Onegdaj Filharmonia Pomorska w Bydgoszczy oświadczyła, że nie będzie grać utworów kompozytorów rosyjskich: Rimskiego Korsakowa, Borodina, Czajkowskiego, Prokofiewa, Szostakowicza etc. Organizatorzy wielkanocnego festiwalu beethovenowskiego wyrzucili z programu muzykę rosyjską.
Pojawiają się wezwania, aby słowa Rosja i Rosjanie pisać z małej litery. Kultura rosyjska, którą zwykliśmy dotąd odróżniać od despotyzmu carskiego i bolszewickiego samodzierżawia, dziś zaczyna być pojmowana jako element dziedzictwa Rosji, tradycji mongolskiej, okrucieństw Iwana Groźnego, tyraństwa Piotra Wielkiego i cynizmu Katarzyny. Czytasz Dostojewskiego, słuchasz Szostakowicza, oglądasz Tarkowskiego, masz na rękach krew ofiar Buczy.
Wiem, zapewne przesadziłem, ale przecież doświadczamy dziś antyrosyjskiego wzmożenia, które źródła okrucieństw putinowskiego żołdactwa widzi już nie w systemie politycznym, ale w kulturze rosyjskiej. Rosja zaczyna się dziś zdawać złowrogim monolitem tyranii, aprobowanej przez rosyjskie społeczeństwo. „O Rosjanach wielkich i małych można powiedzieć, że są pijani niewolą. […] Ustrój rosyjski to dyscyplina obozowa wprowadzona zamiast ładu społecznego, to stan oblężenia, który stał się normalnym stanem społeczeństwa”, pisał już w 1829 r., w swych „Listach z Rosji” francuski arystokrata Astolphe de Custine.
Wielkoruska wyższość
Inni przybysze z Zachodu zauważali, że carscy czynownicy traktowali lud rosyjski podobnie, jak angielska i francuska administracja kolonialna w Indiach, czy Indochinach, odnosiła się do ludności tubylczej. Tak, wielka kultura rosyjska wyrosła w państwie i społeczeństwie jakże odległym od tego, co już w XIX w. było europejską normą. Poczucie wielkoruskiej wyższości wobec Ukraińców i Białorusinów, moskiewskie przekonanie, że są oni jedynie „młodszymi braćmi”, strumieniami, które wedle słów Puszkina, połączą się kiedyś w rosyjskim morzu, było i jest obecne w poglądach nie tylko Putina i jego apologetów, ale również otwartych i szlachetnych przedstawicieli rosyjskiej inteligencji. Najlepszy przykład to Josif Brodski, noblista i dysydent, który w swym wierszu „Na niepodległość Ukrainy” z 1992 roku, napisał:
„Żegnajcie chachły, razem żyliśmy i – z oczu
Splunąć, by w Dniepr,
Być może jeszcze się wstecz potoczy,
Brzydzicie się godnie nami, znużeni, zmęczeni swą męką,
Rozłączonymi węgłami, wielowiekową udręką. (…..)
Z Bogiem orły, kozacy, hetmani, geroje
Lecz kiedy umierać wam przyjdzie hultaje i buhaje,
Będziecie rzęzić czepiając się skraju materaca,
To strofy Aleksandra, a nie brednie Tarasa.”
Trudno urazić Ukraińców bardziej niż nazywając ich „Chachłami” i przedłożyć „strofy” Aleksandra (Puszkina) nad „brednie” Tarasa (Szewczenki). Niezrozumienie i pogarda wobec ukraińskiej tożsamości zdaje się być wśród Rosjan powszechną, przekracza granice politycznych podziałów. „Jedina i niedielimaja Rossija”, góruje ponad szczytnymi ideami, nawet wśród tych, którzy w imię praw człowieka potrafili narazić się na represje.
Brodski jest intelektualnym i moralnym wyzwaniem, trudno zrozumieć, wytłumaczyć sobie, jak można być jednocześnie, wyczulonym na ludzkie doświadczenie poetą i wielkoruskim nacjonalistą, gardzącym uczuciami tych, którzy nie pragną dłużej pozostawać w obszarze rosyjskiej dominacji. Czy jednak casus Brodskiego powinien nas uprawniać do włączenia całej rosyjskiej kultury w orszak putinowkiej narracji, ryczałtowego uznania jej za element kremlowskiej soft power? Czy Czajkowski i Szostakowicz, Dostojewski i Tołstoj, winni być dziś uznani za mimowolnych aktorów putinowskiego show? Czy w imię solidarności z cierpiącymi i ginącymi Ukraińcami winniśmy dokonać amputacji części naszego dziedzictwa?
