“Jak przejść noc Kościoła?” to tytuł spotkania z o. Maciejem Biskupem w zielonogórskim klubie „Tygodnika Powszechnego” połączone z promocją Jego książki “Nieostatnie kuszenie. Jak przetrwać noc Kościoła?”. Swoją książkę o M. Biskup polecił „Zranionym w Kościele, aby odnaleźli uzdrawiającą czułość Boga, i tym, którzy mają odwagę im towarzyszyć w zdrowym rytmie bliskości”.
Moderatorem spotkania był Konrad Stanglewicz.
Spokojnie i rzeczowo o. Maciej odpowiadał na trudne pytania. Jego wizja Kościoła jest ewangeliczna. To było bardzo dobre spotkanie z chrześcijaninem.
Za relację ze spotkania niech posłużą cytaty z książki “Nieostatnie kuszenie. Jak przetrwać noc Kościoła?” Zachęcam do przeczytania.
„Niestety nagminna i charakterystyczna dla wielu ludzi Kościoła jest skłonność do wygodnego zatrzymywania się na zagrożeniach płynących z zewnątrz chrześcijaństwa. Odpowiedzialni za duchowe prowadzenie wiernych oczywiście mają obowiązek dostrzegać i nazywać po imieniu różnego rodzaju duchowe zagrożenia. Pomijam to, że niekiedy to wskazywanie zagrożeń bywa niewspółmierne do pielęgnowania radości Ewangelii, tak jakby Szatan nie został już pokonany przez Chrystusa (…) Można by tu więc zastosować słowa Jezusa i odnieść je przez analogię do wspólnoty Kościoła: „Nic, co z zewnątrz wchodzi w człowieka, nie może go uczynić skalanym, ale to, co wychodzi z człowieka, czyni go skalanym” (por. Mk 7,14–23.) (…) Nadużyciem ze strony niektórych hierarchów, kaznodziejów, a także wiernych jest proste utożsamianie Kościoła ze światłością, a tego, co poza nim – z ciemnością. To, czego ludzie Kościoła powinni się realnie obawiać, to nie jakiś wyimaginowany atak na autorytet Kościoła, który miałby spowodować utratę przez niego „twarzy” w społeczeństwie, ale brak woli do ujawnienia prawdy. Chowanie pod dywan nadużyć sprawia, że Kościół staje się zubożony o to, co jest w chrześcijaństwie najważniejsze, czyli o doświadczenie nawrócenia, metanoi. Zamiast obsesyjnie szukać zamaskowanych agentów ciemnych sił pragnących obalić „naszą religię”, jako ludzie Kościoła jesteśmy zaproszeni do tego, by pozwolić naruszyć pewną kościelną (klerykalną) mentalność „wywrotową mocą Ewangelii”, jak pisał w swojej książce “Dotknij ran” czeski ksiądz Tomáš Halík. (…) To nie Bóg nas wodzi na pokuszenie, ale to my, wierzący, podobnie jak naród wybrany wędrujący przez pustynię do Ziemi Obiecanej, wystawiamy na próbę Boga. (..) Ludzie Kościoła bardzo często nadużywają słowa „prawda”, zwłaszcza gdy pouczają wiernych i świat o zagrożeniach płynących z przeróżnych ideologii (tu biskupi są „nieocenionymi” znawcami). Gdy jednak idzie o konfrontację z ich nadużyciami lub kryciem w Kościele, brak im odwagi na zobowiązania wynikające z prawdy. (….) Ludzie, którzy nie są chrześcijanami, też posiadają wrażliwość etyczną – i to powinniśmy jako katolicy brać pod uwagę, zwłaszcza wtedy, gdy widząc i nazywając po imieniu nadużycia w Kościele, pytają o Ewangelię. (…) Gdybyśmy my, katolicy naprawdę wierzyli, że w każdym człowieku jest zalążek Prawdy – Logos spermatikos (św. Justyn Męczennik), to bylibyśmy gotowi i zdolni do rozpoczęcia dialogu społecznego także w kwestii nadużyć Kościoła. Nie brak w Kościele kompetentnych wiernych świeckich, którzy mogliby nauczyć duchownych komunikacji, dialogu oraz zaangażować się w zarządzanie w Kościele nie tylko kryzysami. (…)
