Cytat zawarty w tytule pochodzi oczywiście z pierwszej encykliki Jana Pawła II „Redemptor Hominis”. Przyszedł mi do głowy, gdy poszukiwałem słów, które mogłyby syntetycznie ująć biografię Haliny Bortnowskiej, dzisiejszej jubilatki. Jeszcze niedawno mogliśmy częściej czytać jej komentarze, oglądać i słuchać ją w mediach, dziś już znacznie rzadziej. Warto zatem przypomnieć kim jest i dlaczego można ją postawić obok najważniejszych postaci katolicyzmu soborowego w Polsce.
Wiary i zaangażowania w sprawy Kościoła nie odziedziczyła po rodzicach, ojciec, wysokiej rangi oficer wywiadu II RP, był ateistą, dla matki kwestie religijne na pewno nie stały na ważnym miejscu. Później komentowała to z ironią, nawiązując do swego chrztu, „nie jestem nawet pewna, czy kapelan wojskowy, który mnie chrzcił był wierzący”. Wiara, Kościół są zatem dla niej rzeczywistością z wyboru, nieoczywistą, podlegającą ciągłej krytycznej refleksji. Wcześnie poznała zmieniające się podówczas dynamicznie oblicze katolicyzmu na zachodzie Europy. Po studiach na KUL udało jej się wyjechać na uniwersytet w Louvain i obserwować trzecią sesję Vaticanum II. Była już wówczas sekretarzem redakcji miesięcznika Znak, najbliższą współpracowniczką Hanny Malewskiej i pracowała tam lat ponad 20, aż do roku 1983. Oprócz pracy redaktorskiej uczestniczyła w działaniach Światowej Rady Kościołów, głęboko zaangażowała się w ruch „Solidarności”, a po 13 XII 1981 r. została internowana. Gdy wyszła za mąż (oboje małżonkowie byli już po 50-e) przeniosła się do Warszawy. Tu zaangażowała się w rozmaite działania związane z promocją praw człowieka, ruchem hospicyjnym (sama pracowała jako wolontariuszka).
Nie stroniła od polityki, m.in. współtworzyła Ruch Obywatelski Akcja Demokratyczna (ROAD), a w 1993 r. została wybrana zastępcą członka Trybunału Stanu. Współzakładała Helsińską Fundację Praw Człowieka. To jedynie wybrane przykłady jej aktywności, która może się pozornie zdawać nieco rozproszona, ma wszelako wyraźną konsekwencję, oś wokół której się obraca. Są nią prawa człowieka, których broni w duchu personalizmu chrześcijańskiego. Roman Graczyk, do którego książki o działaniach SB wobec „Tygodnika Powszechnego” ma Bortnowska stosunek krytyczny, tak ją wspomina: „Gdy się spojrzy na jej społeczne zaangażowanie od lat 60-tych do dziś, staje się oczywiste, że przekonanie o niezbywalnej godności człowieka ma we krwi”.
Aktywność w sferze obrony praw ludzkich jest u Haliny Bortnowskiej głęboko zakorzeniona w wierze. Jak wiele osób jej pokolenia uległa fascynacji Soborem, duch aggiornamento, unoszący się nad nawą bazyliki św. Piotra, zdawał się nadawać Kościołowi nowy kształt, wyzbyty pustego rytualizmu, prawdziwie ekumeniczny, podporządkowany dobru osoby ludzkiej. Ta fascynacja miała towarzyszyć jej już stale. Nie lubi gdy się ją nazywa publicystką lub działaczką katolicką.
Chrześcijaństwo jest jej najgłębszą inspiracją, ale nigdy nie chce uzależniać swych myśli i działań od instytucjonalnych interesów Kościoła. Religijność Bortnowskiej ma ów szczególny humanistyczny, personalistyczny wymiar, który odnajdujemy w tytułowym cytacie. Jego autor i redaktorka ZNAKu znali się osobiście, jeszcze od czasów gdy Karol Wojtyła był krakowskim biskupem pomocniczym. Właśnie z tamtych czasów pochodzi wspomnienie, którym Halina Bortnowska podzieliła się z Jolantą Steciuk w wywiadzie rzece „Wszystko będzie inaczej”. Znajdziemy w nim istotę jej wiary, która wyraża się nie tyle w kontemplacji i adoracji Boga, ale służbie człowiekowi: „Kiedy Karol Wojtyła był zwykłym biskupem powiedziałam mu: zastanawiałam się na czym mi tak naprawdę zależy… I właściwie nie tak specjalnie myślę o Bogu samym, a więcej myślę o ludziach, czy wręcz o ludzkiej społeczności, o tym czego ona potrzebuje. Wydaje mi się, że Bóg może ją utrzymać przy życiu i wobec tego warto nad tym pracować, żeby ludzie mieli kontakt z Bogiem. Ale się zastanawiam, jak to wobec Boga wygląda, że nie o niego się właściwie troszczę… A on (Wojtyła) mówi: gdybyś była mężczyzną tobym uznał, że to do kapłaństwa wystarczy”.
Halina Bortnowska bywa radykalna, swe poglądy wyraża jasno, angażuje się w dyskusje i mówi rzeczy często trudne do przyjęcia dla konserwatywnych katolików. Czyni to jednak zawsze z przejęcia losem bliźniego, konkretnego człowieka, dotkniętego cierpieniem tu i teraz.
Fot. Mariusz Kubik/Wikipedia