Wiesław Myśliwski, choć bardzo nie lubi tego szufladkowania, określany jest jako pisarz reprezentujący nurt chłopski Naturalnym wydaje się zatem, że jego książki powinny być gęste od domów, chałup i strzech. Być może to niejakie obruszenie, kiedy wkładać Wiesława Myśliwskiego do szufladki literatury chłopskiej, wynika z faktu, że w jego książkach dom jest fantasmagorią, oniryczną opowieścią o czasie bardziej niż czterech ścianach. Zapytany przez Bogdana Toszę, czym jest dla niego dom, odpowiadał: „nigdy nie miałem przywiązania do domu”(Rozmowy Po-szczególne, Znak 2013/9 [w:] W środku jesteśmy Baśnią. Mowy i rozmowy. Wydawnictwo Znak, Kraków, 2022)
W twórczości Wiesława Myśliwskiego właśnie szczególnie zaznacza się dom jako metafora. Autor obudowuje fabułę wokół tego czegoś, co jego bohater nosi w sobie. Wspomnienia poczucia przynależności, nawet jeśli kształty dawno już zatarły się w pamięci. Bo u Wiesława Myśliwskiego figura domu wykracza poza pojęcie budynku mieszkalnego. Poza fizyczny jego sens. Dom u Myśliwskiego staje się wartością, jako symbol i metafora. Jednak niezmaterializowany dom pojawia się też wielokrotnie w wywiadach z pisarzem. Nigdy konkretny, raczej oparty o wydarzenia i ludzi, niż budynki i materialne ostoje. Dom jest u Myśliwskiego raczej pamięcią – zawieszony między wspomnieniem a ułudą, między powidokiem a marzeniem.
I być może trzeba bardzo się dopatrywać, chcąc zobaczyć w nich dom, to nie można zaprzeczyć, że wiele książek dwukrotnego laureata Literackiej Nagrody NIKE (pierwsza w 1997 za „Widnokrąg” i w dziesięć lat później za „Traktat o łuskaniu fasoli”) kojarzy się nam ze wspomnieniami rodzinnymi, przez które autor rozumie pojęcie domu.
Zatem dom u Myśliwskiego to rodzina i najbliżsi, którzy go tworzą, choć nie stawiają ścian. I jeszcze ojczyzna, choć nie konkretne w niej miejsce na mapie. Nigdy adres, na który dotrze list. Dom, o którym pisze Wiesław Myśliwski można raczej zlokalizować w sercu, nierzadko bywa wszak przedmiotem tęsknot czy marzeń. To często synonim radosnego dzieciństwa, do którego podążają myśli na każdym etapie życia. Przystań, do której się wraca. Jak ten Piotrkowy z „Widnokręgu”, sandomierski, zatem jakby bliski autorowi, do którego prowadziły schody będące udręką wszystkich kobiet. „Te schody zaczynały się tuż za naszym domem. (…) narzekano na te schody, wszyscy chodzili do miasta schodami. Zresztą gdy się w dół schodziło, a tak lekko, bezboleśnie, jakby nogi same schodziły, uwalniając resztę ciała od jakiegokolwiek wysiłku, a z dołu akurat ludzie gramolili się w męce pod górę (…) Ciała uwieszone kurczowo na trzeszczącej drewnianej poręczy.” Ten sam dom, złożony z jednego pokoju, w którym dwa krzesła przyniosły te nieprzyzwoite panny Ponckie. Może znienawidzony, bo przecież ojciec w nim niedomagał (co ma odniesienie do prywatnych wydarzeń z życia pisarza), bo i te schody, po których niosło Piotrka tylko w jedną stronę, miasta, do którego prowadziły w dół. Może dlatego tak trudno ustanowić go rodzinnym wspomnieniem?
W każdym razie sandomierski dom na Rybitwach, gdzie kilka przyzwoitych nawet stało, jest jednym z niewielu, jeśli nie jedynym materialnym domem, który stanął w słowach u Wiesława Myśliwskiego.
Dom zwykle symbolizuje szczęście, spokój i warunkuje poczucie bezpieczeństwa, choć niekiedy może być też źródłem udręki, miejscem, z którego człowiek chce się jak najprędzej wyrwać. Tu na myśl przychodzi Szymon Pietruszka, z monumentalnej i naszpikowanej symbolami epickiej powieści „Kamień na kamieniu”. Jak większość znaczeń w tej powieści nadawanych poszczególnym symbolom – tu także dom, w postaci grobu, który Szymon Pietruszka buduje mozolnie, jawi się jako znaczenie drogi życia. Doświadczenia, które zabieramy w sobie wszędzie tam, gdzie „tworzymy” domy (nawet jeśli nie fizycznie). Podobnie budujemy życie – gdzie każde doświadczenie stanowi jego fundamenty i ściany, jakie zabieramy do grobu. Zatem Pietruszka, budując grób, stawia de facto dom dla bagażu życia. Niczym życie, przez które czasem mozolnie przechodzimy, tak i Szymon składa swój (a właściwie rodzinny) grób, który będzie niegdyś „domem” dla niego i bliskich. Znowu tym metafizycznym, tamtejszym, w świecie wiecznym, choć przecież członki spoczną w nim na krócej, niż dusza. Budowany przez lata pożyczek i wyrzeczeń, co tylko wzmacnia obraz grobu, jako domu, dodając symboliki trwania ma być sposobem na połączenie rodziny.