W moim przeszło już dwudziestodwuletnim kapłaństwie towarzyszyłem naprawdę wielu osobom doświadczającym choroby duszy (sumienia), jaką są natrętne skrupuły i obsesyjne myśli, których głównym tematem jest grzech i rzekome niezadowolenie Boga. Źle kształtowane myślenie religijne oparte nie na Biblii, ale wyłącznie na moralizatorskim systemie powinności etycznej, którego stróżem jest wymagający i wiecznie niezadowolony Bóg (a tak naprawdę rodzic, wychowawca, katecheta, duszpasterz), jest bardzo żyznym gruntem dla zaburzeń sumienia. (…) Podziwiam więc odwagę i zaangażowanie wierzących rodziców, którzy interweniują, a gdy to nie przynosi skutku – wycofują swoje dzieci z katechezy. Bo czy można inaczej, gdy katechetka straszy dzieci z trzeciej klasy, że otrzymuje od samej Matki Boskiej esemesy o nadejściu trzeciej wojny światowej?! Mamy tu do czynienia nie tylko z nadużyciem w postaci nieuprawnionego odwoływania się do Bożego autorytetu, ale także z łamaniem nieukształtowanych i bardzo podatnych dziecięcych sumień. (…) Żaden spowiednik, kierownik duchowy czy lider wspólnoty nie ma prawa zastępować człowieka w jego drodze do zbawienia. Nie może stworzyć najmniejszego pozoru w słowach i gestach, że jest inaczej, gdyż może to nosić znamiona manipulowania ludzkim sumieniem i ludzką kruchością. Granicą, której nigdy nie wolno przekroczyć, jest wolność człowieka. Nad nią w żaden sposób nie wolno panować. Byłaby to uzurpacja. Chrystus jest Panem stworzenia, a jednak stoi w postawie wyczekującej wobec człowieka – jak żebrak czuwający przy ludzkim sumieniu. (…) Miłość do Kościoła wyraża się nie tylko w ofiarnej służbie dla niego i gorliwej modlitwie. Ewangelizacja i duchowość bez społecznej wrażliwości są redukcją przesłania Chrystusa. Protest, aby mój Kościół nie przypominał dysfunkcyjnej rodziny, w której się nie widzi, nie słyszy i nie mówi, jest także wyrazem miłości do niego. (…) Mamy dziś smutną i bolesną świadomość, że w Kościele zdarza się także ten i niezdrowy rytm bliskości, w którym przekracza się granice intymności i godności człowieka. Nadużycie władzy, sumienia i nadużycia seksualne są zaprzeczeniem „zdrowego rytmu bliskości”. Tam, gdzie gubi się perspektywa człowieka jako daru i tajemnicy, zanika również wdzięczność. W jej miejsce wkrada się postawa roszczeniowa i zaborczość. W taki sposób człowiek staje się kimś o nieczystym sercu. Nieczystość spojrzenia nie dotyczy tylko aspektu seksualnego. Jest czymś głębszym. Jest utratą tajemnicy i szacunku wobec drugiego. (…) Czy Kościół może być jeszcze wiarygodnym, „czułym narratorem” dla współczesnego świata? Trudno być optymistą, gdy chodzi o przyszłość Kościoła, jeśli jego ludzie – sklerykalizowani duchowni i świeccy – nadal będą zaprzeczać, że mamy do czynienia z dramatycznym kryzysem wiarygodności, i udawać, że „nie widzą, nie słyszą, nie mówią”. (…) Konieczne jest, abyśmy jako Kościół mogli rozpoznać i z bólem oraz wstydem potępić te potworności popełnione przez osoby konsekrowane, duchownych, a także przez tych wszystkich, którzy mieli misję czuwania nad najsłabszymi i chronienia ich. Świadomość grzechu pomaga nam uznać błędy, przestępstwa i rany zadane w przeszłości i pozwala nam otworzyć się i zaangażować obecnie bardziej w proces ponownego nawrócenia.”
„W Kościele można pozostać wyłącznie ze względu na nadzieję. Jest ona „boską siostrą wiary”, bo przecież ojciec naszej wiary, Abraham, „wbrew nadziei, z powodu nadziei uwierzył” (Rz 4,18)’
o. Maciej Biskup
Spotkanie odbyło się 5 lipca br. w Piekarni Cichej Kobiety w Zielonej Górze.
Jedna odpowiedź
Jeśli idzie o krzywdy wyrządzone przez osoby konsekrowane, w Kościele chyba dominuje mentalność, że należy przede wszystkim zająć się grzesznikiem i doprowadzić go do skruchy i nawrócenia. Czyli należy mieć na uwadze krzywdziciela. Ofiara grzechu nie ma, więc nie ma potrzeby się nią zająć. Gdy tymczasem w pierwszej kolejności powinno się zajmować uzdrowieniem ofiary, jej ran.
Wynika to z głębokiej ignorancji zarówno u krzywdzicieli jak i ich przełożonych, jak głębokie mogą być zranienia doznane przez ofiarę i ich długotrwałe skutki.
Do tego dochodzi obawa o finanse kościelne, które mogłyby być obciążone kosztami zadośćuczynienia.
A więc mamona przed Chrystusem. A nie można służyć Bogu i mamonie.