Nie! Jestem przekonany, że nie. Przecież w ramach tej tradycji zadawał swe pytania Iwan Karamazow, a Tołstoj głosił pacyfistyczne idee: nie przeciwstawiania się przemocą złu i powszechnej miłości. Do niej należy spuścizna rosyjskiego renesansu religijno – filozoficznego: Włodzimierza Sołowjowa, Sergiusza Bułgakowa, Mikołaja Bierdiajewa i Wiaczesława Iwanowa. To ten ostatni był przecież faktycznym autorem, przypisywanej powszechnie Janowi Pawłowi II, metafory „dwóch płuc Europy”.
Jan Paweł II i Rosja
Dziś, może to uchodzić za przejaw naiwnego idealizmu i „myślenia życzeniowego”, ale Jan Paweł II naprawdę wierzył w zwycięstwo tej tradycji myśli rosyjskiej, którą uosabiali twórcy rosyjskiego renesansu religijno-filozoficznego: Włodzimierz Sołowjow, Sergiusz Bułgakow, Mikołaj Bierdiajew i Wiaczesław Iwanow. Niepoślednią rolę odegrały również osobiste kontakty Jana Pawła II z tak wybitnymi postaciami rosyjskiego życia umysłowego, jak: Irina Iłowajska Alberti, Aleksander Sołżenicyn i Andriej Sacharow. Jeden z największych rosyjskich myślicieli XIX stulecia – Włodzimierz Sołowjow stał się dla słowiańskiego papieża inspiratorem i przemożnie wpłynął na jego postrzeganie całego chrześcijańskiego Wschodu.
Inspiracje te nabrały szczególnej mocy i intensywności w liście apostolskim Orientale lumen z 1995 r. Tekst ów, zawierający summę papieskiej wizji dialogu ekumenicznego ze Wschodem, był również wielkim apelem do chrześcijan Zachodu o głębsze poznanie wschodniej teologii, mistyki i tradycji monastycznej. Według słów Grzegorza Przebindy stał się „apogeum współ-czucia i współ-rozumienia prawosławia przez papieża z Polski”.
Podążając szlakami papieskich inspiracji zauważyć można, iż przyczynić się one mogły do wytworzenia spójnego obrazu słowiańskiego Wschodu, szczególnie zaś Rosji, jako ważnego partnera ekumenicznego dialogu a również kultury europejskiej. Papież świadomie akcentował jeden, szczególny rys rosyjskiej tradycji intelektualnej i duchowej, odwoływał się, można by rzec, do Rosji postulowanej.
Jan Paweł II tak modulował swój głos aby wzmocnić ten nurt rosyjskiego prawosławia, który wywodzi się z nurtu sołowjowowskiego, w nim widział szanse na realizacje swych zamierzeń. Jednocześnie pragnął, aby podziały i resentymenty historyczne i nacjonalistyczne nie zagrodziły drogi do dialogu. Jako Polak, świadom swego doświadczenia, ale zarazem oporów, które jego tożsamość narodowa budzi wśród wyznawców Cerkwi rosyjskiej, ze szczególna mocą pragnął udowodnić brak jakichkolwiek uprzedzeń.
Jego wsparcie dla suwerennej Ukrainy przy jednoczesnym, wręcz manifestacyjnym uzewnętrznianiu podziwu dla Rosji i jej kultury, miało, jak się wydaje, ten właśnie cel: wzmocnić i pobudzić do życia Rosję Sołowjowa, Bierdiajewa, Iwanowa i o. Mienia.; Rosję przywiązaną do swej tradycji, ale jednocześnie wyzbytą imperialnych uroszczeń Trzeciego Rzymu i otwartą na dialog z Zachodem. Optymistyczna natura Jana Pawła II oraz wynikająca z głębokiej wiary ufność kazały mu wierzyć w możliwość realizacji tych zamierzeń. Musiało być zapewne dla niego wielkim rozczarowaniem, że na początku nowego tysiąclecia, zarówno w łonie Cerkwi jak i szerzej pojętym życiu publicznym Rosji, górę poczęły brać tendencje słowianofilskie, nacjonalistyczne, ksenofobiczne, postrzegające ów wielki kraj, jako odrębną od europejskiej, sferę cywilizacyjną.
Wschód – cząstka cywilizacji europejskiej
Jan Paweł II uczynił wiele, aby przekonać Kościół i świat zachodni, że Wschód jest ich nieoddzielną cząstką. Modne dziś teorie euroazjatyzmu, inspirujące politykę Putina, sytuujące Rosję poza zasięgiem Europy, nigdy nie zostałyby zaakceptowane przez Jana Pawła II, był on przecież przeciwnikiem łatwego dzielenia naszego kontynentu a szczególnie wykorzystywania do tego celu podziałów wewnątrz chrześcijaństwa. Być może świadomy papieski wybór źródeł inspirujących jego nauczanie, skonfrontowany z rzeczywistością Rosji realnej, a nie postulowanej zawiódł nadzieje Jana Pawła II. Czy jednak na zawsze?
