To już dziesięć lat, jak nie ma z nami Tadeusza Mazowieckiego. Zdawałoby się, że to niewiele, że jest on wciąż obecny w pamięci zbiorowej i indywidualnej Polaków, że wiemy o jego zasługach dla tworzenia i budowy III RP. Niestety, taka pewność wynika z funkcjonowania w środowiskach i generacjach, dla których wydarzenia sprzed lat już ponad 30. pozostają wciąż żywym składnikiem wspomnień.
Nazwisko pierwszego premiera niekomunistycznego rządu, jego twarz, mimika, sławna „siła spokoju”, słowa o „grubej linii”, jakże fałszywie interpretowane, zasłabnięcie na mównicy sejmowej podczas expose. To było tak niedawno. Zdziwienie, konsternację budzi zatem fakt, iż Tadeusz Mazowiecki coraz bardziej pogrąża się w przestrzeni niepamięci, szczególnie dzisiejszych 20, 25-latków.
Społeczne zapominanie
Mam własne doświadczenie, nie oparte na profesjonalnym badaniu, ale wynikające z wieloletniego kontaktu ze studentami politologii, stosunków międzynarodowych i dziennikarstwa. Prowadzę zajęcia dotyczące wybitnych postaci historii Polski w XX stuleciu. Studenci sami proponują i głosując wybierają osoby, o których chcieliby rozmawiać. To swoisty ranking znajomości i popularności ludzi i faktów, materia ulegająca zmianom, fluktuacjom, uzależnionym od wielu czynników. Tadeusz Mazowiecki już od niemal 10 lat nie został przez studentów wybrany do ok. 12-osobowej stawki omawianej podczas zajęć. W ostatnich kilku latach nie pojawia się nawet wśród kandydatów zgłaszanych do rankingu. W miniony poniedziałek, gdy owego rankingu dokonywaliśmy, ktoś wymienił nazwisko Mazowieckiego, zapytałem, czy ktoś wie, o kogo idzie. Nie zgłosił się nikt! A byli to niedawni maturzyści, studenci pierwszego roku. Piszę o tym nie po to, aby uprawiać rytualny lament nad ignorancją młodzieży, jest on jedynie dowodem naszej bezradności. Tymczasem warto się zjawisku społecznego zapominania w sposób wnikliwy i pozbawiony wartościowania.
Zjawisko, które obserwujemy dziś na przykładzie Tadeusza Mazowieckiego, jest znane i opisane w badaniach nad pamięcią zbiorową społeczeństw. Scharakteryzowało je dwoje niemieckich uczonych – Aleida i Jan Assmanowie, wprowadzając kategorie pamięci komunikatywnej i kulturowej. Ta pierwsza jest formowana przez własne doznanie zdarzeń z przeszłości. Ta druga zaczyna dominować wówczas, gdy nie ma już szans na takie osobiste doświadczenie historii, jest budowana niejako od góry, przez instytucje powołane do kultywowania wiedzy o przeszłości. Pamięć komunikacyjna jest żywa, podlega częstym zmianom, ma charakter dynamiczny. Pamięć kulturowa jest bardziej statyczna, nie tak łatwo ją skorygować. Ta opcja, która zdobędzie dominujący wpływ na jej ukształtowanie, zapełni przestrzeń publiczną pomnikami i muzeami zbudowanymi wedle swojej wizji, ma szansę trwałego ukonstytuowania pamięci zbiorowej społeczeństwa.
To właśnie na tym etapie wkracza polityka pamięci – cały zespół działań inspirowanych i organizowanych przez rządzącą w danym momencie opcję polityczną. Szkoły, media, popkultura, muzea, uroczystości, rekonstrukcje etc. etc. zostają wprzęgnięte w proces urabiania pamięci społecznej. Promowane są konkretne postaci, formacje i fakty, inne bywają spychane w przestrzeń zapominania. Polityka pamięci zmierza również do przewartościowania zasług i ocen historycznych. Wszyscy to widzimy od ok. 20 już lat. Wyniesiona została na wyżyny tradycja zbrojnego oporu przeciw władzy komunistycznej, czyli tzw. „żołnierzy wyklętych”, skądinąd klasycznej kreacji polityki pamięci, znikają zaś inne formy oporu: mikołajczykowskie PSL, środowiska „Tygodnika Powszechnego”, „Znaku” i „Więzi”, większość formacji demokratycznej opozycji. Pozostać ma to, co obóz rządzący uważa za część swojej genealogii.
Groteskowy kształt pamięci
Operacje pisowskiej polityki pamięci dotykają wielu postaci historycznych, jest wśród nich również pierwszy premier III RP, który w głośnym podręczniku do HiT-u prof. Wojciecha Roszkowskiego wspominany jest głównie jako autor „grubej kreski”, interpretowanej na sposób całkiem stereotypowy. Wiemy kim był dla kraju, w którym żyjemy, jak wielkie są jego zasługi, jak bogate, niekiedy kontrowersyjne było jego życie. Wystarczy sięgnąć do biografii Mazowieckiego pióra Andrzeja Brzezieckiego i drugiej, napisanej przez Romana Graczyka, aby to dostrzec.
Większość środowiska Klubów jest tych dokonań świadoma. Nie trzeba ich ponownie przypominać. Pamiętajmy jednak, że polityka pamięci ostatnich dwóch dziesięcioleci uformowała kształt pamięci zbiorowej co najmniej kilku pokoleń młodzieży. Gdy mają wybierać najważniejsze postaci polskiej historii, wymieniają „Ognia”, „Burego”, Łupaszkę”, wspaniałą postać Witolda Pileckiego, który jednak zdominował niemal całkowicie pamięć o dramatycznych latach powojennych. Pojawia się Gierek, to zapewne wpływ dziadków, Jaruzelski, a ostatnio nawet Urban, choć nie w roli rzecznika rządu PRL w l. 80-ych, ale skandalizującego youtubera.
Pamięć kulturowa zaczyna przyjmować kształt coraz bardziej groteskowy, zaludniają ją postaci drugorzędne, wykreowane przez interes polityczny rządzących oraz przez osobowości „wyraziste”’ często wręcz skandalizujące. Taka jest i będzie naturalna ewolucja, jeśli elity demokratyczne w naszym kraju nie zaczną poważnie myśleć o kształcie pamięci kulturowej społeczeństwa, szczególnie młodych pokoleń. Tadeusz Mazowiecki jest osobą nadzwyczaj pokrzywdzoną przez manipulowanie przeszłością i to jemu powinna oddać sprawiedliwość nowa, niezmanipulowana, polska polityka pamięci.