Hagia Sophia i „zderzenie cywilizacji”

Samuel Huntington, nieżyjący już amerykański politolog i historyk, opublikował, przed ponad 20 laty, książkę „Zderzenie cywilizacji i nowy kształt ładu światowego”. Sugerował w niej, że przyszłość świata będzie związana z konfliktami wybuchającymi na liniach podziałów religijnych i cywilizacyjnych, że ludzkość jest skazana na wojny kulturowe. Wtedy, przed ćwierćwieczem, wydawało się, że Huntington przemawia głosem Kasandry, że wieszczy samosprawdzające się proroctwa. Dziś nie jesteśmy już tak pewni, że się mylił.

Jednym z dowodów świadczących o jego przenikliwości może się zdawać obecne zamieszanie wokół stambulskiej świątyni Mądrości Bożej, Hagia Sophia. To jedna z najwspanialszych świątyń Chrześcijaństwa, wzniesiona w VI wieku przez cesarza Justyniana Wielkiego, tysiącletnie świadectwo wielkości Bizancjum. Gdy w 1453 r. padł Konstantynopol i zakończyła się  historia cesarstwa wschodniego, świątynia została przekształcona w meczet, dobudowano do niej minarety, a jej konstrukcja stała się wzorem dla świątyń muzułmańskich w całym Imperium Otomańskim. Święta liturgia św. Jana Chryzostoma została po tysiącu lat zastąpiona modłami mułłów i śpiewami muezzinów. To był swego rodzaju symbol przewagi Islamu nad Chrześcijaństwem, rewanż za wyprawy krzyżowe, dowód trwałości i żywotności nauk Proroka. Trudno się dziwić, że Konstantynopol stał się od tego momentu przedmiotem ambicjonalnych rozgrywek Wschodu i Zachodu, sporu o wyższość Chrześcijaństwa i Islamu. Miasto nad Bosforem i jego świątynie, niegdyś chrześcijańskie, później muzułmańskie stały się symbolem rywalizacji i sporu, a nie wielokulturowości i współistnienia.

Po I wojnie światowej, gdy zakończyły się dzieje Imperium Otomańskiego i powstała świecka Turcja Kemala Paszy – Atatürka, Hagia Sophia stała się muzeum, odebrano jej status obiektu sakralnego i udostępniono wszystkim. Tak było do dziś. Świątynia stała się symbolem świeckiego charakteru państwa tureckiego i przejawem poszanowania zróżnicowanej religijnie tradycji ziem dzisiejszej Turcji. Byłem przed kilkoma laty w świątyni Mądrości Bożej, to wielkie przeżycie. Świadomość wieków historii, półtora tysiąca lat, gdy trwa jej kopuła, mozaiki i malowidła. Tu zbierały się sobory, tutaj w 1054 r. legat papieski ekskomunikował patriarchę Michała Cerulariusza, zapoczątkowując trwający po dziś dzień podział chrześcijaństwa na wschodnie i zachodnie. Tam czuje się historię, wieki, pokolenia, tradycję naszej przeszłości. Od ponad 500 lat świątynia nie jest już miejscem kultu chrześcijańskiego, stała się meczetem, choć ostatnie chwile przed jej zdobyciem przez żołnierzy tureckiego sułtana dają szczególne świadectwo jedności wyznawców Chrystusa: „Gdy zaczął zapadać wieczór, ludzie instynktownie udali się do kościoła Mądrości Bożej. Żołnierze trwali na swych posterunkach wzdłuż murów. Reszta, wszystko jedno – Grecy czy łacinnicy, tłoczyła się w wielkiej świątyni, zanosząc modły o oswobodzenie. Wspólny strach i niebezpieczeństwo sprawiły większy cud niż wszystkie sobory razem wzięte. Prawosławni biskupi, księża i mnisi, którzy zarzekali się głośno, że noga ich nie postanie w katedrze, póki nie oczyści się jej z rzymskiego skażenia, teraz podeszli do ołtarza, by połączyć się z katolickimi braćmi we wspólnej liturgii”, tak opisuje historyk ostatnie chwile chrześcijańskiego Konstantynopola.

Laicka Turcja Atatürka nie chciała budować swej tożsamości na Islamie. Chciała być państwem świeckim, zmierzającym ku Europie. Wymownym symbolem tej tendencji było przekształcenie Hagii Sophi w muzeum. Stało się to w 1934 r. i trwało do dziś. Laicka Turcja pokazywała w ten sposób, że szanuje zróżnicowane i skomplikowane korzenie swej tożsamości, uświadamiała, że jej przeszłość wywodzi się z różnych źródeł. Ten fakt pozostawał odosobnionym fenomenem w świecie Islamu. Doktryna muzułmańska nie zawiera bowiem rozróżnienia sacrum i profanum oraz idei rozdzielenia Kościoła i Państwa, Mahomet nigdy nie powiedział: „oddajcie cesarzowi, co cesarskie, a Bogu to, co Boskie”. W Islamie wspólnota polityczna – państwo, jest tożsama ze wspólnotą wiary, nakazy wynikające z Koranu są podstawą prawa. Nie ma rozróżnienia między tym, co świeckie a tym, co religijne. Turcja Kemala paszy – Atatürka poszła wbrew tym zasadom, stała się państwem świeckim, choć ponad 90% jego obywateli wyznawało wiarę Proroka. Turcy mieli się stać nowoczesnym narodem, budowanym wokół lojalności wobec państwa, a nie religii. Dlatego Hagia Sophia musiała zostać zeświecczona, jako symbol tradycji ponadnarodowej i ponadreligijnej. Stała się symbolem tradycji przekraczającej wieki konfliktów, niezwykłym znakiem wspólnoty największych religii monoteistycznych.

