Nic mnie tak nie zaskoczyło jak stwierdzenie Mateusz Lufta, członka biura parlamentarnego Janiny Ochojskiej i członka zarządu KIK, że większość Europosłów zupełnie nie orientuje się w sytuacji na granicy polsk0 – białoruskiej. Nie jest to temat debat i dyskusji, a tragedia ludzi na wschodzie Polski i tak jest na końcu listy nierozwiązywalnych problemów uchodźczych.
To stwierdzenie w zderzeniu ze świadectwem, jakie dał Antoni Wołowski, socjolog, wolontariusz na Podlasiu, który był tam kilkanaście razy, wykorzystując każdą wolną chwilę, mając pracę i rodzinę w Warszawie, było dość szokujące ale też obrazujące rodzaj problemu.
Antoni Wołowski mówił nam o trudach niesienia pomocy na granicy, z rosnącą świadomością nierozwiązalności tego problemu, w atmosferze, jaka wokół tego panuje. Przy nastawieniu służb, milczącej aprobacie polityków, przyzwoleniu Kościoła i obojętności na trwającą w lasach przygranicznych ludzką tragedię wielu ludzi. Ci, którzy pomagają migrantom robią to narażając własne zdrowie, i ryzykując prawne konsekwencje swoich czynów, mimo to, że to nie oni łamią prawo.
Wielu z nas nie potrafi przekazać doświadczenia, jakie jest naszym udziałem, mówił nasz gość. Trudno jest mówić o sytuacjach, które przekraczają wyobraźnię tych w głębi kraju, bo nie ma w nich żadnej ludzkiej logiki. Jak można pogodzić się z pozostawieniem człowieka, któremu udzieliło się doraźnej pomocy, wiedząc, że czeka go dalsze cierpienie, przemoc, a nawet śmierć. A przecież można by temu wszystkiemu zaradzić!
Na granicy większość pomagających to młode kobiety. Wykonują pracę ponad swoje siły w bardzo trudnych warunkach, z ogromnym obciążeniem psychicznym. Na granicy są ludzie w różnym wieku. Niektórzy przyjeżdżają jednorazowo, ale wracają lub zostają, nie potrafiąc już normalnie żyć, po tym co zobaczyli, czego doświadczyli. Potrzebują wsparcia, często pomocy dla siebie samych, ale chyba najbardziej nadziei, o którą w tej sytuacji najtrudniej. Nie potrafią jednak tam nie być. Jak długo wytrwają?
Duże pomocowe organizacje takie jak PAH, Caritas, WOŚP, które działają w jakiś systemowy sposób, nie sprawdziły się w sytuacji, która jest na granicy, bo wymyka się ona wszelkim regułom gry.
Ludzie spontanicznie tam pomagający, organizują się w zależności od potrzeb jakie rozpoznają każdego dnia, i robią to od dawna zaskakująco sprawnie i efektywnie, ale coraz bardziej brakuje wolontariuszy i potrzebna jest nieustanna pomoc finansowa.
Trzeba pokazywać i mówić, co się dzieje na granicy. Służy temu m.in. wystawa „Pushback jest nielegalny. Pomaganie jest legalne” zorganizowana przez Biura Parlamentarne Janiny Ochojskiej. Wystawa była prezentowana przez kilka dni na dziedzińcu Parlamentu Europejskiego, potem była we Wrocławiu na Palcu Solnym, a obecnie jest w Dzierżoniowie. Szukamy miejsca na tę wystawę w Warszawie — mówił Mateusz Luft, organizator wystawy.
Wystawa pokazuje zdjęcia i opisy wydarzeń na granicy, pokazuje mur i ludzi, przed którym ma nas bronić; wykończone, potrzebujące opieki medycznej, jedzenia, wody, schronienia kobiety i dzieci. To wszystko, zgodnie z prawem, mamy obowiązek jako kraj tym ludziom zapewniać. Zamiast tego są odsyłani poza granice. Trudno pojąć sens i moralność tego działania, świadomego narażania ich zdrowia i życia.
I wobec tego wszystkiego, działa garstka ludzi dobrej woli, niepogodzonych z bezprawiem, obojętnością państwa, z kompromitującym barkiem reakcji Kościoła i milczeniem wielu tzw. autorytetów.
Trudna to była rozmowa w trakcie klubowej warszawskiej Kawiarenki na Jazdowie.
Co możemy zrobić? Jaki mamy wpływ na zmianę tej sytuacji? Może nie wielki, ale też nie żaden.
Na pewno nie możemy dołączyć to tych, którzy „nie wiedzą” dla własnej wygody, ani do tych, którzy milczą i myślą, że cudzymi rękami rozwiążą problem, czy tych, którzy używają pokrętnego języka szukając usprawiedliwienia dla swojej bierności wobec cierpienia i zła.
Biskup mówiący o zalegalizowaniu pomocy, co jest zaprzeczeniem chrześcijaństwa, strażnik na pograniczu stający się narzędziem tzw. podwójnego obiegu prawa, parlamentarzysta głosujący za otaczającym Europę murem, oni wszyscy patrzą obojętnie na przemoc, cierpienie i śmierć. A mogliby jej zapobiec.
Jak długo garstka wolontariuszy na granicy zdoła dawać świadectwo człowieczeństwa Europejczyków?