Jak być siostrą, bratem, matką

EWANGELIARZ NIEDZIELNY, 5 czerwca 2021

X NIEDZIELA ZWYKŁA

Mk 3. 20-35

Jezus przyszedł z uczniami swoimi do domu, a tłum znów się zbierał, tak że nawet posilić się nie mogli. Gdy to posłyszeli Jego bliscy, wybrali się, żeby Go powstrzymać. Mówiono bowiem: «Odszedł od zmysłów».

A uczeni w Piśmie, którzy przyszli z Jerozolimy, mówili: «Ma Belzebuba i mocą władcy złych duchów wyrzuca złe duchy».

Wtedy przywołał ich do siebie i mówił im w przypowieściach: «Jak może Szatan wyrzucać Szatana? Jeśli jakieś królestwo jest wewnętrznie skłócone, takie królestwo nie może się ostać. I jeśli dom wewnętrznie jest skłócony, to taki dom nie będzie mógł się ostać. Jeśli więc Szatan powstał przeciw sobie i jest z sobą skłócony, to nie może się ostać, lecz koniec z nim. Nikt nie może wejść do domu mocarza i sprzęt mu zagrabić, jeśli mocarza wpierw nie zwiąże, i dopiero wtedy dom jego ograbi.

Zaprawdę, powiadam wam: Wszystkie grzechy i bluźnierstwa, których by się ludzie dopuścili, będą im odpuszczone. Kto by jednak zbluźnił przeciw Duchowi Świętemu, nigdy nie otrzyma odpuszczenia, lecz winien jest grzechu wiecznego». Mówili bowiem: «Ma ducha nieczystego».

Tymczasem nadeszła Jego Matka i bracia i stojąc na dworze, posłali po Niego, aby Go przywołać.

A tłum ludzi siedział wokół Niego, gdy Mu powiedzieli: «Oto Twoja Matka i bracia na dworze szukają Ciebie».

Odpowiedział im: «Któż jest moją matką i którzy są moimi braćmi?»

I spoglądając na siedzących dokoła Niego, rzekł: «Oto moja matka i moi bracia. Bo kto pełni wolę Bożą, ten jest Mi bratem, siostrą i matką».

 

Nie mieli nawet czasu, żeby coś zjeść. Ani żeby odpocząć.  A tłumów przybywało i przybywało… nawet jednego paralityka z okna spuścili, żeby go uzdrowił, a On na dodatek (a właściwie najpierw) jeszcze mu grzechy odpuścił.

Krewniacy i Matka są mocno zaniepokojeni i zatroskani. Dokąd On zmierza?

Ledwie się wyrwał z domu, gdy tylko Jan go ochrzcił, biega po całej Galilei, głosi zbawienie świata, uzdrawia, kogo się da, złe duchy wypędza jakby to była łatwizna, zakłada jakiś klub dwunastu, których oszołomił swoim gadaniem, a w dodatku prowokuje faryzeuszy, uzdrawiając w szabat chorego (nie mógł  tej ręki uschniętej uzdrowić dzień wcześniej, albo dzień później? Przecież wiedział, że chodzą za nim od jakiegoś czasu, bo im się nie podoba, to, co mówi i robi.) Nie tylko się zamęcza i słabnie, bo nie je, ale jeszcze ściąga na siebie nieszczęście. Po prostu oszalał! Rozum zgubił! Trzeba Go pochwycić i wyszarpnąć z tej wariackiej działalności. Może jeszcze da się go uratować! Odseparuje od natrętów, nakarmi, zmusi go się do odpoczynku, a jak rozum mu wróci przeprosi świątobliwych faryzeuszy. Jest jeszcze nadzieja. Z nią przyszli do Niego. Lecz z powodu tłumów nie mogą się do domu się przepchnąć! Jakiś życzliwy człek, pewnie też zatroskany o Jego zdrowie, powiadamia Go, że rodzina przyszła.