Taką rolę świątynia Bożej Mądrości może odgrywać jedynie pozostając w sferze neutralnej, tak jak było dotąd. Będąc muzeum, wyjętym ze sfery sakralnej, daje szanse na pozostanie wspólnym dobrem  chrześcijan i muzułmanów.  Pozwala budować, jakże trudne, fundamenty dialogu międzyreligijnego. Są w Europie dwa miejsca, pełne symboliki, Hagia Sophia i wielki Meczet w Kordobie, zwany po hiszpańsku La Mezquita, pochodzący z VIII w., lecz wielokrotnie przebudowywany, który służy obecnie za katedrę rzymskokatolicką diecezji Córdoba w Hiszpanii. Muzułmanie od dawna domagają się uwzględnienia swej tradycji w tej świątyni, która pozostaje nie neutralnym muzeum, ale katolicką katedrą. Przenikanie się tradycji wielkich religii monoteistycznych to rzeczywista wartość, która uświadamia nam jak wiele nas łączy, pomimo wieków wrogości.

Nieszczęsna i szkodliwa decyzja prezydenta Turcji Recepa Tayyipa Erdoğana, przywracająca świątyni Bożej Mądrości charakter meczetu, burzy to, co było najważniejszą wartością tego wspaniałego miejsca. Obszar  świeckości, neutralności wyznaniowej, pozwalał odnaleźć się we wnętrzu tej świątyni każdemu: chrześcijaninowi i muzułmaninowi, wierzącemu i niewierzącemu. W imię jakich wartości burzyć tę tradycję? Jakże blisko decyzjom tureckiego dyktatora  do zamiarów naszego „Naczelnika Państwa”. Jeśli uda mu się to, co potrafili zdziałać Orban i Erdoğan, niszczący wolność mediów i wolność słowa, pozostaniemy w sferze wolności niewolnej, „demokratury”, pełnej pozorów i hipokryzji.

To wielkie nieszczęście, że religia stała się znów instrumentem polityki. Zawsze, gdy tak było płynęły strumienie krwi, w Irlandii, Indiach, Timorze i wielu innych miejscach. Być może dziś się to nie powtórzy, pewnie jesteśmy zbyt przywiązani do naszej spokojnej i dostatniej egzystencji. Jednak demony nienawiści czają się blisko naszej codzienności, łatwo im rozerwać tkankę naszego bezpieczeństwa. Decyzja władz tureckich, podjęta właśnie teraz, grozi ujawnieniem się demonów, burzy delikatną strukturę chrześcijańsko-muzułmańskiego dialogu, podporządkowuje religię polityce. Bardzo zastanowiła mnie reakcja publicystów publikujących na łamach tradycjonalistycznych portali. Ich zdaniem lepiej aby świątynia Mądrości Bożej była miejscem kultu religijnego, niechby muzułmańskiego, niż pozostała obiektem laickim, ponadreligijnym. Dialog międzyreligijny, budowa mostów, wspólnota modlitwy, są dla nich przejawem rozmywania katolickiej tożsamości, rozumianej jako twierdza stojąca naprzeciw zakusom wrogiego świata. Sojusz naszych tradycjonalistów, Putina i Erdoğana, jakkolwiek paradoksalny, jest logiczny. Wspólnie pragną Europy kultywującej tzw. wartości tradycyjne, stają przeciw wszystkim tendencjom modernizacyjnym w sferze obyczajowej, kreują obraz Zachodu zdegenerowanego, wypalonego i pozbawionego przyszłości.

Taka wizja współczesności jest wielce atrakcyjna, również dla wielu rodzimych wyznawców  idei „Polski katolickiej”, która podobno będzie katolicka albo jej nie będzie. Fałszu tej idei nie trzeba uzasadniać, musimy być jednak świadomi, jak głęboko zakorzeniona pozostaje ona w umysłach wielu Polaków. Oni pewnie pragnęliby ujrzeć walące się w gruzy minarety Hagii Sophii, tęsknie oczekują dokończenia Mszy św. przerwanej w 1453 r. Ich marzeniem jest odbudowa chrześcijańskiego patriarchatu nad Bosforem. Erdoğan pozostaje paradoksalnie ich sojusznikiem. Odnawia otomańską tradycję, porzuca laicką spuściznę Atatürka, czyni z religii instrument politycznej gry o dominację. Czy doprawdy lepiej aby świątynia Mądrości Bożej była sanktuarium konkretnej religii? Czy obecność wiary w rzeczywistości publicznej jest doprawdy tak wielką wartością? A może pozostawienie pewnych miejsc poza granicą konkretnego wyznania pozwala zachować przestrzeń wspólnoty, która nie jest areligijna, pozwala jedynie odnaleźć siostry i braci we wspólnocie ponad „zderzeniem cywilizacji”.

Działamy dzięki Tobie! Wesprzyj nas:

Facebook
Twitter
LinkedIn
Pinterest

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Działamy dzięki Tobie! Wesprzyj nas!