Ostatnimi czasy ciągle dowiadujemy się, że ten i ów miał przodków, którzy pracowali w strukturach komunistycznej bezpieki, że jest, jak to się dziś zwykło mówić, „resortowym dzieckiem”. Bywa to często ostateczny argument mający kompromitować pewne osoby w debacie publicznej. Ktoś jest przeciw polityce obecnego rządu? No tak, przecież jego dziadek był funkcjonariuszem SB! Dotyczy to przede wszystkim tych, którzy nie wykazują się entuzjastycznym stosunkiem do tzw. „dobrej zmiany”. I tak dla wielu problemem jest przeszłość dziadka lidera KOD Mateusza Kijowskiego, który miał po 1945 r. uczestniczyć w zwalczaniu nacjonalistycznego podziemia, nie budzi zaś w nich większych wątpliwości fakt, że poseł PiS Stanisław Piotrowicz, był prokuratorem podczas stanu wojennego. Kompromituje dziadek, ale własna przeszłość już nie! Wierność linii partii rozgrzesza, sprzeciw wobec niej czyni winnym, nawet jeśli argumentem są winy przodków.
Mam wrażenie, że pogrążamy się w szaleństwie o absolutnie niechrześcijańskim charakterze gdy dajemy się przekonać, że nasze myśli i działania są zdeterminowane przez czyny naszych ojców. Wypada przypomnieć, że Komisja Nauki Wiary Konferencji Episkopatu Polski, stwierdziła w październiku 2015 r.: „Kościół od samego początku naucza, że grzech jest zawsze czymś osobistym i wymaga decyzji woli.” Nikogo nie obciąża zatem grzech jego przodków! Człowiek odpowiada jedynie za swoje czyny i nikt nie ma prawa sugerować, że działania jego ojców i dziadów winny być brane pod uwagę przy ocenie tego co jest jego własnym dziełem. Jeśli chcemy zachować postawę chrześcijańską w rzeczywistości tak mocno naznaczonej politycznymi emocjami, jeśli chcemy uniknąć pułapki jej oceniania według naszych aktualnych politycznych sympatii i antypatii, powinniśmy zawsze pamiętać o tym, że Kościół odrzuca koncepcję tzw. „grzechu pokoleniowego”, który miałby obciążać obecną generację winami wcześniejszych pokoleń. „Grzech w znaczeniu prawdziwym i właściwym jest zawsze aktem konkretnej osoby, ponieważ jest aktem wolności poszczególnego człowieka, a nie aktem grupy czy wspólnoty”, tak pisał św. Jan Paweł II w adhortacji apostolskiej „Reconciliatio et paenitentia”. Wszyscy jesteśmy rozpaleni atmosferą politycznego sporu, trudno nam zachować spokój i bezstronne stanowisko. Coraz częściej jest dla nas ważna nie istota poglądów, ale to kto je wypowiada, czy jest nasz, czy nie nasz! Jeśli pragniemy pozostać sprawiedliwi w ocenach naszych bliźnich, pamiętajmy o słowach św. Pawła: „Każdy z nas o sobie samym zda sprawę Bogu” (Rz 14,12).