„Panie, moje serce się nie pyszni
i oczy moje nie są wyniosłe.
Nie gonię za tym, co wielkie,
albo co przerasta moje siły.
Przeciwnie: wprowadziłem ład
i spokój do mojej duszy.
Jak niemowlę u swej matki,
Jak niemowlę – tak we mnie jest moja dusza.” Ps 131
W niedzielę 24 lutego w Krakowskim Klubie „Tygodnika Powszechnego” swoją „rolę odegrał” redaktor naczelny miesięcznika „Charaktery” – Bogdan Białek. Rolę – dlatego, że Pan Redaktor w żadnym razie nie czuł się nauczycielem medytacji chrześcijańskiej. Kompetencję do mówienia o niej odnajdywał w fakcie, że sam ją po prostu od lat wielu praktykuje: „Nie ma nauczycieli, mistrzów, jak w medytacji buddyjskiej. Wszyscy jesteśmy! Każdy medytujący darem medytacji, łaską może dzielić się z innymi. Nie tyle opowiedzieć, co porozmawiać.”.
Jakże często zdarza nam się instynktownie szukać miejsca odseparowania od innych ludzi. Wtedy, gdy pragniemy pobyć sami ze sobą. Trzeba zdać sobie sprawę, że takie odosobnienie i ćwiczenia medytacyjne można łączyć z religijnością. Medytacja bowiem jest najstarszą formą modlitwy. To kontemplacja Boga, która daje nowe spojrzenie na Ewangelię, wiarę, czy sposoby jej kształtowania i wyrażania. Medytacja jest aktem i szkołą wiary.
Czym jeszcze jest? Jest odkryciem ciszy, bo Bóg jest ciszą: „Żeby z Bogiem rozmawiać, trzeba przestać mówić.”. Jak słusznie zauważył Pan Bogdan, sztuka bycia ze sobą samym, ale też bycia z innymi w ciszy – nie jest nam dobrze znana. Na ogół przecież rozmawiamy. Apelujemy do innych: porozmawiaj ze mną! Technologie, z którymi stykamy się na co dzień, oczywiście zmieniają nam życie, ale i nas zmieniają. Obsesyjno-kompulsywne korzystanie z tego, w co zaopatruje nas dzisiejszy świat, poczucie pełnej kontroli nad komunikacją – są bardzo uzależniającymi pokusami.
„Milczenie buduje więzi”. Przede wszystkim pomaga odbudować więź ze sobą, z tym, co we mnie jest, a czemu zaprzeczam, od czego się rozszczepiam. Jak dziecko, rozwijając się, zaczyna być bardziej świadome siebie, tak człowiek dorosły ma tendencję podążania w zupełnie odwrotnym kierunku. Odszczepia się od własnego ciała, które coraz mniej mu się podoba, w którym chciałby zmienić wiele, czy nawet wszystko. Medytacja, cisza, nie tylko zatrzymuje słowa, sprawia, że przestajemy myśleć, bać się, oczekiwać. „Siadamy do medytacji niczego nie chcąc. Będzie tak jak On zechce, czysta modlitwa.” Jesteśmy wolni.
Ale medytacja pomaga nam nie tylko w poznaniu Jego i siebie. Kolejnym krokiem jest wyjście z ciała do świata. Oddech – podstawa życia, którą często lekceważymy, jest też podstawą medytacji. Naturalny i głęboki, działa na zasadzie: bierzemy, oddajemy. Wychodzimy do innych, bo jesteśmy cząstką całości, ale w żadnym razie nie centrum świata. Musimy zdać sobie sprawę z pewnej prostej i bardzo ważnej rzeczy, że my odejdziemy, a świat się nie zmieni. Bardzo trudno jest się nam z tym pogodzić. Medytacja nam w tym pomaga: „dobre życie daje dobrą śmierć”.
Oczywiście, jako że Pan Redaktor od początku nie miał zamiaru ograniczyć się jedynie do teoretycznego wystąpienia w formie monologu, zaproponował uczestnikom spotkania dziesięć minut chrześcijańskiej medytacji. Po krótkiej instrukcji w temacie przyjęcia prawidłowej pozycji siedzącej, obrania świętego słowa powtarzanego jako mantrę – falochronu przed rozproszeniami (zaproponował: Marana Tha – Przyjdź Panie) – medytacja stała się udziałem wszystkich zebranych: wszyscy razem, a każdy w swej izdebce.
Pan Redaktor zachęcał również w drugiej części spotkania do podzielenia się własnymi doświadczeniami medytacji, przebywania w ciszy i uczuciami temu towarzyszącymi. Chętnych nie zabrakło. Na koniec Pan Bogdan podkreślił znaczenie zaufania = ufności, które jest istotą wiary oraz bezinteresowności w naszej modlitwie medytacyjnej. „Nie mam wyobrażeń na temat Boga ani spraw do niego.” Do Pana Boga idzie się po prostu posiedzieć.
Krakowski Klub „Tygodnika Powszechnego” poszedł w niedzielę do Pana Boga po prostu posiedzieć.
Zdjęcia: Adam Walanus.
[imagebrowser id=21]