/jak się różni w przypadku duchownych i świeckich? Można przecież chyba stwierdzić, że zarówno Bartoszewski jak i Zieja (z)realizowali swoje życiowe powołanie.

 

A teraz parę zupełnie luźnych kwestii zebranych z działu Wiara ostatnich TP tego roku, co może być do rozwinięcia w naszej dyskusji na następnej naszej przestrzeni spotkania dot. klerykalizmu i desakralizacji kapłaństwa, a co mi się jednocześnie z tym tematem łączy. Wraz z otwartymi pytaniami ode mnie.

Dochodzenie do kapłaństwa, miara wiary: w wywiadzie Artura Sporniaka z ks. Mieczysławem Puzewiczem, społecznikiem na pytanie o myślach dotyczących obrania drogi kapłańskiej, ksiądz mówi o fascynacji teologią jako nauką. Pada też tam ciekawe pytanie z ust księdza, czym właściwie mierzyć wiarę. Przytacza spotkania z agnostykami, których życie było piękną ewangelią. Proponuje on ostrożne podejście do samych deklaracji (wiary). Jak to jest z tym powołaniem? Na ile pierwiastek Boga, łaska a na ile wnosi kandydat (kandydatka) do kapłaństwa swoją osobowość, wymiary wstępne już biologicznie ustalone i dojrzałe (lub nie) „ja”? Czy to można jakoś rozgraniczyć? („Chcesz cudu, krzycz!” – TP nr 1-2) .

Można też tak: my mieliśmy ks. Zieję, Południowa Afryka miała bp. Tutu – Wojciech Jagielski przytacza niesamowitą historię bożego szaleńca w sutannie z Afryki. Skąd się biorą tacy księża? Co sprzyja ich obecności w Kościele? Jak ma się tzw. formacja kapłańska do bycia takim księdzem? („Dobry biskup Tutu”-TP nr 3).

Kontakt z człowiekiem: w wywiadzie z Dominiką Kozłowską Artur Sporniak pyta ją m.in., czy Kościół katolicki w Polsce traci kontakt z chrześcijaństwem i otrzymuje odpowiedź, że nasz Kościół traci przede wszystkim kontakt z człowiekiem. Co zrobić, żeby kontakt Kościoła instytucjonalnego z człowiekiem nie znikał? Co by był na ważnym miejscu? („Swiatło i życia” – TP nr 5).

Nadużycia: Sebastian Duda stwierdza, że właściwie miarą „dobra” zakonu dominikanów w kontekście ich ostatniego kryzysu wcale nie musi być ostatecznie Ewangelia a może być litera prawa kościelnego lub świeckiego. Jak zabezpieczyć ewangeliczne kryterium w przypadku nadużyć władzy kapłańskiej poza paragrafami? („W klerykalnej skorupie” – TP nr 6).

Głód duchowości, którego Kościół nie potrafił nasycić: Natalia de Barbaro doceniając Kościół i jego mądrość, z której potrafi dawać strawę duchową w swoich nawach wskazuje też na głód tego, czego tam ona i inne kobiety nie mogły znaleźć. Czego kobiety nie znajdują w nawach Kościoła? Dlaczego? Co zmieniać w pierwszej kolejności: desakralizować najpierw przestrzenie działalności Kościoła i samo kapłaństwo, czy przede wszystkim dopuścić kobiety do kapłaństwa? („W kręgu kobiet” – TP nr 1-2).

 

Działamy dzięki Tobie! Wesprzyj nas:

Facebook
Twitter
LinkedIn
Pinterest

Działamy dzięki Tobie! Wesprzyj nas!