To najdłuższy z rozdziałów książki „Uczestniczyć w losie drugiego” i chyba najbardziej aktualny. Trudno nie zgodzić się z większością padających tam stwierdzeń, jak choćby te początkowe:
- Człowiek wtedy jest w pełni osobą, gdy nie działa sam.
- Wspólne działanie wymaga wzajemnego zaufania.
- Niezdolność osiągania zgody jest chorobą społeczną.
- Karol Wojtyła w książce Osoba i czyn przestrzegał przed ustrojem, w którym brak miejsca na sprzeciw.
Wspomniane są liczne patologie polityki i życia społecznego w Polsce:
Monopol władzy, niszczenie demokracji, trójpodziału władzy, zamiana państwowych środków przekazu w tubę propagandową ekipy rządzącej, wynoszenie do rangi cnót tych elementów mentalności które na to nie zasługują, atakowanie UE i wmawianie, że prawo unijne nie jest naszym prawem. Zdają się one nikomu nie przeszkadzać, nawet biskupom.
Konstytucja nasza stwierdza, że Polska jest państwem prawnym realizującym zasady sprawiedliwości społecznej. Zapominanie przez ekipy rządzące o tej sprawiedliwości jest jedną z przyczyn wielu patologii.
Są też patologie religijności – łączenie deklaratywnego oddania Bogu z postawami sprzecznymi z wiarą (np. wobec imigrantów); podczas Marszu Niepodległości zawołaniu My chcemy Boga towarzyszą hasła sprzeczne z Ewangelią.
Najczęstszym grzechem jest grzech przeciw ósmemu przykazaniu. Z kłamstwami i przeinaczaniem prawdy stykamy się na każdym kroku. Kościół zdaje się tego nie dostrzegać i nie walczy z tym, chyba że przeinaczenia mają charakter antykościelny.
Wolności słowa musi towarzyszyć odpowiedzialność za słowa
Kościół w Polsce po epoce Wyszyńskiego i Jana Pawła II tęskni za liderem z autorytetem, ale czasy się zmieniły. Dodam, że nie brak w episkopacie biskupów, którzy chcieliby taką rolę odegrać ale najmniej się do niej nadają.
Kościół powinien jednoczyć społeczeństwo, niestety w opinii ogółu związał się z jedną partią, co krępuje jego działania i pozbawia autorytetu. Partie polityczne w walce o wyborców przekraczają wszelkie granice.
Duchowieństwo i elita kościelna mają zarazem skłonność do traktowania wszelkiej krytyki swych poczynań jako ataku na wiarę, na Kościół, na Prawdę.
To tylko część problemów poruszonych w tym rozdziale.
Pora na moje uwagi:
Środki przekazu (patrząc na ich historię) nie powstały w celu głoszenia prawdy, czy informowania ludzi, ale w celu dostarczania rozrywki. Oczywiście przy okazji informują, czy głoszą prawdę, ale, właśnie, przy okazji i na tyle, na ile jest na to zapotrzebowanie odbiorców.
Media zarabiające na reklamach zabiegają o jedno, by jak najwięcej ludzi zobaczyło reklamę. Liczy się liczbę wyświetleń, czy kliknięć. Skutkiem tego jest dominacja różnych bredni, tekstów nienawistnych, zniesławiających itd. Na nic się zdadzą wszelkie apele do mediów o przestrzeganie etyki Trzeba by pomyśleć o kontr-mechanizmach, o grzywnach proporcjonalnych do liczby kliknięć za zniesławiające lub inne niedopuszczalne treści, albo o zróżnicowaniu podatków dla przedsiębiorców, w zależności przy jakich treściach firma się reklamuje.
Dziś wydaje się to absurdem, utopią, niemożliwością, ale wg mnie jest to koniecznością, do której dojdzie prędzej lub później, a trzeba się starać by prędzej. A może na początek, mógłby jakiś komitet społeczny apelować o bojkot niektórych produktów, reklamowanych przy nagannych treściach?
Katolickie media powinny być narzędziem dialogu. W takim razie powinny przedstawiać nie tylko stanowisko „swoich” ale także argumenty strony przeciwnej. Ta potrzeba często jest negowana: „Niech o argumentach strony przeciwnej pisze np. Gazeta Wyborcza. Szkoda na to miejsca”. Czy jednak negujący czyta Gazetę Wyborczą, by się z tymi argumentami zapoznać? A może by tak pod tekstem w prasie katolickiej dodawać „argumentacja strony przeciwnej jest opublikowana w … (nazwa i numer pisma)?
Z jednym stwierdzeniem zawartym w rozdziale trudno mi się zgodzić:
Zwolennicy dokonywania aborcji ze względów społecznych będą powoływali się na najbardziej dramatyczne przykłady bez podawania statystyk i zapewnienia ich reprezentatywności. I odwrotnie: zwolennicy zaostrzenia prawa będą podawali najskrajniejsze przykłady wykorzystywania obecnie obowiązujących przepisów do zabijania płodu, nie odnosząc się do przykładów bardziej skomplikowanych.
Wydaje mi się, że o ile w Polsce mamy nieraz do czynienia z nadużyciem zakazu aborcji, o tyle rzadko słychać o nadużyciu prawa do aborcji w wyjątkowych przypadkach.
Po drugie, prawo nie ma dotyczyć jedynie przypadków statystycznie reprezentatywnych, ale musi regulować także i te najbardziej dramatyczne przykłady i to z obu stron. Każdy pojedynczy przypadek może świadczyć o wadliwości prawa i żadna statystyka nie jest tu potrzebna.
Mam też wątpliwości dotyczące negatywnej oceny skrajnych form protestu, m.in. samospaleń, jak Jana Palacha, Ryszarda Siwca, czy Piotra Szczęsnego. Wydaje mi się, że wciąż jest to perspektywa tradycyjnego potępiania wszelkich samobójstw przez Kościół oraz patrzenia na samospalenia, jako na element walki politycznej. Brak natomiast zrozumienia wrażliwości osób, które na taką formę samobójstwa się decydują. Bo przecież efekty polityczne takich czynów są żadne.
Prof. Szostek ma głębokie przekonanie, że w wyborze papieża bierze udział Duch Święty. Nie wszyscy podzielają to przekonanie. Czy w wyborze Aleksandra VI (Rodrigo de Borgia) także? Albo Stefana Vi, który kazał zwłoki swego poprzednika, papieża Formozusa, wydobyć z grobu, wytoczył mu (trupowi) proces, na którym uznał jego święcenia za nieważne, kazał obciąć mu palce prawej ręki i sprofanowane zwłoki wrzucić do Tybru (897 rok)?
Duch Święty usiłuje wpływać na wybór papieża, ale wybierający muszą chcieć kierować się Jego natchnieniem. Nie przymusza. Możliwy jest wybór papieża wbrew Jego natchnieniom. Ale może właśnie On wpłynął na wybór Teodora II i Jana IX, którzy papieża Formozusa przywrócili do czci?
Advocatus diaboli