To nie będzie dobra historia. Bo to będzie krótka historia z białorusko-polskiego pogranicza. Piszę ją dzisiaj, 1 listopada, gdy na mszach świętych Ewangelia mówi o 8 błogosławieństwach.
Zebraliśmy z przyjacielem prawie tonę różnych potrzebnych rzeczy i zawieźliśmy w miniony weekend, czyli 29 października, na granicę, do miejsca, które leży 1 km od strefy stanu wyjątkowego. To dom prywatny, którego część przeznaczona jest na magazyn. Kiedy wyszliśmy za dom na polu widać było wyraźnie 57 żubrów. Dorosłe i skaczące żubrze dzieciaki. Niesamowity widok. Sielanka. Gospodarze nie pochodzą z Podlasia. Sprowadzili się tam parę lat temu uciekając od “korpo” i ze stolicy. Pan domu, prawnik skończył nawet studia rolnicze chcąc zostać hodowcą.
Wyładowaliśmy nasze towary i od razu zajęliśmy się sortowaniem. Oprócz gospodarza jeszcze 4 osoby, 2 z Warszawy i 2 Krakowa. Przedstawiamy się sobie tylko z imienia.
To było 350 l wody, 300 koców termicznych, śpiwory, buty, kurtki, śmieszne czapki dla dzieci, śpioszki dla niemowlaków, czekolady, musy, soczki, batony, czołówki, itd., itd. Sytuacja dość abstrakcyjna.
Większość z nas, którzy sortowaliśmy te rzeczy widziała się pierwszy raz w życiu. Nie znaliśmy się. W powietrzu czuć było, że jest to sytuacja irracjonalna dlatego rozmowy były dość zdawkowe i ograniczone do pytań, gdzie co położyć, czy jest jakiś pusty karton, itp.
Przy kolacji rozmawialiśmy już swobodniej o sytuacji w edukacji, żartowaliśmy nawet. W którymś momencie gospodarz powiedział, że jest sygnał z sąsiedniego odcinka. Grupa kilkunastu osób w lesie w tym dzieci, potrzebuje pomocy. Czekaliśmy, czy opiekunowie tamtego odcinka będą potrzebować z kolei naszej pomocy. Okazało się, że dadzą radę sami.
Umówiliśmy się, że jeżeli w nocy będzie potrzeba pomoc, to gospodarz obudzi tyle osób, ile będzie trzeba, żeby zanieść odpowiednią ilość jedzenia, wody, lekarstw i innych rzeczy do lasu. Na szczęście nie było takiej konieczności.
Rano zbieraliśmy się już z Kubą do wyjazdu gdy pojawił się sygnał o 2 grupach (4 i 8 osób), które potrzebują pomocy. Zabraliśmy 3 śpiwory, jedzenie, wodę, lekarstwa na nieżyt żołądka, bo piją wodę z kałuż i bagien, i parę innych rzeczy. Na szczęście nie było w tej grupie dzieci. To było, jak lista zakupów. Przygotowaliśmy szybko co trzeba. Smarując pajdy chleba z masłem znowu zastanawiałem się, czy to jest realne. Wszystko odbywało się jakby automatycznie.
Wolontariusze zabrali rzeczy do dwóch samochodów. Śpieszyli się, aby zdążyć zanim ci ludzie znikną w lesie lub zanim znajdzie ich Straż Graniczna. Gdy odjeżdżali i napięcie trochę opadło, emocje wzięły górę. Każdy miał łzy w oczach.
Słychać głosy w mediach społecznościowych i nie tylko w nich, że mieszkańcy gremialnie pomagają. To nie do końca prawda. Pomaga niewielka liczba osób. Często są to ludzie, którzy przyjechali na Podlasie kilka lub kilkanaście lat temu z innych części Polski, aby się tutaj osiedlić. Z kolei szykanowanie aktywistów przez służby jest na porządku dziennym.
Sytuacja na granicy jest bezprawiem. Bardzo dobrze opisuje to Fundacja Batorego (https://www.batory.org.pl/oswiadczenie/stanowisko-zespolu-ekspertow-prawnych-fundacji-im-stefana-batorego-w-zwiazku-z-sytuacja-na-granicy-polsko-bialoruskiej/). Czyli Konstytucja RP (art. 56), Powszechna Deklaracja Praw Człowieka i Obywatela (art. 14), Karta Praw Podstawowych UE (art. 18), Traktat o Funkcjonowaniu UE (art. 78) wydają się nie mieć dla polskiego rządu żadnego znaczenia.
Na koniec o ludziach, którzy pomagają na miejscu, a którym ta sytuacja spadła na głowę. Doświadczenia, o których mówią, pozostaną na długie lata w ich sercach i umysłach. Są gigantami dobra, empatii jakiejś siły niespożytej. Muszą pracować, wychowywać dzieci i jednocześnie być permanentnie w trybie “stand by”. Bo nie wiadomo skąd będzie nowe wezwanie, czy w lesie będą dzieci, w jakim stanie, czy zdążą przed Strażą Graniczną. A teraz dochodzi jeszcze niebezpieczeństwo ze strony patroli narodowców.
Marcin Tumulka
3 odpowiedzi
Przekazanie przekraczających granicę migrantów Straży Granicznej to denuncjacja. W takim razie alternatywą jest umożliwienie im dalszej drogi do Niemiec. Najczęściej to napychanie kabzy mafii, która kasuje ciężkie pieniądze za transport w nieludzkich warunkach. Często z narażeniem życia przewodzonych. Współudział w naruszaniu granicy UE. Co na to “wartości” UE i praworządność?
Proszę poprawić składnię i chętnie odpowiem, bo nie dokonca rozumień pytanie. Pozdrawiam
… nie do końca rozumiem-tak miało być. Przepraszam.