Problem tytułowy potraktowany jest w rozdziale marginalnie, większość jego jest nie na temat. Porusza natomiast problemy: eutanazji, samobójstwa, uporczywej terapii, przywileju terapeutycznego i innych z tym powiązanych.
Odpowiedzi, jakich udziela ks. Andrzej Szostek Ignacemu Dudkiewiczowi w kolejnym rozdziale książki „Uczestniczyć w losie drugiego – Rozmowy o etyce, Kościele i świecie” opierają się na następujących podstawowych założeniach:
- Życie ludzkie jest święte. Od samego początku do śmierci.
- Każde życie ludzkie jest tak samo cenne.
- Wartość (świętość) ludzkiego życia nie podlega stopniowaniu. Jest stale tak samo cenne niezależnie od swej fazy (wieku) czy od stanu zdrowia, sprawności fizycznej itp..
- Jedyna dopuszczalna w nie ingerencja, to taka, która poprawia stan zdrowia, lub opóźnia moment śmierci. Nawet taka ingerencja wymaga zgody zainteresowanego.
Biorąc to pod uwagę, jest sprawą oczywistą zakaz eutanazji, czy zakaz udzielania jakiejkolwiek pomocy przy samobójstwie, choćby biernej przez nieprzeciwdziałanie. I nie może być od tego żadnych wyjątków.
Przy tych założeniach, jasnym jest, że odmowa leczenia przez pacjenta nie może być traktowana jako samobójstwo i w sposób oczywisty upada argument o nierówności dwóch chorych, z których jeden odmawiając leczenia swoją śmierć „przyspiesza” (należałoby poprawnie stwierdzić „nie opóźnia”), a drugi nie będąc aż tak chorym, skazany jest na długie wyczekiwanie, o ile ktoś z otoczenia nie podsunie mu trucizny, by „wyrównać szanse”.
Nie ma natomiast dobrej odpowiedzi w sprawie uporczywej terapii, która nie może przynieść poprawy zdrowia a jedynie odracza śmierć, nieraz kosztem wydłużania cierpienia. Jeśli pacjent takiej terapii nie żądał, w zasadzie lekarz nie ma obowiązku jej stosować. Każdy przypadek powinien być rozpatrywany indywidualnie. A jednak zdarza się, że lekarz stosuje uporczywa terapię nie tyle kierując się dobrem pacjenta, ile presją rodziny, lub obawą przed oskarżeniem o zaniedbanie. Trzeba ubolewać, że do takich przypadków dochodzi.
Problemem mogą być niekorzystne skutki uboczne leczenia. Poprawa zdrowia pod jednym względem, może być połączona z pogorszeniem pod innym, nawet z przyspieszeniem śmierci. Przykładem może tu być sedacja paliatywna – wprowadzenie pacjenta w stan głębokiej nieświadomości, która może okazać się nieodwracalna (uśmierzenie bólu pacjenta należy uważać za poprawę jego zdrowia, co nie zostało w omawianym tekście wyjaśnione). Można w każdym razie powoływać się na zasadę podwójnego skutku i brać pod uwagę intencje lekarza.
Można przedstawić te sprawy zwięźle i jasno. Autorzy, niestety, rozwadniają to na kilkanaście stron, przez co odpowiedzi nie tylko nie są oczywiste, ale dopiero zaczynają budzić wątpliwości.
Między wierszami pojawia się inna kwestia. A co jeśli ktoś odrzuca podane na początku założenia?
Ksiądz Szostek jest zdania, że większość ludzi podziela przekonanie o cenności życia ludzkiego. Operując zero-jedynkowo uważa, że odrzucający te założenia, czynią to w imię hoc saeculum, czyli nie uznawania wartości innych, niż doczesne.
Tu jednak nie ma racji. Nawet w Biblii wartość ludzkiego życia jest zróżnicowana. Inna króla – Bożego pomazańca, inna najemnika amalekickiego. Gal Anonim w najstarszej polskiej kronice, krytykuje Bolesława Śmiałego, że nie powinien pomazaniec tak szpetnie mścić się na pomazańcu. Życie św. Stanisława miało zatem większą wartość, niż życie zwykłego poddanego. Czy kierowano się poglądem hoc saeculum? W wielu kulturach, w razie klęski głodu, starcy zabijali się, lub byli zabijani, gdy nie starczyło żywności dla wszystkich (kryterium wieku!). Gdy powódź, lub statek tonie, też okazuje się, że czyjeś życie pierwszym rzędzie trzeba ratować. Nie każde jest równie cenne. A na domiar złego, pogląd, że życie człowieka nie kończy się ze śmiercią nieraz bywał pokusą do zbyt lekkiego szafowania cudzym życiem.
Kolejna kwestia – jakie reguły mają obowiązywać w społeczeństwie pluralistycznym, którego część uważa nasze założenia za oczywiste, a inni odrzucają je w części lub całości.
Czy mamy prawo zakazywać eutanazji? Chrześcijanie powinni jej sobie nie życzyć, więc czy jest dozwolona, czy nie, dla nich nie powinno to mieć znaczenia. A zabranianie jej np. ateistom, czy nie jest narzucaniem siłą prawa naszych przekonań innym? Ks. Szostek słusznie podkreśla, że nie można nikogo zobowiązywać do współuczestnictwa w eutanazji, bo to też jest narzucanie przekonań. Ale czy zakazywać w ogóle wszystkim? Wprawdzie ból fizyczny rzadko jest przyczyną prośby o eutanazję (tam, gdzie jest dopuszczalna) ale cierpienie psychiczne może być bardziej dotkliwe od bólu.
