Całe społeczeństwa żyją w dobrobycie i pokoju, lich członkowie planują swoją przyszłość, są zasobni w różne dobra i możliwości, ale wielu w nich zatraciło swoje człowieczeństwo i wrażliwość na elementarne potrzeby innych. To jest prawdziwe oblicze kryzysu humanitarnego.
Od wielu lat hasło „kryzys humanitarny” łączymy z wojnami, głodem, a przede wszystkim z falą migracyjną, która z południa przetacza się na północ, do krajów bogatych, rozwiniętych gospodarczo i żyjących w pokoju.
Kryzys humanizmu
Bogata północ, tak jak jest zamożna, tyleż samo jest biedna i godna politowania. Kryzys humanitarny dotyka serc milionów europejczyków w tym nas Polaków poprzez naszą nieczułość i obojętność na to, co się dzieje choćby teraz na naszej wschodniej granicy. Nie jest moją intencją generalizowanie odpowiedzialności, ani wytykanie palcem. Osądzi nas nasz stosunek do uchodźców.
Dziś rano mijałem dwoje osób wracających z porannej mszy świętej, gdy usłyszałem ich rozmowę, nieco zwolniłem, mówili z przejęciem, czułem, że chodzi o coś ważnego. Byli pełni oburzenia na to wszystko, co dzieje się na białoruskiej granicy, a jeszcze bardziej na to, co dzieje się z nami. Jedna z nich powołała się na słowa z wczorajszej liturgii, usłyszałem imię Barucha. Sądzę, że to te słowa zrobiły na niej szczególne wrażenie: „Panu, Bogu naszemu, należna jest sprawiedliwość, nam zaś rumieniec wstydu na twarzy” (Ba 1, 15). Dobiegło jeszcze: „i te przejmujące „biada tobie…” (Łk 10, 13), które Jezus wypowiedział wobec niegościnnych miast, tych które zamknęły się i nie przyjęły Go w swoich murach.
Pomyślałem wówczas: nam „biada”! Jeżeli bowiem nie przyjmiemy potrzebujących, nie okażemy im wsparcia, choćby to wymagało obywatelskiego nieposłuszeństwa wobec niehumanitarnych postaw rządzących, sami na siebie sprowadzamy Jezusowe “biada”!
Kryzys humanitarny ma swoją historię w wielu regionach biednego południa, w konfliktach, wojnach i tym wszystkim, co te ze sobą niosą, ale kończy się w naszych sercach, niemych, nieczułych, odwracających oczy na biedę i konieczność niesienia pomocy.
Ludzie w wyniku wojen i konfliktów tracą wiele: dom, bliskich, możliwość budowania swojej przyszłości na swojej własnej ziemi, nadzieję, że tam, gdzie wyrośli będzie kiedyś lepiej. Ci ludzie tracą też dobytek, możliwość kształcenia się, przyjaciół, można powiedzieć, że tracą wszystko, ale nie tracą swojego człowieczeństwa. Nawet jeżeli próbuje się im je zabrać lub wmówić nam, że to nie ludzie, tylko zwyrodnialcy.
Ale jest i tak, że całe społeczeństwa żyją w dobrobycie, pokoju, planują swoją przyszłość, ich członkowie są zasobni w różne dobra i możliwości, ale wielu w nich zatraciło swoje człowieczeństwo i wrażliwość na elementarne potrzeby innych. To jest prawdziwe oblicze kryzysu humanitarnego. To jest prawdziwy dramat, gdy wyzbywamy się swojego człowieczeństwa, wówczas na drugiego człowieka faktycznie nie ma już miejsca.
Problem nie ludzie
Powody formalne i prawne, aby nie pomagać można mnożyć. Dzieje się to tak długo, jak w potrzebujących ludziach, migrantach widzi się tylko problem do rozwiązania, problem bez twarzy, biografii, przyszłości.
Będzie się to działo tak długo, jak nasze poczucie „świętego spokoju”, który ze świętością nie ma nic wspólnego, będziemy stawiać wyżej niż zwyczajnie ludzki odruch niesienia pomocy, tym, którzy jej potrzebują.
Pamiętam słowa bp. Krzysztofa Zadarko, że perspektywa i nastawienie zmienia się wówczas, gdy tym ludziom spojrzy się w oczy, gdy spotyka się ich twarzą w twarz. Wówczas budzi się również powinność, troska, odpowiedzialność, budzi się nasze człowieczeństwo.
Nadzieja
Dzięki Bogu, za tych, którzy tak jak dzisiejsi napotkani przypadkowo przechodnie, czytają słowo Boże, lub czerpią inspirację z innych źródeł i są przejęci, niespokojni, gotowi działać, nieść pomoc.
„Dziwny jest ten świat” jak śpiewał w niezapomnianej piosence Czesław Niemen. „Lecz ludzi dobrej woli jest więcej i mocno wierzę w to, że ten świat, nie zginie nigdy dzięki nim”. Dziesięciu sprawiedliwych mogło ocalić Sodomę (zob. Rdz 18,32). Pozostaje tylko wyrazić nadzieję, że kryzys humanitarny nie dopadnie naszych serc i znajdzie się wielu, dzięki którym nasz świat nie zginie.