Chyba nigdy bardziej, jak dziś nie będziemy bać się smoków. Tak, te tytułowe smoki to czające się zło, a przecież najmocniej czujemy je wszyscy od kilku dni. I choć nie tylko takie smoki ma na myśli Karolina Lewestam, to te największe, o których pisze w „Pasterzach smoków” mieszczą się pojęciu wojny.
„Pasterze smoków. Rodzice kontra świat” (Wydawnictwo Czarne, 2022) to zbiór felietonów znanych być może niektórym czytelnikom z Magazynu „Pismo”, bo tam znamienita część z nich ukazywała się na przestrzeni miesięcy. Ponadto wśród tych zebranych i odświeżonych znalazły się też całkiem nowe rozważania na temat rodzicielstwa. Karolina Lewestam filozofka i publicystka, mama trójki dzieci nie boi się obnażać w nich swoich słabości, dając tym samym zielone światło tym czytelniczkom (czytelnikom), które tak bardzo starają się je ukrywać, traktując to, co naturalne, jako wstydliwą część osobowości.
Tytułowe smoki to lęki każdego rodzica – począwszy od tych, które budzi w dorosłych sama myśl o zostaniu rodzicem („Zostać wampirem czyli jak zdecydować się na dziecko”), w którym autorka szeroko rozpisuje się na temat zysków i strat oraz tego czy można określić odpowiedni moment na decyzję i wzięcie odpowiedzialności za wychowanie dziecka. Przez te pomniejsze troski, jakie niesie za sobą czasem niebezpieczeństwo beztroskiej zabawy i wpływu środowiska na dziecko (Jak wytresować chłopca, Angelina i ja. O brzuszkach i wózkach celebrytek). Do tych cieni, jakimi kładzie się codzienność na przyszłości dziś najmłodszych (w tym miejscu można wymienić wiele tytułów tekstów zebranych w książce Lewestam). W końcu, jak we wstępie pisze sama autorka, cytując Rachel Cusk, swój niedościgły pisarski ideał, macierzyństwo to praca na całe życie.
Już poprzednia książka Karoliny Lewestam, kierowana (nie tylko) do dzieci (i nie tylko – na co warto zwrócić uwagę — do dziewczynek) „Mała Księżniczka”, która jest zapowiedzią zbioru felietonów „Pasterze smoków” jawi się jako metafora rodzicielstwa. Uporczywy głód po katastroficznym w skutki lądowaniu na bezludnej wyspie pewnej swoich możliwości młodej pilotki można porównać do tego, jaki odczuwa kobieta po wielogodzinnym porodzie. A próba narysowania jednorożca, który nigdy nie będzie tym idealnym doskonale oddaje niemożność zadowolenia dziecka czy to w zabawie, czy podobnych jej innych wyborach. Ponadto tłumaczenie świata, jakim są rozmowy Małej Księżniczki z Tulipanem jest nie tylko odniesieniem do „Małego Księcia” Antoine’a de Saint-Exupery, ale obrazem siły, w której zostanie matką (ojcem) jest nie tylko marzeniem, mrzonką czasem, ale dowodem na to, że jakkolwiek, nawet z błędami, ale mogę i dam radę.
W tekstach Lewestam mocno zaznaczają się wątki feministyczne, i wcale nie dotyczą one tylko tych o córkach. Przecież każda mama chłopca wie jak potrzebna w jego wychowaniu jest doza wrażliwości. Poza błyskotliwymi myślami autorki, czytelnik odnajdzie w tekstach liczne odniesienia do tradycyjnych filozofii, literatury i nauki. Tym samym „Pasterze smoków” stają się przestrzenią do nieskończonej ilości źródeł, z których rodzic może czerpać wiedzę i wsparcie w wątpliwościach, które przecież mieć jest rzeczą ludzką.
Wreszcie są „Pasterze smoków” są podróżą do krainy dzieciństwa. Bo jak inaczej odczytywać te teksty, w których autorka nawiązuje do lektur, jakie czytaliśmy sami będąc dziećmi? Podróż w czasie do Narnii, zresztą ciągle aktualnej i dobrej dla współczesnych młodych umysłów („Pochwała Narnii. O mocy, władzy i dorosłym w literaturze dziecięcej”) jest lekarstwem na wątpliwości dorosłych i brak wiary w swoje możliwości dla dzieci. I podobnie, jak cała książka drogowskazem do tego, by dzieciństwo przeżyć nie tylko powierzchniowo. Albo czym jest wspomnienie smaku owoców rozpoczynające podróż w poszukiwaniu radości, która może być banalna, niepoważna, jest luksusem i bywa egoistyczna? Ale jest też przecież radość pomostem między dzieciństwem rodzica, a jego własnymi dziećmi („Banan w schowku na szczotki, czyli jak odczuwać radość”). A tam, gdzie odnajdziemy i zrozumiemy siebie, tam łatwiej będzie nam pokonywać rodzicielską codzienność.
I nie jest książka Lewestam „opowieścią z frontu”, jak autorka sama nazywa pewien gatunek pisarstwa rodzicielskiego, którego twórcy opiewają nurzanie się w trudnościach i przeciwnościach, siebie stawiając raczej jako bohatera opowieści. To podróż w głąb filozofii rodzicielstwa tak, by przeżyć je najlepiej, co nie oznacza bezbłędnie. Być może znaleźć też miejsce na lament i łzy, ale i równowagę w tym twórczym zadaniu, jakim jest rodzicielstwo.
Ten zbiór felietonów jest swoistym kluczem do drzwi, za którymi i owszem czają się wspomniane tytułowe smoki, ale jest też drogowskazem potrafiącym je oswoić. Tytułowy tekst „Pasterze smoków, czyli czego boją się rodzice” stał się dziś bardzo aktualny, bo nawet jeśli czytamy w nim, że tata nie boi się smoków (choć pewnie woli ich nie zauważać), i jeśli te najczarniejsze są smokami wojennymi, to naszą rolą dorosłych jest chronić dzieci przed cieniem, jakim kładą się na ich beztroskich głowach. Być świętym Jerzym, który jeśli nie pokona ich wszystkich, to przynajmniej zamknie im drzwi przed nosem. Bo ma w sobie siłę dorosłego, który poznaje swoje porażki i przekuwa je w zwycięstwa, choćby miały się one objawić szczęściem dzieci. Czy to nie największe objawienie, większe, niż nasza, dorosłych nieomylność i doskonałość?
Jaki rodzic nie martwił się nigdy o spokojną przyszłość swojego dziecka? Chyba nie ma takiego. Jeśli jednak jest taki i czyta ten tekst chętnie wdam się z nim w dyskusję. Albo może lepiej – polecę mu książkę Karoliny Lewestam. Polecam Ci „Pasterzy smoków” drogi Czytelniku, który w macierzyństwie widzisz same plusy i własne zasługi.