Z prawem do odebrania sobie życia sprawa jest bardziej delikatna. Samobójcza próba może być wynikiem depresji, choroby psychicznej itp. Może być to rodzaj wołania o pomoc, może być popełniane z nadzieją, że się nie uda. Takich przypadków jest wiele. Odratowanych samobójców nie karze się, tylko podaje obserwacji psychologicznej. Czy jednak każda pomoc w samobójstwie powinna być karana? Argumenty, które padają, nie są do końca przekonujące. Być może i tu każdy przypadek powinien być rozpatrywany indywidualnie?
Nie dla każdego życie jest cennym darem od Boga, za który odczuwa wdzięczność. Trafiają się osoby, które życie odczuwają jako nieznośny ciężar. Na „Bóg cię kocha”, odpowiadają: „Gdyby kochał, to już dawno by mi odebrał życie”.
Modlimy się „od nagłej i niespodziewanej śmierci zachowaj nas Panie”. Normalny, dojrzały emocjonalnie człowiek powinien umierać przygotowany na śmierć. Powinien móc uporządkować swoje sprawy ziemskie, pożegnać się z bliskimi. Podają piękne przykłady takich śmierci. Ale bywa też, że ludzie przesądni boją się spisać testament, boją się przyjąć sakramenty, „bo to przyspieszy śmierć”. Do zwyczaju przyjmowania sakramentu chorych w ostatniej chwili przed śmiercią, przyłożyła się trwająca przez wieki nazwa tego sakramentu „ostatnie olejem świętym namaszczenie” oraz poprzedzanie sakramentu udzieleniem wiatyku. Ks. Szostek określa „ostatnie namaszczenie” jako błędne sformułowanie. Czy tym samym nie przyznaje, że przez wieki Kościół błędnie wiernych nauczał i nie otwiera furtki do zapytania: „w jakich kwestiach Kościół dziś błędnie naucza wiernych?”
Przesądy, niedojrzałość emocjonalna, depresja towarzysząca chorobie, to przyczyny, dla których nie zawsze jest wskazane informować chorego, że jego stan jest terminalny. Przywilej terapeutyczny pozwala lekarzowi zachować tę wiedzę dla siebie, jeśli uważa, że miałaby ona negatywny wpływ na stan pacjenta. .Z drugiej strony mam osobiste wrażenie, że lekarze zbyt często z tego przywileju korzystają. Być może nie nauczono ich, jak o nachodzącej śmierci rozmawiać z pacjentami i starają się takiej rozmowy unikać? Wielu chorych i ich rodziny śmierć zaskakuje, bywa że chorzy przed śmiercią rozpaczają, bo już za późno na uregulowanie swoich spraw. Pozostawionych bliskich narażają na długie i kosztowe załatwianie spraw urzędowych. Aż się prosi, by tu przytoczyć opowieści o duchach zmarłych, nie mogących po śmierci zaznać spokoju.
Śmierć ma także swój aspekt społeczny. Ważna jest nie tylko z punktu widzenia umierającego, ale także tych, którzy jeszcze zostają przy życiu. Należałoby więc dodać jeszcze jedno założenie: człowiek ma także pewne obowiązki wobec bliźnich. Jest to właśnie ta zasada, z której, jak mi się wydaje, wynikają takie działania władz, które mają przeciwdziałać samobójstwom, paleniu tytoniu, alkoholizmowi, czy narkomanii. Stąd bierze się zakaz pojedynków, nakaz zapinania pasów w samochodzie, obowiązkowe szczepienia itp. wspomniane w rozdziale, choć może mniej przekonująco uzasadniane. Społeczeństwo ma prawo bronić się przed tym, by lekkomyślność jednostek nie narażała go na niepotrzebne wydatki, na obciążenia, których by można uniknąć.
I jeszcze jedna rzecz związana ze społecznym aspektem śmierci. Ludzie, gdy się czują potrzebni, potrafią zmobilizować organizm siłą woli, powstrzymać rozwój choroby, opóźnić śmierć. Przynajmniej na pewien czas. Bywa, że czas ten wykorzystują by przygotować się na śmierć, uregulować sprawy ziemskie, pożegnać się z bliskimi. Dodam od siebie, że takie przypadki nasunęły koncepcję psychotroniki, że można samą siłą myśli leczyć się, przyspieszyć powrót do zdrowia. Jednak takie przypadki , choć trafiają się, nie są regułą.
Ks. Szostek nie zgadza się z tezą Johna Hardwiga, amerykańskiego bioetyka, że są sytuacje, kiedy ma się obowiązek umrzeć. Ja od dziecka czytałem o sytuacjach, w których „człowiek honorowy” powinien strzelić obie w łeb. Ale poza tym, gdyby słowo „umrzeć” zastąpić słowem „oddać swe życie”, pewnie sytuacji takich znalazłoby się więcej.
Żyjemy w kulturze przesiąkniętej tradycją chrześcijańską, nawet wśród ateistów częste jest spojrzenie na wiele spraw bliskie chrześcijańskiemu. Nie znaczy to jednak, że jest ono jedyne możliwe, ani za innymi spojrzeniami nie da się zbudować równie silnej argumentacji, jak za chrześcijańskim. Co gorsze, gdy przychodzi do przełożenia teoretycznych zasad na życie codzienne, duża część wiernych postępuje wbrew zasadom. Więc obwarowujemy je sankcjami prawnymi. Czy słusznie?
Ewangelia zwraca nam uwagę, że nie znamy dnia ani godziny. Trzeba być zawsze przygotowanym na śmierć, gdyż może w każdej chwili nas zaskoczyć. Nie tylko starych i schorowanych, ale także młodych, w pełni sił. A przede wszystkim, naszych bliskich otaczajmy miłością, szczególnie w ciężkich chorobach i w ostatnich chwilach ich życia. I oby reguaminy szpitalne nam to ułatwiały a nie utrudniały.