Jego odpowiedź najpierw zdumiewa. Wydaje się zimna i bezwzględna wobec zatroskanej i strwożonej matki i braci.

Słychać tu echa słów krnąbrnego Dwunastolatka, który zniknął na trzy dni w ogromnej Jerozolimie, a gdy rodzice w panice szukając wreszcie odnaleźli Go w Świątyni, rzekł: „Czy nie wiecie, że powinienem być w domu Ojca”

Krewni, jak krewni, jakoś to przełknęli, nie znali go tak dobrze, ale Matka?

Trudne było to niezwykłe macierzyństwo Miriam. Musiała się Go uczyć, choć znała go od urodzenia.  Krewni ją widać przekonali, a sama się bała o Niego.  I tak a z lęku i troski powstała nieufność wobec Jego misji. Tak wtedy, w Jerozolimie, jak teraz Jego odpowiedź zabolała, może zdumiała, ale i otworzyła. Nie powiedział, że Ona nie jest Jego Matką. Przypomniał Jej, że jest Posłany. Że nie może przeszkadzać Mu być tym, kim chce i powinien być. Kim JEST.  Nadmierną macierzyńska troska, nie może przesłonić Jej prawdy o Nim.

To było chwilowe zachwianie Miriam. Pod Krzyżem mówi Amen, choć ból rozdziera jej serce, choć krwawi razem z Nim. Mówi Amen, jak wówczas, gdy nie świadoma przyszłości z całą ufnością godziła się go urodzić. Amen.

Co ta opowieść mówi do mnie?

Matko, gdy nie rozumiesz, czemu dziecko się zamęcza dla jakiejś sprawy, nie wkraczaj ze swoją tezą i gotowa receptą wynikającą z nadmiernej troski i miłości. Uważaj, nie stawiaj zbyt pochopnie diagnozy o szaleństwie. Pozwól dziecku być sobą, pozwól robić mu to, do czego jest powołane. Troska krewnych i ich pewność, że wiedzą, co dobre dla twojego dziecka, nie muszą wpływać na twoją decyzję. Ono z ciebie, ale nie twoje.

To słyszę, jako matka swoich dzieci.

Poza tym słyszę oskarżenie tych, którzy też nie rozumieją, ale są nieżyczliwi, nie troszczą się o niego, przeciwnie, szukają pretekstu by Go pochwycić i zgubić. I mam pewność, że to oskarżenie jest fałszywe. Przemawia do mnie nie tylko Jego argumentacja. Wiem, że nic, co On robi i mówi nie może być ze złego ducha, gdyż Jego czyny i Słowa promieniują czystą Miłością.

Widzę Jego święte szaleństwo i ono mnie pociąga. Widzę Jego naśladowców, szalonych z miłości ku ludziom, którzy uzdrawiają, leczą, karmią Słowem tak gorliwie, że czasem zapominają o odpoczynku i posiłku. Miłość ich rozpala, są podobni do Niego. I to mnie pociąga. I wiem, że każdy z nas może w sobie odnaleźć to święte szaleństwo, choćby w niewielkim stopniu. On chętnie go udziela! I ja też mogę. Ale to wcale nie łatwe

Pomóż Boże! Pomóż nie zamartwiać się o własne ja, pomóż nie oceniać i wyrokować po swojemu, pomóż skruszyć w sobie rozpychające się przekonanie, że mam receptę na wszystko i dla wszystkich, pomóż odrzucić podejrzliwość i daj zaufać. Pomóż poznać Twoją wolę i daj mi siły, by ją pełnić.  Pragnę, byś Ty żył we mnie, by Twoja krew płynęła w mojej! Wtedy naprawdę mogę stać i siostrą i matką. Amen, amen.

 

 

Działamy dzięki Tobie! Wesprzyj nas:

Facebook
Twitter
LinkedIn
Pinterest

Działamy dzięki Tobie! Wesprzyj nas!