Marianna najpierw traci głos. Czyżby? Tak wydaje się tym, którzy starają się rozwikłać zagadkę zaginięcia dziewczynki. Przecież tylko o tym wiedzieli, innych objawów, które mogłyby prowadzić do zaginięcia dziewczyny nie zdiagnozowali. Zaginął głos, zatem coś z tej przyczyny wynikło, że zgubiła się i Marianna.
Ale tytułowa zguba u Szostak jest jednocześnie określeniem dla wydarzeń, ale i metaforą życia, nie tylko bohaterów książki, ale nas wszystkich. I nie chodzi tu o fizyczne zagubienia rzeczy – codzienne poszukiwania kluczy, chusteczek i adresów, ale gubienie, a raczej zatracanie siebie. W pędzie codzienności, w dążeniach do realizacji gubimy to, co istotne – niemożność spełnienia, siebie zostawiając gdzieś na końcu tego maratonu po sukces.
W rodzinie Marianny też miał być sukces – szczęśliwa rodzina, pogodzenie obowiązków, dobra praca – niewiele tego wyszło w pogoni za realizacją. A w dodatku w kurzu pozostałym po biegu utracono więzi i ludzi.
Szostak w swojej powieści łączy trzy pokolenia kobiet, które czy to same, czy z parterem u boku w takim biegu same wpadły w tumany kurzu zasłaniającego sens. Alicja, mama Grzegorza, męża Hanny, ojca Marianny – z uporem starała się udowodnić wszystkim, że jest silna, że podoła samotnemu macierzyństwu, bo stać ją na to – przede wszystkim stać emocjonalnie – by nie tkwić w toksycznym związku. Hanna natomiast stara się udowodnić, że uniesie ciężar macierzyństwa, partnerstwa i pogodnego szczęśliwego domu. Nie pozwalając sobie na odsłonę porażek, zakopuje je pod natłokiem zajęć, nieszczerym uśmiechem i otoczką spełnienia, które okupuje porażką w każdej dziedzinie życia. Zmuszona wyjechać za pracą nagle zostawia za sobą wszystko to, w czym chciała osiągnąć pełnię, jakby miała zamiar dobiec do mety w tym życiowym biegu udając, że zawsze tam stała. Traci w tym biegu to, co najważniejsze, tylko jeszcze tego nie dostrzega, bo odległość zwiększa się w małych odcinkach. Dopiero gdy znika Marianna, zauważa, że w tym biegu były przystanki , w których można osiągnąć spełnienie bez wygórowanych żądań, ale jest już za późno.
Marianna ta najmłodsza w sztafecie (nomen omen) pokoleń, która zdaje się rozumieć, że bieg w życiu jest donikąd, pierwsza schodzi z tej fałszywej bieżni, która mami fatamorganą korzyści.
Kobiety u Szostak łączy jeszcze jedno – wszystkie niosą ciężar opuszczenia przez mężczyzn. Alicja tak całkiem realnie musi podjąć trud samotnego macierzyństwa, Hanna sama jest w tłumie rodziny i głuchej ciszy, w jakiej odbijają się jej słowa od męża i ojca jej dzieci. I Marianna – samotna podwójnie, bez wsparcia ojca, który ucieka w budowane na grząskich piaskach interesy, bez wsparcia rodziny, obarczona opieką nad młodszym bratem. Ukojenie znajduje w ukochanej Frajdzie, psinie ze schroniska.
„Zguba” Natalii Szostak to bardzo kobieca książka. Z jednej strony pokazuje słabości kobiet, które są słabościami całego społeczeństwa, wspomnianej gonitwy. A z drugiej – te zagonione kobiety stawia na piedestale jako te, które wygrały – wygrały porozumienie, odwróciły się płynąc pod prąd.
Kluczowa dla powieści utrata głosu dziewczynki jest jednocześnie symbolem wołania o pomoc. W milczeniu Marianna chce być zauważona i jednocześnie pragnie zwrócić uwagę tym, których pochłania chaos codziennej gonitwy. Zatrzymajcie się. Szukajcie mnie, odnajdźcie siebie.
Natalia Szostak, dziennikarka, w swojej pracy skupia się szczególnie na literaturze. „Zguba” jest jej debiutem literackim. W klubach debiutować będzie podczas spotkania autorskiego online już 30 marca.