Ze śmiercią i odchodzeniem związana jest też inna powieść Wiesława Myśliwskiego „Traktat o łuskaniu fasoli”. Znowu mamy w niej dom, jako wspomnienie i jednocześnie przemijanie. W „Traktacie”, gdzie bohater spotyka tajemniczego rozmówcę wyraźnie zaznacza się to drugie. Przeminęło przecież jego życie, pozostała już tylko kalka wspomnień. Minęła też dawna świetność domków letniskowych, mimo że nadal stoją nad brzegiem zalewu. Powracając po wojnie w rodzinne strony, gdzie – poza obrazami ze wspomnień- nie znajduje niczego, co mogłoby wiązać go z tym miejscem, doświadcza utraty. I kolejny raz w powieści Wiesława Myśliwskiego pojawia się dom wspomnienie, obraz w pamięci. To, co zastał i czego podjął się pilnować jest niczym erzac tego, czego nie udało się jemu ani zbudować, ani odtworzyć – nie tyle fizycznie, ile mentalnie ustanowić, jako rodziny, własności.
Jest wreszcie dom-pałac, a właściwie „Pałac”, bo taki jest przecież tytuł powieści. Zupełnie innej, od pozostałych książek Wiesława Myśliwskiego, ale był to – jak w monumentalnej rozmowie z Heleną Zaworską mówi autor – zamierzony zabieg zabawy słowem. ( Dobrze, że żyłem, Gazeta Wyborcza, 245, 246, [w:] W środku jesteśmy baśnią, Wydawnictwo Znak, Kraków, 2022) To w „Pałacu” znowu dom stał się fantasmagorią, kiedy Jakub zamarzył zostać panem. Surrealizm tej powieści opiera się na marzeniu o lepszym życiu, w którym dom jawi się bohaterowi pyszną budowlą, bo przecież na co dzień to zapewne skromna chałupa. Ale jest i w tej powieści coś odwróconego, co każe czytelnikowi myśleć, że i pan może tęsknić za innym życiem. Wymyślonym już nie ze wspomnień, ale z marzeń. Jakub przecież musi wiedzieć, że pałacowe komnaty nie są dla niego, a mimo to wchodzi do nich. Nie wiemy jednak, czy prawdziwie czy wchodzenie to sobie wyobraża. Nie mamy jednak wątpliwości, że pałac nigdy nie będzie jego domem, że to tylko próba realizacji marzenia, zresztą zakazana i skazana na niepowodzenie. Tego domu dla Jakuba nie będzie.
Kiedy miasto Kielce przyznało Wiesławowi Myśliwskiemu obywatelstwo wyrażał wyjątkową radość z tego powodu, podkreślając, że to jego rodzinna ziemia (Mój pierwszy świat, W środku jesteśmy baśnią, Wydawnictwo Znak, Kraków, 2022). Ta, jak pisał w 2012 roku po tym wydarzeniu, jawiła się jemu jako przestrzeń „dzieciństwa i wczesnej młodości”. To w Kielcach zapisywał się świat w dorastającym chłopaku, stając się tym samym najtrwalszym wspomnieniem. Być może z tego powodu w „Widnokręgu”, w którym wydeptujemy ścieżki ziemi kieleckiej pojawił się jednak fizycznie dom, nawet taki, do którego prowadziły zapamiętane schody.
Później dodał w wywiadzie z Piotrem Żakiem i Dominikiem Włudygą, że „pierwszy świat wypełnia nas aż do śmierci, przez całe życie modelujemy go w sobie, kształtujemy w zależności od nowych doświadczeń, doznań i przeżyć”. (Pierwszy świat, Charaktery, 2013/11, [w:] W środku jesteśmy baśnią, Czym jest dom?, Wydawnictwo Znak, Kraków 2022). Może też stąd ten dom-matka, która musiała mieć wpływ na chłopca?
Bo postacią, która jest najżywszym symbolem i jednocześnie synonimem domu dla Myśliwskiego jest matka Marianna Gałęza. Zatem być może ta niemożność postawienia fizycznego domu w słowach bierze się stąd, że dom nie jest dla niego budynkiem, ale człowiekiem. Najbliższym, matczynym.
Mówi, że został ukształtowany przez kobiety, wymieniając w tym miejscu jednym tchem matkę Mariannę, siostrę Grażynę i żonę Wacławę. Dodając, że poprzez matkę łączyły go silne związki uczuciowe z całym wiejskim rodem, z którego pochodziła.
W rozmowach i wywiadach powtarzał, że choć ojczyzna jest tym światem, z którego ma swój początek, to nie oznacza, że musi być on wierny temu światu w znaczeniu topograficznym. Zatem w niematerialnych domach, metaforach i słowach bohaterów Myśliwskiego, które krążą wokół ścian, możemy domyślać się tylko tego jednego, który wędruje wraz z pisarzem po nutach słów przez niego pisanych. To wierność wewnętrzna Myśliwskiego, na którą, jak mówi,jest skazany.
Dziś w domu w Dwikozach, najprawdziwszym symbolu lat dziecinnych, w którym urodził się Wiesław Myśliwski najlepiej czuje się natura. Bujne krzewy, czasem drzewo, rosłe kwiaty wyszły ze ścian, otworzyły sobie okna i drzwi, ba – nawet dach otworzyły. To materialne ślady życia, po życiu. Dowody na to, że nic nie przemija na wieczność, czasem tylko zmienia miejsce – jak bywa we wspomnieniach albo wnętrze – jak ten zarośnięty drzewami dom w Dwikozach.