„Żołnierze Wyklęci”, czyli jak nie tworzyć historycznej mitologii

Jutro „Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych”. Mam obawy, że wiele osób zrezygnuje z czytania tego tekstu, już po tym, pierwszym zdaniu. Pojęcie „Żołnierze Wyklęci” nabrało bowiem tak jednoznacznie politycznej konotacji, że częstym staje się zjawisko odrzucania a priori wszystkiego co się z nim kojarzy. Oczywiście fakt takiego odrzucenia dotyczy tych, którym nie po drodze z dzisiejszą władzą i jej działaniami w sferze polityki historycznej, inni będą czytać wszystko co na ten temat wychodzi, ubierać stosowne koszulki, uczestniczyć w marszach, rekonstrukcjach etc. i głosić, że stosunek do „żołnierzy wyklętych” jest miarą patriotyzmu. Cała sprawa przypomina nieco nieszczęście, które dotknęło naszą świadomość po katastrofie smoleńskiej. Pamięć o niej została upartyjniona w takim stopniu, że niemożliwym stało się aby mogła być czynnikiem integracji społecznej. Zaczęto (i mówię tu o obu stronach konfliktu) cynicznie rozgrywać tę tragedię dla konsolidacji własnych zwolenników, napiętnowania wrogów, wzbudzenia emocji, które podzieliły nas jak nigdy dotąd. Nachalność propagandy, nieumiarkowanie w słowach, gestach i działaniach doprowadziły do tego, że Smoleńsk stał się dla wielu synonimem „pisowskiego obciachu”, obiektem drwin i dowcipów. Z „Żołnierzami Wyklętymi” jest dokładnie tak samo. Pamięć o nich miast łączyć stała się kolejnym czynnikiem podziału i wykluczenia. Nie wiem czy można tu jeszcze coś odwrócić, wątpię aby było to możliwe, wszelako spróbujmy wziąć pod uwagę kilka wybranych faktów.

Pojęcie „żołnierze wyklęci” ma nieodległą genealogię, pojawia się dopiero na początku lat 90-tych a upowszechnia w ciągu ostatnich lat kilkunastu. To zbiorcze określenie dotyczy wielu organizacji prowadzących walkę zbrojną z komunistyczną władzą po rozwiązaniu struktur Polskiego Państwa Podziemnego w styczniu r. 1945. Nie tworzyły one żadnej spójnej organizacji, nie prowadziły działań o skoordynowanym charakterze i nie posiadały żadnego wspólnego programu. Niektóre formacje, np. NIE, Delegatura Sił Zbrojnych na Kraj, czy Wolność i Niezawisłość były budowane na zrębach Państwa Podziemnego i działały w porozumieniu z Rządem Polskim na Uchodźstwie, inne, jak Narodowe Siły Zbrojne lub Narodowe Zjednoczenie Wojskowe, reprezentowały skrajnie nacjonalistyczny nurt okupacyjnego podziemia, pozostający poza strukturami Polski Podziemnej. Było wreszcie wiele organizacji lokalnych, które powstawały jako wyraz braku akceptacji aktu rozwiązania AK i zaprzestaniu zbrojnego oporu, były zatem grupami zbrojnymi, które odmówiły wykonania rozkazu swych legalnych zwierzchników, poniekąd złamały przysięgę wojskową, są to przede wszystkim liczne oddziały Ruchu Oporu Armii Krajowej.

Cały, rozproszony i nieskoordynowany, ruch zbrojnego oporu był pozbawiony wspólnego programu. Łączył wspólny wróg, dążenie do odbudowy niepodległego państwa, wycofania wojsk radzieckich i przywrócenia dawnej granicy na wschodzie. Dzieliło wyobrażenie o kształcie ustrojowym Polski. Socjaldemokratyczne poglądy przywódców WiN nie miały nic wspólnego z autorytarną wizją „Polski dla Polaków” reprezentowaną przez NSZ i NZW. Dlatego dziś należałoby umieścić pojęcie „Żołnierze Wyklęci” raczej w katalogu historycznych mitów niż faktów. Mit nie jest świadomym kłamstwem, jest próbą stworzenia kanonu postaci i opowieści konstytuujących wspólnotę, budujących jej przekonanie o tym co słuszne i ważne w jej przeszłości. Mitów potrzebuje każdy naród i każde państwo. Mit możemy pojmować również w znaczeniu transcendentalnym, przypomnę tu słowa J.R.R Tolkiena: „Mit to jedyny sposób na przekazanie transcendentnej prawdy, które tylko w tej formie może być zrozumiana przez nas, ludzi. Pochodzimy od Boga i mity, które snujemy, choć mogą zawierać błędy, w nieunikniony sposób kryją także odprysk prawdziwego światła, owej wiecznej prawdy, która przebywa z Bogiem”. Takim mitem mogłaby się stać dla nas historia niektórych, bohaterskich żołnierzy antykomunistycznego podziemia (choćby „Inki”). Kluczowym jest wszakże aby mit ten rzeczywiście budował wspólnotę a nie ją niszczył, aby były instrumentem integrowania a nie wykluczania. Niestety opowieść tworzona wokół Żołnierzy Wyklętych, stała się dziś czynnikiem pogłębiającym podziały polskiego społeczeństwa, jest bowiem formułowana jako element mitologii jednej tylko formacji politycznej. Stała się „mitem założycielskim” tych, którzy samozwańczo określają się jako „obóz patriotyczny”. Tworzy się przekonanie o „naszych i tylko naszych” bohaterach, do których inaczej myślący nie mają praw. Przypomnijmy sobie gorszące sceny na Powązkach gdy przychodził tam Władysław Bartoszewski, albo postponowanie gen. Zbigniewa Ścibor-Rylskiego. Tak jakby obaj przestali być powstańcami tylko dlatego, że dziś nie są po odpowiedniej stronie politycznej sceny. Taki jest efekt zawłaszczenia wydarzeń i postaci historycznych i fragmentacji naszej zbiorowej pamięci. Nie ma wspólnoty narodowej bez fundamentu wspólnej pamięci. Paradoksem jest to, że osoby i środowiska, które najwięcej o potrzebie pamięci mówią, najmocniej podkreślają jak ważna jest dla naszej tożsamości, prowadzą działania, które poprzez budowę odosobnionych kapliczek, gdzie zamykają swych bohaterów, realnie tę wspólnotę osłabiają. Największą szkodę przy tym ponoszą sami „żołnierze wyklęci”, zamykani w przestrzeni, której granice wyznacza spaczona polityka historyczna.

 

 

Działamy dzięki Tobie! Wesprzyj nas:

Facebook
Twitter
LinkedIn
Pinterest

Działamy dzięki Tobie! Wesprzyj nas!