Spis paru strat —Judith Schalansky

Pierwsza lektura „Atlasu wysp odległych” Judith Schalansky zbiegła się ze ślubem moich przyjaciół podróżników. Pomyślałam, że taki egzemplarz książki opowiadającej o osobliwych miejscach, których czasem próżno szukać na mapach świata będzie najlepszą formą życzeń dla tych, którzy zawsze gdzieś w podróży. Zatem zamiast utartych słów na ślubnych kartach podarowałam im „Atlas wysp odległych” z życzeniem, by odwiedzili je wszystkie. Obiecali to uczynić, choć jak to u Schalansky bywa, nie wiemy, czy wszystkie te wyspy jeszcze istnieją.

Podobnie, jak nie istnieje już wszystko to, co opisała w „Spisie paru strat”. Już na pierwszej stronie książki autorka wylicza dwadzieścia odeszłych w niebyt śladów przeszłości – między innymi jezioro, miejsca kultu religijnego czy gatunki zwierząt. I choć nie wiemy, jak długo powstawała książka, to lista i tak wydaje się być zbyt długą. I mimo że „Spis paru strat’ czas przeszły zamienia w teraźniejszość pamięci, to jest opowieścią o utracie – czasem tej niezamierzonej, niecelowej, ale nieuniknionej, bo wynikającej z naturalnego procesu przemijania. Ale i o tej niepotrzebnej, dokonującej się ludzką ręką i przemianami, które bezwstydnie zacierają ślady historii.

Punktem wyjścia dla Schalansky jest śmierć i nieuchronność utraty. Zadając kłam słowom Temistoklesa, który mówił „Pamiętam nawet to, czego nie chcę pamiętać, a nie mogę zapomnieć tego, co zapomnieć chciałbym”, podejmuje próbę, jak określa to sama autorka, zapamiętania i ożywienia tego, co odeszło. Tym samym uświadamia społeczeństwu, jak wiele umyka nam spraw i strat, których nawet nie zauważamy, opłakując jedynie to, co nam znane. Co przeniosło się trwałą kalką do naszej pamięci.

Książka składa się z dwunastu esejów, każdy liczący szesnaście stron, które mniej lub bardziej opierają się na rzeczywistości. Czasem to rzeczywistość tworzona wyobraźnią autorki, jak ta o “Porcie w Greifswaldzie”, innym razem wyciągnięta z kruchej pamięci historii, jak w przypadku eseju “Pieśni miłosne Safony”. Bywa też, że odkrywcza, czego dowodem jest esej zatytułowany “Jednorożec Guerickego” i całkiem materialna opisująca “Pałac Republiki”. Autorka pisze o efemerydach południowych Wysp Cooka w eseju “Tuanaki”, ale i o “Villi Sacchetti”, i zachwyca się onirycznością, nawet gdy istniały, wspomnianych “Pieśni miłosnych Safony” czy “Siedmioma księgami Maniego”. Są zatem u Schalansky rzeczy mniej i bardziej ulotne, materialne i te, do których materialności trudno nam przywyknąć, choć trzeba nam w nią uwierzyć.”

Całość tworzy obraz przypominający ten opisany przez Schalansky w rozdziale “Leśna encyklopedia”, w którym autorka przybliża postać niezwykłego człowieka zapisującego ludzką wiedzę w postaci tabliczek przybitych do drzew.”, tworząc tym samym las przypominający ludziom o tym, co kiedyś poznali. Podobnie jest z książką Schalansky „Spis paru strat”, która stanowi swoiste archiwum miejsc, czasu i ludzi.

Judith Schalansky konstruując swoje eseje dowodzi, że przeszłość nie jest odległą nicością, a ciągle żywą obecnością i sąsiedztwem, nawet jeśli niewidocznym dla oczu. Jej punkt wyjścia, jakim jest wspomniana śmierć opiera się na destrukcie rzeczywistości, ale nie historii i pamięci o niej. A co za tym idzie, wszystko, co umarło istnieje nadal, przezwyciężając śmierć w uchwytnych i eterycznych okruchach wspomnień.

Swoim zbiorem, który jest filozoficzną rozprawą z otaczającym nas światem Schalansky zdaje się uczyć mądrych strat, które zapamiętamy, nim zauważymy. Dowodzi, że przeszłość ciągle żyje między nami, choćby w śladzie pamięci, jeśli zniknęła już z tego materialnego.

 

 

Działamy dzięki Tobie! Wesprzyj nas:

Facebook
Twitter
LinkedIn
Pinterest

Działamy dzięki Tobie! Wesprzyj nas!