Jestem przekonany, że całkowite zerwanie ze wszystkim, co nosi znamię rosyjskości jest błędem. Powinniśmy dokonać rozróżnienia pomiędzy tym co doraźne, a tym co ponadczasowe, dostrzec to, co w rosyjskiej tradycji i kulturze wielkie i to co małostkowe, nawet jeśli inspirowane przez wielkich.
Przychodzi na myśl Ryszard Wagner, wielki twórca dramatów muzycznych, pełnych uniwersalnych idei i artystycznego wyrazu, a jednocześnie germański nacjonalista i antysemita, inspirator Adolfa Hitlera. Wagnera gra się dziś wszędzie, „Pierścień Nibelungów”, „Zmierzch bogów”, „Śpiewacy Norymberscy”, etc, są w repertuarze najznakomitszych scen. Któż kojarzy dziś jego dzieła z tą niechlubną przeszłością?
Jeśli nie wiążemy już dzieł Wagnera z nazistowską przeszłością, czy mamy prawo wiązać Czajkowskiego, Prokofiewa i Szostakowicza z Putinem? To przecież absurd, przejaw licytacji, kto mocniej napiętnuje działania Kremla, bez refleksji nad złożonością rzeczywistości, której doświadczamy. Rosja jest i pozostanie, daj Boże osłabiona i przetrącona, ale przecież obecna. Może nie będzie kontrolować Ukrainy, może przestanie być uznawaną za światowe mocarstwo, może wreszcie potrafi zaakceptować swe realne, nie wyobrażone, znaczenie. Może, może, może…
Dzisiaj jesteśmy pełni współczucia dla naszych ukraińskich sióstr i braci, staramy się im pomóc, a historyczne zaszłości ustępują potrzebom dnia dzisiejszego. Tak, niegdyś był Wołyń, ale dziś przecież ukraińskie kobiety i dzieci potrzebują pomocy i my ją świadczymy, jako ludzie, chrześcijanie i Polacy, w tej zapewne kolejności.
Historia ustępuje teraźniejszości, racja przeszłości okazuje się mniej ważna niż potrzeby współczesności. Uchodźca z wołyńskiego Łucka jest dziś ważniejszy niż pamięć losów pomordowanych tam przed laty. Niełatwo to uznać, chcielibyśmy, aby Ukraińcy, w imię wdzięczności porzucili tradycję UPA, podporządkowali się polskiej narracji historycznej, zrezygnowali z kultu Szuchewycza i Bandery, wrócili do dziedzictwa Rzeczpospolitej wielu narodów.
Nie daj jednak Boże, abyśmy nasz stosunek do kobiet i dzieci szukających pomocy, uzależniali od tego co sądzą o Wołyniu. Zapewne nic nie sądzą, bo niewiele wiedzą, oni po prostu szukają pomocy, tam, gdzie mogą ją znaleźć. Przecież to nie oni mają się kajać za winy swych przodków, przecież żadna odpowiedzialność ich nie obciąża. Grzech obciąża tylko tych, którzy są zań odpowiedzialni, nie ich przodków, ani ich potomków.
Praca nad przeszłością
Jeśli chcemy napiętnować politykę putinowskiej Rosji i jej głębokie historyczne źródła. Jeśli pragniemy zrozumieć z czego wynika postawa Rosjan, dlaczego tak wiele w nich nienawiści wobec tych, których nazywają braćmi, musimy pójść w głąb rosyjskiej historii i myśli.
Nie wystarczą powierzchowne gesty, jak ten ze zmiana reguł ortograficznych. Po 1945 r. też pisaliśmy „Niemcy” przez małe „n”, nie trwało to długo. Tak jak Niemcom, Rosji potrzeba pracy nad własna przeszłością, jej „przepracowania”, stanięcia w prawdzie. Wtedy będzie szansa na przeobrażenie społeczeństwa i państwa, podobne do tego, które przeżyły Niemcy.
Któż mógł w 1945 r. przewidywać, że ziści się taki scenariusz, kto widzi szansę na jego realizację w dzisiejszej Rosji? Niemcy stały się fundamentem Europy, pluralistycznej, demokratycznej, tolerancyjnej, któż mógł tego oczekiwać przed stu laty? Dzisiejsza Rosja, pogrążona w nacjonalistycznych resentymentach, zdaje się być trwałym elementem destabilizacji naszego kontynentu. Być może nie musi być tak na zawsze.